Felietony

Dzwonienie to ostatnie, co robię dziś na „komórce”

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

53

Wraz z rozwojem technologii na rynku smartfonów zmieniają się nie tylko ekrany, procesory i aparaty. Zupełnie inny jest również sposób użytkowania urządzenia - dziś taki, jakiego kiedyś nigdy byśmy się nie spodziewali.

Przeglądając swoje stare, w niektórych przypadkach niedziałające już telefony komórkowe których używałem, lubię przypominać sobie jakieś ciekawe lub śmieszne sytuacje z mojej młodości. Wychowywałem się w takich czasach, kiedy za nastolatka nie mieliśmy komórek. Mówiąc szczere, pierwszy telefon przenośny trafił do mnie dopiero w pierwszej połowie 2001 roku, w chwili pisania próbnej matury. Wcześniej kontakt ze znajomymi wiązał się z koniecznością dzwonienia na telefon stacjonarny i proszenia rodziców o przekazanie im słuchawki. Nie używałem też jeszcze Gadu-Gadu, bo i dostęp do internetu miałem komutowany - a to oznaczało wdzwanianie się po 18 i wysyłanie napisanych wcześniej maili. No chyba, że tak „na lewo przed rodzicami”, na godzinkę na IRCa.

Jak będziesz pod blokiem to puść mi sygnał

Telefon komórkowy nie oznaczał wcale, że nagle kontakt stał się nieporównywalnie łatwiejszy. Niestety jedną z największych przeszkód w swobodnym korzystaniu z komórki były ceny połączeń i SMS-ów. Gdybym dzwonił za każdym razem kiedy chcę zadzwonić i pisał w SMS-ie wszystko, co chcę napisać, pewnie na rachunek trzeba byłoby brać kredyt. Rzeczywistość pokazała, że nawet gdy operator wprowadził u mnie połączenia za kilka groszy za minutę - to i tak byłem w stanie nabić na rachunku konkretną kwotę. Dlatego kombinowaliśmy. Niektórzy mieli pierwsze sekundy za darmo, więc dzwonili kilka razy na chwilę i przekazywali informację w częściach. Inni puszczali sygnały, czyli używali komórki jak pagera - na przykład gdy dotarli już w umówione miejsce i chcieli o tym poinformować. I to już mocno ułatwiało komunikację i spotkania ze znajomymi. Byli też tacy, którzy puszczali sygnały swojej lubej/swojemu lubemu. Miało to oznaczać, żę się o kimś mocno myśli. Po kilkadziesiąt dziennie. Serio.

Jak więc widzicie wszystko bazowało na klasycznych dla telefonii komórkowej sposobach wykorzystania mobilnych słuchawek. Nikt nie myślał wtedy nawet, że któregoś dnia telefon będzie miał ogromny dotykowy ekran i da nam nieograniczony dostęp do internetu.

Z każdym kolejnym rokiem było lepiej. Operatorzy wprowadzali ciekawe promocje. Takie, jak na przykład duże pakiety darmowych minut czy bezpłatne rozmowy do jednego/kilku numerów. Dzięki temu można było rozmawiać do woli, z każdego miejsca (o ile oczywiście był zasięg) i bez zastanawiania się nad tym, czy na koniec miesiąca rachunek nie puści nas z torbami.

Od kilku lat mam abonament, w którym rozmowy do wszystkich sieci i na telefony stacjonarne są darmowe. Lata temu dałbym się pociąć za taki pakiet, a dziś z niego nie korzystam.

Jak to?

Tu nie do końca chodzi o brak chęci rozmowy i całkowite przerzuceni się na kontakt tekstowy. Ale tak, dużo łatwiej i szybciej pisze mi się kilka zdań w messengerze niż do kogoś dzwoni. To też trochę jak zostawienie wiadomości, na którą rozmówca może odpowiedzieć kiedy chce, a nie wtedy, kiedy akurat ja dzwonię. Zauważyłem natomiast ostatnio, że kiedy chcę zadzwonić, to nie kieruję się wcale do książki adresowej i nie tam szukam kontaktu. Przyznaję się bez bicia, że nie pamiętam kiedy ostatnio prosiłem kiedyś o podanie numeru telefonu. A przecież kiedyś właśnie to oznaczało, że chce się z kimś nawiązać kontakt. Dziś dodajemy się na Facebooku, właśnie po to żeby później móc się szybko i bezproblemowo skontaktować. Więc kiedy dzwonię - często używał właśnie Messengera. Dlaczego? Bo wiem, że mam kogoś w znajomych, a nie jestem pewien czy mam jego numer telefonu i czy go aby ostatnio nie zmienił.

Dawno temu moja babcia mieszkała przez lata w USA i doskonale pamiętam jak problematyczne były telefony do Stanów. Będąc niedawno w Detroit na premierze gry Davida Cage’a dzwoniłem do swojej mamy, WhatsAppem, przez eventowe WiFi - ależ była zaskoczona dowiadując się, że nic to nas nie kosztuje. Przy pakiecie danych roamingowych w UE też „dzwonię do Polski” za pomocą komunikatorów i w ogóle nie interesuje mnie jakiego rodzaju opłaty za rozmowy międzynarodowe mam w abonamencie. Oczywiście bardzo dużo zależy od tego z kim chcecie rozmawiać, bo jeśli po drugiej stronie nie ma chęci do wykorzystania dobrodziejstw smartfona i dostępu do sieci, to z wymienionych wyżej funkcji nie skorzystacie.

Pamiętacie do czego, poza szpanem oczywiście, służyły kiedyś telefony komórkowe? Do dzwonienia i wysyłania SMS-ów. Do czego służą smartfony? Do serwisów społecznościowych, oglądania materiałów wideo, słuchania muzyki, robienia zdjęć, kręcenia filmów, monitorowania aktywności, nawigowania itd…i gdzieś na szarym końcu do dzwonienia. Smartfon nie jest już dla mnie telefonem, przejął funkcje komputera.

17 lat używania komórki i dzisiejszy dzień z telefonem w niczym nie przypomina tego, jak wyglądała moja codzienność z pierwszym telefonem. Jestem bardzo ciekawy jak będzie to będzie się prezentować za 17 lat.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu