Felietony

Jak wiele jesteśmy w stanie zapłacić za telefon? Moja granica już dawno "pękła"

Jakub Szczęsny
Jak wiele jesteśmy w stanie zapłacić za telefon? Moja granica już dawno "pękła"
161

Kiedyś kupiłem iPhone'a. Były to jednak czasy, w których ceny nie były jeszcze szczególnie kosmiczne, a i tak miałem poczucie, że przepłaciłem jak nigdy. Tłukłem się nim po głowie za każdym razem, gdy przypominałem sobie rachunek opiewający na... całkiem niemało. iPhone X nieco tę granicę przesunął, natomiast składany telefon Samsunga wniesie tę kwestię na kuriozalny dla mnie już poziom. Cóż - podatek od nowości.

"Internety mawiają", że składany telefon Samsunga pojawi się w marcu przyszłego roku. Ale to jeszcze nic - cena wyjściowa tego urządzenia ma wynosić... ok. 1600 dolarów. To dużo, dużo więcej niż w przypadku najdroższego nawet iPhone'a. Zaznaczę od razu, że nie ma co porównywać tego sprzętu do produktów np. odrodzonego ostatnio Vertu - to zupełnie inna klasa urządzeń. Mówimy tutaj o najprawdopodobniej przełomowym telefonie komórkowym, który niekoniecznie musi odnieść sprzedażowy sukces. I najpewniej nim nie będzie, choć nie wykluczam, że znajdzie się na niego całkiem spore grono nabywców.

Ile wynosi "średnia" transakcja wynikająca z zakupu telefonu komórkowego?

Gfk podało w tym roku, że średnia sprzedażowa cena telefonu komórkowego wynosi 363 dolary. Gdyby zastosować najbardziej optymistyczny przelicznik, jest to "na oko" 1500 złotych. Rzecz jasna istnieją na świecie rynki bardziej chłonne jeżeli chodzi o dużo droższe flagowce, ale mamy też do czynienia z takimi, które "wolą" średniaki mieszczące się w tej cenie. Producenci tacy jak Huawei, Xiaomi, HMD Global bardzo chętnie prezentują doskonale wyważone sprzęty oscylujące wokół tej kwoty - skoro taka jest średnia cena zakupu smartfona, to i popyt na "średniaki" będzie wyższy.

Co więcej, jest to 10-procentowy wzrost w stosunku do roku poprzedniego. Na ten fakt złożyły się głównie coraz śmielsze poczynania czołowych producentów telefonów komórkowych, którzy nie uznają czegoś takiego jak "granica ceny". Mimo niezadowoleń ekspertów wieszczących rychły powrót do atrakcyjniejszych cenników... to działa. Ludzie są w stanie zapłacić więcej za telefony komórkowe głównie dlatego, że są nowe, "odrobinę lepsze", jeszcze bogatsze w wyposażeniu.

Gdyby tego było mało - trend ów ma się utrzymać, a średnia cena sprzedaży rosnąć. Ma to związek z kolejnymi planami producentów, którzy nie obawiają się podniesienia cen i wprowadzenia na rynek czegoś innowacyjnego. Samsung jak widać zaczyna wieść prym w korowodzie redefinicji charakterystyki użytkowej typowego telefonu komórkowego. Można powiedzieć, że składany smartfon to na razie tylko "śmiała wizja". Ale - ta wizja kiedyś znajdzie swoje zastosowanie na rynku konsumenckim i jeżeli okaże się strzałem w dziesiątkę, to najpewniej dojdzie i do kolektywnego przyjęcia nowego standardu budowy urządzenia mobilnego. Smartfony hybrydowe zdają się pukać do naszych drzwi.

Poskładajmy poczynania Samsunga w jedną całość. Motywy giganta są jednoznaczne

Pukałbym się w czoło na myśl o składanym telefonie tego producenta gdyby nie dwa fakty. Napompowana marketingową nowomową konferencja, w trakcie której w złym oświetleniu pokazano zupełnie nowy typ telefonu wcale nie była pierwszym poważnym argumentem przemawiającym na korzyść powodzenia tej wizji. Wróćmy o właściwie już dwie generacje do tyłu we flagowcach Samsunga i przypomnijmy sobie stację dokującą DeX. Telefon jako hybryda spójnego środowiska desktopowego. Wcześniej miał to już jednak Microsoft, który jednak własną szansę pogrzebał właściwie na starcie, rękawice oddał koncertowo.

I rzeczywiście wydaje mi się (a mogę się pomylić), że Samsung chcąc zachować spójność swojej idei zaproponowanej w "deksie" postanowił uczynić z niej podstawy do stworzenia: telefonu komórkowego z możliwością wykorzystania go w roli tabletu. Małej stacji roboczej, do której można przyczepić klawiaturę, podłączyć myszkę i bawić się nią tak, jak z małym netbookiem. Jeżeli trzeba - dopiąć do niego dodatkowy monitor i w tym wypadku już skonstruować niemalże pełnoprawną stację roboczą.

Rozmyślając o możliwych zastosowaniach dla takiej hybrydy można szybko dojść do wniosku: biznes. Jedynie biznes powinien być na tyle chłonny w kontekście swoich rozwiązań. I powiem tylko tyle: bingo. Jeżeli Koreańczycy nie będą pozycjonować składanego smartfona jako rozwiązanie ultrabiznesowe - najpewniej uznam, że coś w trakcie budowania strategii poszło bardzo nie tak. Innej opcji nie ma.

Podobnie przecież było w Lumią 950, która była reklamowana jako świetny telefon do rozwiązań biznesowych. Samsung Galaxy S8 i S9 wraz z deksem to też właściwie urządzenia nastawione głównie na takie zastosowania. Niemniej, są one jeszcze akceptowalne dla bardziej "casualowych" odbiorców. Ze składanym sprzętem od Samsunga będzie jednak mocno inaczej - ze względu na bardzo nowatorską konstrukcję i horrendalną cenę. Jeżeli rynek biznesowy wchłonie ten pomysł i oceni go dobrze - najpewniej za około dwa lata zobaczymy być może pierwszy (albo i drugi i trzeci) telefon oparty na tej samej idei dla mas. Będzie on odpowiednio tańszy, nieco gorzej wyposażony, ale... właśnie. Akceptowalny pod każdym względem.

Czyli jednak jakaś granica istnieje? Pewnie, że istnieje - jednak zależy ona również od okoliczności. W tym momencie Samsung nie musi obawiać się złego przyjęcia nowej konstrukcji przez mocno ograniczony rynek. Ale jeżeli uda się mu tam, najpewniej i my w ciągu najbliższych lat będziemy cieszyć się z naszych hybryd.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu