Felietony

Najwięcej filmów i seriali oglądam na telefonie. Bez tego utonąłbym w zaległościach

Kamil Świtalski
Najwięcej filmów i seriali oglądam na telefonie. Bez tego utonąłbym w zaległościach
46

W dobie coraz doskonalszych matryc w telewizorach i rzutników, najwięcej filmów i seriali oglądam na... smartfonie. Powód? Najprostszy z możliwych: mogę je zabrać ze sobą wszędzie i oglądać nawet w krótkich segmentach.

Nowoczesne technologie od kiedy tylko pamiętam były w kręgu moich zainteresowań. Jednak nowe często równa się z... niedopracowanym. I tak oto na starcie nie rozumiałem dlaczego ludzie oglądają YouTube, skoro te same materiały pobrane na dysk są dużo lepszej jakości. Przez lata sporo się w tej kwestii zmieniło, bo YT jako platforma dorósł i trudno porównywać go do serwisu z 2007 roku. Niczym zjawisku przypatrywałem się też ludziom, którzy wówczas trzaskali zdjęcia telefonami i oglądali na nich filmy. Wiecie, mam tu na myśli czasy słuchawek pokroju Sony Ericsson K800i. Niby coś już tam się z tymi multimediami ruszyło, ale nijak nie ma się to do współczesnych smartfonów. Kiedy jednak technologia dorosła, sam dziwię się sobie, jak wiele filmów, seriali czy nawet materiałów z YouTube w ten sposób oglądam. Szczerze mówiąc: więcej niż przed komputerem czy telewizorem.

Obecnie mamy w życiu tyle rozpraszaczy, że trudno mi skupić się na jednej tylko dziedzinie czy platformie. Tu woła nas sterta nieprzeczytanych książek, tam piętrzą się komiksy, to znowu gry na wszystkie możliwe platformy domagają się uwagi... no i nie będę ukrywał, że w związku z tym seriale zeszły na dalszy plan — o filmach nawet nie wspomnę. I gdyby nie to, że obecnie mogę  je zabrać ze sobą wszędzie i oglądać gdzie się da, prawdopodobnie moje zaległości byłyby przeogromne. Ale na szczęście mogę to zrobić — ogromne pakiety danych u operatorów za grosze pozwalają mi niespecjalnie liczyć się z transferem gdy odpalam YouTube czy HBO Go czy Amazon Prime Video, zaś kiedy jestem offline z pomocą przychodzi Netflix, który pozwala pobierać pliki do pamięci urządzenia. I w ten oto sposób zamiast wieczorem walczyć ze sobą o to czy wybrać książkę, grę czy serial — konkurencja staje dużo prostsza. Bo ten pierwszy zdążyłem już zobaczyć — czy to nudząc się w urzędowej kolejce, jadąc komunikacją miejską czy... na bieżni. Tam ich konkurencja jest znacznie mniejsza — bo rywalizują tylko z podcastami ;-).

Kompromisy? Oczywiście że są. W dobie kiedy wszyscy zabijają się o jak największe telewizory i błysk tamtejszych ekranów z kolejnymi wcieleniami HDR, sam konsumuję treści na kilkucalowym telefonie. Nawet nie będę próbował nikogo przekonywać, że to równie wygodne i efektowne. Bo mimo że smartfony z każdą kolejną generacją oferują coraz lepszą jakość ekranów i całość wypada jeszcze przyjemniej, to jednak nijak mają się do doświadczenia, w którym zasiadamy wygodnie w ciszy i spokoju i skupiamy się na treści. Prawda jednak jest taka, że nawet odpalając coś na telewizorze, raczej nie potrafię odłożyć na cały czas trwania telefonu. I jeżeli chcę obejrzeć film w spokoju od początku do końca, bez rozpraszaczy, to zostaje mi jednak kino. Dlatego naprawdę cieszę się z tych współczesnych możliwości, bo bez nich moje zaległości w popkulturze byłyby jeszcze większe. I patrząc na to co dzieje się dookoła i jak wielu ludzi można zobaczyć wpatrzonych w ekrany z odtwarzanymi tam serialami i filmami, odnoszę wrażenie że Sony ze swoimi UMD w PlayStation Portable wyskoczyło o kilka lat za wcześnie. A może nawet nie tyle za wcześnie, co o kilkadziesiąt złotych za drogo?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu