Gry

Sniper Elite III: Afrika – recenzja

Paweł Kozierkiewicz
Sniper Elite III: Afrika – recenzja
2

Snajperzy, zwani też w pewnych kręgach „kamperami”, to najbardziej znienawidzone jednostki, które wzbudzają postrach wśród wrogów. W Sniper Elite III clou rozgrywki to bycie kamperem. Trzecia część gry od studia Rebellion to prequel. O ile dwie pierwsze odsłony działy się w Belinie w 1945 roku, t...

Snajperzy, zwani też w pewnych kręgach „kamperami”, to najbardziej znienawidzone jednostki, które wzbudzają postrach wśród wrogów. W Sniper Elite III clou rozgrywki to bycie kamperem.

Trzecia część gry od studia Rebellion to prequel. O ile dwie pierwsze odsłony działy się w Belinie w 1945 roku, tak w trzeciej odsłonie serii trafiamy do Afryki w 1941 roku. Trwają zażarte walki pomiędzy aliantami a państwami Osi o każdy skrawek nieprzyjaznego, gorącego lądu. Można rzec, że następuje pewien impas. Wywiad donosi, że Niemcy spróbują przełamać go za pomocą konstruowanej w tajemnicy wunderwaffe – broni pancernej, która nie tylko zmiecie z powierzchni ziemi wojska koalicyjne w Afryce, ale także dopomoże Hitlerowi w ostatecznym zgnieceniu jakiegokolwiek oporu w Europie. Nad całością czuwa okrutny generał Vahlen, który bezwzględnie dąży do celu. Jak nietrudno się domyślić, naszym zadaniem będzie powstrzymanie Niemców przed osiągnięciem sukcesu. A dokonujemy tego w skórze Karla Fairburne’a, zimnokrwistego amerykańskiego snajpera.

Tak zarysowuje się historia ukazana w Sniper Elite III: Afrika. Niestety jak widać, jest ona sztampowa aż do bólu. Niemcy robią wunderwaffe, które ma pomóc im w zwycięstwie, my musimy im w tym przeszkodzić. Miałkości fabuły nie ratują postacie. Vahlen jest kolejnym przykładem stereotypowego nazisty, który w imię realizacji planu jest gotowy zabijać z zimną krwią swoich podwładnych. Fairburne jest kompletnie nijaki. Podczas rozgrywki nie dane nam jest poznać ani jego przeszłości, ani motywacji. Cienia emocji na jego twarzy, czy w głosie też nie zaznacie. Rozumiem, że snajperzy to opanowane i niewzruszone maszyny do zabijania, ale ten osobnik jest tak nijaki, że przez całą rozgrywkę nie wzbudza w nas żadnych pozytywnych, albo negatywnych emocji. A szkoda. Przy odrobinie chęci dałoby się wycisnąć z przedstawianej historii coś więcej, a tak otrzymujemy zestaw misji połączonych jakimś tam mało pasjonującym wątkiem.

Pustynny szczur

To, co zachwyciło mnie podczas pokazu przedpremierowego, to swoboda, z jaką dało się przechodzić kolejne misje. Poprzednie części Sniper Elite były pod tym kątem bardzo liniowe. Mieliśmy z góry wyznaczoną ścieżkę, z której nie było jak zboczyć. W „trójce” dano nam znacznie większą swobodę. Każdy etap jest w pełni otwarty, a do celu prowadzi kilka różnych ścieżek. Za każdym razem misję trzeba zacząć od dokładnego obejrzenia mapy, zaplanować drogę, wyszukać interesujące nas punkty. Później czeka nas już tylko jedno wielkie skradanie.

Taka konstrukcja poziomów jest świetnym pomysłem, dlatego też trochę boli, że twórcy nie wykorzystali w pełni potencjału. Najczęściej i tak musimy przedrzeć się z jednego końca obszaru na drugi, czasami wrócić po własnych śladach po „cośtam”, eliminując po kolei plątających się żołnierzy. Dodatkowo często na końcu jesteśmy zmuszeni do stawiania czoła bossowi w postaci czołgu, albo nagłego wysypu wrogich snajperów. O ile to drugie jeszcze da się przełknąć, to gdzie logika walki z pojazdem opancerzonym?

