Felietony

Tęsknię za małymi wypożyczalniami kaset wideo

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

22

Kaseta VHS to jeden z moich ulubionych nośników z przeszłości. A wypożyczalnie kaset, szczególnie te małe, były miejscami które odwiedzałem wręcz nagminnie. Miały swój klimat, podobnie jak oglądanie filmów w dawnych czasach. Urodziłem się w 1982 roku, dzięki czemu mogłem obserwować nie tylko zmia...

Kaseta VHS to jeden z moich ulubionych nośników z przeszłości. A wypożyczalnie kaset, szczególnie te małe, były miejscami które odwiedzałem wręcz nagminnie. Miały swój klimat, podobnie jak oglądanie filmów w dawnych czasach.

Urodziłem się w 1982 roku, dzięki czemu mogłem obserwować nie tylko zmiany w efektach specjalnych, ale również w kwestii dystrybucji filmowych hitów. Doskonale pamiętam tylko dwa kanały w telewizji, początki mody na montowanie talerzy satelitarnych i wypożyczalnie filmów na kasetach VHS. Pamiętam też, że w małym mieście możliwość kupienia filmu w normalnym pudełku graniczyła z cudem. Dlatego kombinowaliśmy - nagrywając filmy z tak zwanej satelity lub przegrywając kasety z wypożyczalni. Mówiąc szczerze sam nie wiem, czy dostępne tam taśmy były oryginalne i czy wypożyczalnie miały odpowiednie pozwolenia. Pamiętajcie, że w latach 90. ubiegłego wieku prawa autorskie w naszym kraju dopiero raczkowały.

Tylko proszę oddać przewiniętą

W moim małym, liczącym około 20 tysięcy mieszkańców mieście mieliśmy kilka wypożyczalni. Głównie małych osiedlowych - najczęściej mieszczących się na parterze w blokach. Ale jedna odstawała od nich trochę rozmiarem i przetrwała chyba najdłużej. Miała nawet specjalne karty stałego klienta i klub komputerowy. Tak, właściciele i ich młodzi synowie byli tak zafascynowani PC-tami i grami, że stworzyli pierwszy i chyba jedyny w naszym mieście klub zrzeszający miłośników komputerów. Ale poza tym w swojej wypożyczalnie mieli tonę filmów. Okładki oczywiście przekładano do specjalnych segregatorów - te z podpisami "Karate", "Fantasy" i "Science-fiction" znałem wręcz na pamięć.

Jeśli odwiedzaliście takie placówki, na pewno pamiętacie, że w telewizji nie było ani reklam nowych kinowych filmów, ani programów skupiających się na recenzjach nowości z wielkiego ekranu. Jedynymi źródłami informacji o nowych obrazach byli znajomi, poczta pantoflowa, właściciele wypożyczalni i samodzielne przeglądanie wspomnianych segregatorów w poszukiwaniu nowości. Wypożyczałem filmy zarówno w tygodniu (trzeba było je oddać następnego dnia do konkretnej godziny) i na weekend. W tym drugim przypadku najczęściej od piątku do poniedziałku lub od soboty do poniedziałku. Nigdy nie zapłaciłem kary, choć zdarzyło mi się biec do tego przybytku z wywieszonym językiem, bo o oddaniu kasety przypomniało mi się na przykład 15 minut przed zamknięciem wypożyczalni.

Filmy miało się więc w domu na ogół przez dzień. No ale przecież to było dzieciństwo, niektóre "dzieła" chciało się jednak obejrzeć jeszcze raz, a potem powtórzyć seans po tygodniu. Wideo (nazywajmy tak odtwarzacz VHS lub odtwarzacz z możliwością nagrywania) pod pachę, kable "czincz" do kieszeni, czysta kaseta i lecimy. Ręka do góry kto nigdy nie przegrał filmu z wypożyczalni. No właśnie. Magnetyczny nośnik miał też to do siebie, że nie był wieczny. Każde kolejne odtworzenie filmu oznaczało, że kaseta traci swoją żywotność. Z tym też trzeba było uważać. Czasem wypożyczony film był już nieźle "zjeżdżony", innym razem nagrywany na używanej kasecie materiał obfitował w nieprzyjemne przebitki.

Oglądałem na "dividiksie"

Pierwszy raz styczność z filmami na płytach CD miałem w 1999 roku. Był to Matrix, kompletnie nie wiedziałem z jakiego źródła. Dostałem film w prezencie od demoscenowego znajomego - na dwóch płytach. Później wszedłem w posiadanie oryginalnej kasety z tym obrazem więc i wyrzuty sumienia, że pierwszych kilka razy obejrzałem go na piracie były mniejsze. Znajomi pojechali na studia, otworzyło się okno do kupowanie oryginalnych kaset - korzystałem. Czasami wymienialiśmy się takimi filmami, żeby nie puścić rodziców z torbami.

Kiedy sam zacząłem studia filmy na płytach (oczywiście pirackie) były już w pełnym rozkwicie. Znajomi pożyczali sobie obrazy na tym nośniku już nawet nie w pudełkach, ale w szpulach. Przegrywano na potęgę - od kinowych hitów z najwyższej półki, aż po totalne padaki, na które szkoda było lasera w napędzie. Wtedy chyba polscy komputerowcy kompletnie zapomnieli, że to nie jest oficjalna i legalna dystrybucja filmów. I mam wrażenie, że nikogo to nie obchodziło. Poznałem nawet człowieka, który kolekcjonował filmy. Oryginalne? A skąd, przegrywał wszystko od wszystkich, a potem katalogował swoje nic nie warte filmowe zbiory. Kto nie słyszał o nalotach na akademiki? Sam widziałem jak studenci wynoszą komputery do znajomych wynajmujących mieszkania. I tak, to mieszańcy akademików byli głównymi dystrybutorami pirackich filmów, bo to właśnie tam posiadali dostęp do szybkiego jak, na tamte czasy, internetu.

Korzystałem przez kilka lat z wypożyczalni płyt DVD, część małych przybytków z kasetami przerzuciła się na ten nośnik, było też przecież w Polsce Beverly Hills Video, które i tak długo pociągnęło. Były bazarowe stragany z filmami, których oryginalność to kwestia sporna.. Wyświechtane pudełka albo filmy wyglądające ja wyciągnięte z gazet, które przecież też zaczęły oferować materiały na tym nośniku. Potem pojawiły się kioskowe serie z filmami, sam wszedłem w posiadanie kilku takich zestawów, które leżą gdzieś w kartonach w szafie. Kompletnie nie dziwiłem się ich popularności - normalne wydania DVD były drogie, zbyt drogie na kieszeń zwykłego Kowalskiego.

Nie zrozumcie mnie źle - kiedyś nie było lepiej. Było zdecydowanie trudniej, ale przez ten gorszy dostęp do filmów mam w głowie mnóstwo fajnych wspomnień. Niechcący skasowałem na przykład kasetę ze swojej Pierwszej Komunii. Zwykłe niedopatrzenie, ustawiłem na noc nagrywanie pierwszego Terminatora na RTL-u. I co z tego że był po niemiecku? Pożyczyłem kiedyś od znajomego kasetę z filmami, ale zapomniał mi powiedzieć, że ma wideo nagrywające z podwójną prędkością, przez co nie mogłem obejrzeć jej u siebie. Pamiętam kolekcjonowanei filmów nagranych z telewizji, wymienianie się nimi ze znajomymi i wędrówki z magnetowidami. Ale chyba najmilej wspominam właśnie wypożyczalnie kaset wideo i segregatory, które przeglądaliśmy z kolegami nawet nie mając akurat pieniędzy na wypożyczenie. Albo tę nadzieję, że film jest dziś na stanie.

Blu-ray, odchodzące do lamusa DVD, abonamenty w niedziałającym w Polsce Netflixie, działającym w Polsce HBO GO, kombinowanie z wirtualną przeprowadzką do USA by uruchomić niedostępne w naszym kraju usługi. Może za kilkanaście lat nasze dzieciaki będą miło wspominać tego typu akcje. Możemy narzekać na kondycję polskiego VOD i kiepski dostęp do seriali, którymi zachwyca się cały świat. Ale dostęp do filmów mamy wręcz świetny, szczególnie jeśli spojrzymy na niego pod kątem tego, jak było kiedyś.

grafika: 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu