SpaceX nie jest już startupem, który jedynie dużo mówi o podboju kosmosu, szuka bogatego sponsora i pokazuje szkice – ta firma działa od dłuższego czasu, może się już pochwalić sporymi osiągnięciami. Wystarczy wspomnieć, że udało się jej odzyskać kilka razy rakietę, sprzęt po starcie lądował np. na barce ulokowanej na wodach oceanu. To robi wrażenie – nie tylko na pasjonatach tematu, ale też na innych firmach, politykach czy agencjach kosmicznych. Nie dziwi przy tym, że snute przez Elona Muska wizje wyprawy na Marsa nie są odbierane jako totalne brednie. Przynajmniej nie przez wszystkich.
Do tej beczki miodu kilka miesięcy temu dorzucono niestety łyżkę (a może raczej słój) dziegciu: we wrześniu eksplodowała rakieta Falcon 9, zniszczeniu uległy satelity ulokowane na pokładzie. To oznaczało straty sięgające setek milionów dolarów i niezadowolenie niektórych firm, w tym Facebooka, który musiał opóźnić plany dostarczania Sieci na tereny subsaharyjskie. Przez kolejne miesiące pytano nie tylko o to, co wywołało katastrofę, ale też o jej konsekwencje i tempo, w jakim firmie uda się wrócić do gry. SpaceX w końcu udzielił odpowiedzi w ostatniej kwestii.
Weekend przyniósł doniesienia o udanym starcie rakiety firmy Elona Muska. Wystartowała z bazy Vandenberga w Kalifornii, ładunek stanowiło 10 satelitów firmy telekomunikacyjnej Iridium. Tym razem obyło się bez fajerwerków: pierwszy człon rakiety wylądował na barce o wdzięcznej nazwie Just Read The Instruction, drugi człon dostarczył na niższą orbitę Ziemi ładunek. Tym samym, wszystko poszło zgodnie z planem, pracownicy SpaceX mieli powód do zadowolenia. Podejrzewam, że Muskowi też ulżyło – ten start był naprawdę ważny.
Liftoff pic.twitter.com/pcVJOvFHY2
— Elon Musk (@elonmusk) 15 stycznia 2017
Chodzi nie tylko o wypełnianie zobowiązań, ale też, a może przede wszystkim, o pokazanie partnerom i potencjalnym klientom, że wszystko jest pod kontrolą, że wypadek z września nie mia większego wpływu na firmę. Jasne, oznaczał opóźnienia, ale te można w dłuższej perspektywie nadrobić (opóźnienia to znak firmowy Muska). Firma musiała udowodnić, że wszystko funkcjonuje sprawnie. Udało się. Ale to dopiero początek: na wyniesienie w przestrzeń kosmiczną czeka kolejnych kilkadziesiąt satelitów Iridium i ma to nastąpić w najbliższych kwartałach. Zakontraktowane są też loty dla innych firm. Trudno stwierdzić, czy SpaceX uda się zrealizować grafik, to będzie wymagało bardzo dużej aktywności. Przy tym nie zakłada się pewnie kolejnych wpadek…
First stage has landed on Just Read the Instructions pic.twitter.com/W0EoLaO4YR
— SpaceX (@SpaceX) 14 stycznia 2017
Korporacja Muska nie dokonała kolejnej wielkiej rzeczy w miniony weekend, ale przypomniała o sobie. Uspokoiła sytuację, wróciła do biznesu, który ma przecież przynosić pieniądze. Duże pieniądze. To m.in. z nich mają być realizowane ambitne plany Muska. Jeśli kolejne misje będą się kończyć sukcesem, pewnie szybko uznamy je za coś normalnego, powszedniego i przestaniemy zwracać uwagę na to, że jakaś firma stawia na barkach człony rakiet kosmicznych, by w przyszłości ponownie je wykorzystać. Powinno nas chyba cieszyć to, że takie rzeczy stają się codziennością.
Niedawno uruchomiliśmy serwis z Pracą w IT! Gorąco zachęcamy do przejrzenia najnowszych ofert pracy oraz profili pracodawców
Więcej z kategorii Ciekawostki:
- Windows 10X uruchomisz na wszystkim - tablecie, Macbooku i... starej Lumii
- Stało się. Sztuczna rogówka może przywrócić wzrok dziesiątkom tysięcy osób na świecie
- Minecraft - jak nucenie youtubera stało się pełnoprawnym metalowym numerem z 20 mln wyświetleń?
- Najciekawsze i najdziwniejsze rzeczy pokazane na CES 2021
- Im dłużej na nią patrzę, tym więcej sensu widzę w podstawce która zamienia iPada w "komputer"