Cieszą alternatywne ścieżki, wydrążone w skałach przejścia, czy kompleks podziemnych tuneli pod lotniskiem, jednak w pewnym momencie widzimy ograniczenia narzucone przez twórców. Dla przykładu: znaleźliśmy świetne miejsce na postrzelanie ze snajperki na wystającej półce skalnej. Niestety, nie wejdziemy tam w żaden sposób, ponieważ tego nie zaplanowano podczas tworzenia poziomu. Na mapach rozstawiono po kilka gniazd snajperskich, które oferują teoretycznie najlepsze punkty do oddawania strzałów. Tylko teoretycznie, ponieważ w kilku przypadkach były one w moim mniemaniu kompletnie bezużyteczne.

Innym znaczącym mankamentem jest coś, co można nazwać „strefowością” mapy. Choć mamy w ręku karabin snajperski, możecie zapomnieć o celnych strzałach przez pół poziomu. Nie dlatego, że odległość za wielka, czy wiatr za silny, tylko dlatego, że silnik gry „rozstawia” przeciwników dopiero po dojściu do konkretnego miejsca na mapie. Żeby to lepiej zobrazować, przedstawię historię z życia wziętą.

W trakcie przemykania się przez jedno z afrykańskich miast, bardzo uważnie obserwowałem przez lornetkę całą okolicę wyszukując wrogów, to znaczy celów. Zauważyłem dość wysoką wieżę, która wydawała się idealnym miejscem dla snajpera. Także wrogiego. Poświęciłem dobre kilka minut na uważne zlustrowanie obiektu, jednak nie zauważyłem tam żadnego ruchu. Ruszyłem dalej. Po przejściu kilkunastu metrów (i osiągnięciu jakiegoś konkretnego punktu) nagle na wieży i w jej okolicy zmaterializowało się kilku przeciwników. Co ciekawe, znikali oni z pola widzenia po wykonaniu kilku kroków w tył.

Z całym szacunkiem dla twórców, takie rozwiązanie w grze opartej na „snajpieniu” jest nie do pomyślenia.

Najbardziej boli jednak koszmarnie kiepska sztuczna inteligencja wrogów. Jak ci Niemcy w ogóle byli w stanie odnieść jakiekolwiek sukcesy na rozpętanej przez siebie wojnie, kiedy ich szeregi zasilały tak ułomne jednostki?

Wrogowie nie przejmowali się nadmiernie, kiedy odnajdywali ciała swoich współtowarzyszy. Trochę pokrzyczeli, trochę połazili po okolicy, ale w pewnym momencie wracali do swoich mało ciekawych obowiązków. Niejednokrotnie potrafili ustawiać się w tym samych miejscach, w których chwilę temu padł Hans, Martin i Wulfgar. Niejednokrotnie za to dysponują oni świetnie wykształconymi zmysłami. Jeden głośniejszy ruch i już, któryś z nazistów idzie sprawdzić co się dzieje. W pewnym momencie tę ich zdolność (i brak pomyślunku) wykorzystałem na swoją korzyść. Hałasując na dachu jednego z budynku zwabiłem i po cichu zabiłem z pistoletu z tłumikiem kilkunastu hitlerowców. I śmieszne i smutne...

Snajperski kurs anatomii

Po przeczytaniu powyższych uwag można zakwalifikować Sniper Elite III: Afrika do gier kompletnie nieudanych. Ale to nie byłaby prawda. Choć niedoróbek jest całe mnóstwo, to nie mogę uznać kilkunastu godzin skradania się i wybijania niemieckich zastępów za stracone.

Sama zabawa w snajpera jest bardzo satysfakcjonująca. Trzeba wynajdywać odpowiednie miejsca, z których będziemy najbardziej skuteczni oraz wykorzystywać otoczenie. Na obszarach działania znajdziemy różne urządzenia, np. generatory. Kiedy je uszkodzimy, zaczną one hałasować na tyle, żeby zagłuszać nasze strzały. Niekiedy możemy też liczyć na przelatujące nisko samoloty, albo strzelające działka przeciwlotnicze. Jeśli dobrze zaplanujemy kolejność eliminowania wrogów, to podczas jednego „posiedzenia” w ukryciu, przy wykorzystaniu „zagłuszania” jesteśmy w stanie niezauważenie położyć trupem kilkanaście celów.

Inną taktyką jest bardziej klasyczne odstrzelenie kilku przeciwników i oddalenie się z miejsca zdarzenia do jakiegoś ukrycia. Można też podjąć się bardziej ryzykownych, albo twórczych działań. W naszym ekwipunku znaleźć można miny pułapki, albo przeciwpiechotne. Po ich rozłożeniu i narobieniu hałasu, zbiegający się w miejsce naszej poprzedniej bytności Niemcy otrzymują bombową niespodziankę. Czasami siałem też ferment w nieprzyjacielskich szeregach poprzez szybkie zmiany miejsc i eliminowanie nazisty za nazistą.

Za celne strzały jesteśmy nagradzani efektowną animacją śmierci przeciwnika. Mogliśmy to już podziwiać choćby w Sniper Elite V2, jednak tym razem Rebellion postanowił jeszcze bardziej dopracować ten element.

Widzimy więc wylatujący w zwolnionym tempie pocisk, który niechybnie zmierza na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. Chwilę później naszym oczom ukazuje się cel, nazwijmy go Heinrich. Kamera ukazuje nam głowę Heinricha w ujęciu rentgenowskim – możemy przyjrzeć się jego aryjskiej czaszce, oczom, mięśniom... A potem kula bezlitośnie uderza dokonując drastycznych i jakże realistycznych zniszczeń.

Trzeba to przyznać szczerze. Animacja robi wrażenie i cieszy. Twórcy hojnie punktują każde trafienie. Czy to w głowę, czy w oko, czy wątrobę, płuco, albo cojones. Spotkałem się z opiniami, że po kilku godzinach takiego show animacje śmierci zaczynają nużyć. Możliwe, ja się dobrze z nimi bawiłem do samego końca. Bardziej wrażliwi, lub znudzeni na szczęście mogą je całkowicie wyłączyć w menu.

Warto też wspomnieć o dostępnym arsenale. Na początku zaczynamy zabawę z karabinem M1 Garand. Z czasem możemy dorobić się jeszcze trzech innych karabinów snajperskich, np. Gewehr 43, albo Lee-Enfielda. Każdy z nich różni się parametrami tj. odrzut, czy prędkość wylotowa pocisku. Do tego, każdą broń da się ulepszyć poprzez odnajdowane w trakcie rozgrywki elementy.

Oprócz tego, możemy nosić dwie dodatkowe pukawki. Jedną będzie pistolet. I choć twórcy dają nam tutaj wybór, to logiczne jest pozostawanie przy wytłumionym Welrodzie. To jedyna broń, którą da się powalić wroga bez robienia nadmiernego hałasu.

Kiedy jednak sytuacja wymknie nam się spod kontroli i trzeba siać kulami na lewo i na prawo, to wtedy do naszych usług pozostaje dobrze znany Thompson, albo MP-40. Trzeba jednak przyznać, że strzelanie z tych karabinków jest dość karkołomne i wykorzystuje się tę broń jedynie w ostateczności.

Kupy nikt nie ruszy

A i w kupie raźniej. Sniper Elite III: Afrika dostarcza sporo frajdy w zabawie kooperacyjnej. Wtedy jedna osoba może być obserwatorem, a druga strzelać, albo też na front wyrusza dwóch snajperów. Warto jednak w takiej formule mieć stały kontakt głosowy z partnerem – to znacznie ułatwia zabawę.

Jeśli chodzi o zabawę sieciową, to w grze znajdziemy i tradycyjne tryby, i zaprojektowane bardziej pod snajperskie rzemiosło. Dużo frajdy sprawiają mapy, na których gracze z przeciwnych drużyn nie mają ze sobą bezpośredniego kontaktu. Jedynym sposobem na zapunktowanie, jest odszukanie na przeciwległym krańcu obszaru wrogiego strzelca. Tutaj nikt nie wyzwie Cię od kampera!

I Ty możesz zostać snajperem

Sniper Elite III: Afrika to dość solidna produkcja, której potencjał został w dużym stopniu niewykorzystany. Najbardziej boli kulająca sztuczna inteligencja przeciwników i ograniczenia silnika gry. Samo skradanie się i „snajpienie” dostarcza jednak sporo frajdy. Dzięki rozbudowanym opcjom związanym z ustawieniami poziomu trudności, snajperem może zostać nawet osoba, która na co dzień nie gra zbyt wiele w strzelanki. Na najłatwiejszych nastawach wystarczy wycelować – gra sama wskaże optymalny punkt – i strzelić. Przy najwyższym poziomie trudności ustrzelenie przeciwnika znajdującego się o kilkadziesiąt metrów od nas staje się wyczynem na miarę samego Simo Hayhy.

Sniper Elite III: Afrika zasługuje na zainteresowanie i zakup, ale dopiero wtedy, kiedy gra pojawi się w ofercie promocyjnej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Recenzja