Felietony

Relacja z konferencji IP Summit 2012 <br> Przyszłość prawa autorskiego a nowe modele biznesowe

Jan Rybczyński
Relacja z konferencji IP Summit 2012 <br> Przyszłość prawa autorskiego a nowe modele biznesowe
4

Prawo autorskie to ostatnimi czasy naprawdę gorący temat. Dzieje się tak nie bez powodu. Kiedyś szary obywatel nie miał możliwości złamać prawa autorskiego, zwłaszcza nieumyślnie. Wiązałoby się to z uruchomieniem własnej drukarni. Dziś wystarczy ksero czy komputer aby złamać obowiązujące prawo, a sk...

Prawo autorskie to ostatnimi czasy naprawdę gorący temat. Dzieje się tak nie bez powodu. Kiedyś szary obywatel nie miał możliwości złamać prawa autorskiego, zwłaszcza nieumyślnie. Wiązałoby się to z uruchomieniem własnej drukarni. Dziś wystarczy ksero czy komputer aby złamać obowiązujące prawo, a skala skutków może być ogromna i nieodwracalna. Sytuacja zmieniła się więc diametralnie. Mimo, że temat śledzę od jakiegoś czasu, dopiero konferencja IP Summit 2012 uświadomiła mi jak bardzo złożony jest ten problem. Nie brakowało ciekawych gości, między innymi: Tomasza Józefackiego, Izabeli Willey (Viacom, MTv), Grzegorza Wójcikiego (Allegro), Roberta Bednarka (Onet.pl), Grzegorza Tomasiaka (Wp.pl) czy Vadima Makarenko (Gazeta Wyborcza). Organizatorami konferencji byli: Law & Partners oraz IAB Polska.

To, że każdy może prawo autorskie bardzo łatwo złamać, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Prawo autorskie jest na tyle skomplikowane, że zdecydowane różnice w opiniach na temat co jest dozwolone, a co nie, występują pośród najlepszych specjalistów z tej dziedziny. Jako przykład na konferencji pojawiła się anegdota w postaci pytania do specjalisty: czy można skserować całą książkę, którą uprzednio wypożyczyliśmy z biblioteki? Wspomniany specjalista stwierdził, że jedni twierdzą, że tak inni, że nie, a on uważa, że to zależy od konkretnego przypadku.

 

Skoro specjaliści mają takie dylematy na temat, który dotyczy nas w życiu codziennym, to wiadomo, że nic dobrego nie może z tego wyniknąć. Pomijając oczywiste przypadki, jest ogromna strefa, w której nic nie jest ani czarne, ani białe i trudno spodziewać się, aby każdy obywatel się w tym orientował. Idąc dalej, prawa autorskie są lokalne, dotyczą poszczególnych krajów, a internet oczywiście jest globalny. Pojawia się kolejny problem i kolejna anegdota o Brytyjczyku, który został oddany w ręce władz Stanów Zjednoczonych, chociaż na terenie US nigdy wcześniej nie był. Powodem takiego zainteresowania przez US była strona z linkami do nielegalnych treści.

Stąd miedzy innymi różna zawartość iTunes polskiego i tego dostępnego w Stanach oraz całkowity brak innych serwisów takich jak Spotify czy Netflix. Różnice w ochronie praw autorskich są jednym z czynników. W krajach w których prawo autorskie jest raczej mało restrykcyjne, zwykle problem z dostępnością do tego rodzaju usług jest jeszcze większy. Każdy kij ma jednak dwa końce. Pojawił się również komentarz, że dla gospodarki mocno się rozwijającej, bardzo mocna ochrona praw autorskich nie jest najlepsza. Na tego rodzaju ochronie zyskują głównie państwa rozwinięte, które opierają się na zgromadzonej wiedzy, np. US. Polska ma jedne z najbardziej restrykcyjnych praw autorskich w Europie. Jak łatwo się domyślić, nie koniecznie musimy być z tego zadowoleni.

 

Strasznie to wszystko zagmatwane, a jak to wygląda z praktycznego punktu widzenia, z punktu widzenia biznesu, artystów? Tutaj była gorąca dyskusja. Z jeden strony jest coraz więcej artystów niezależnych, którzy nie maja podpisanych umów z żadnymi wielkimi wydawcami, z drugiej, podpisywanie umów przez Spotify czy Muzodajnie z każdym artystą z osobna jest kłopotliwe i nieopłacalne. Dodatkowo pojedynczy artysta ma zwykle ograniczone możliwości dochodzenia swoich praw. Z tego wynika, że jakiś rodzaj organizacji zbiorowego zarządzania jest potrzebny. Tymczasem  działanie obecnych OZZ jest całkowicie niezadowalające. Przede wszystkim jest ich kilka, a ich prawa nakładają się na siebie. Dochodzi do tego, że czasem dwie rożne organizacje chcą wynagrodzenie za utwory tego samego artysty. W trakcie dyskusji, padły dwie luźne liczby: sama Muzodajnia odprowadza  do ZAiKS`u  1 mln złotych rocznie, podczas gdy ZAiKS rozdysponował w ciągu roku pomiędzy wszystkich artystów sto tysięcy złotych. Liczby nie są dokładne i były przywołane na gorąco, ale gołym okiem widać, że potwierdzają się spostrzeżenia wielu muzyków - duża ilość odtworzeń nie zawsze przekłada się na większe zyski.

W trakcie dyskusji padła propozycja, że obecne możliwości techniczne umożliwiają rozliczanie z artystami tak jak ma to miejsce na rynku reklamy, gdzie dokładnie wiadomo ile razy reklama była wyświetlona i komu pieniądze się należą.

Był jeszcze jeden gorący wątek: czy artysta jest businessmanem, czy nie. Tutaj zdania były diametralnie różne. Piotr Surmacki uważał, że każdy artysta musi być jednocześnie businessmanem i potrafić sprzedać swoją twórczość, korzystając z rozmaitych narzędzi, jakie daje technologia. Jeśli nie potrafi wygenerować zysku ze swojej twórczości, znaczy to, że nie nie nadaje do tego co robi, albo jest za słabym artystą, albo nie potrafi swojej twórczości skomercjalizować. Tomasz Lipiński przestrzegał przed tego rodzaju podejściem do sztuki, mówiąc, że to będzie najkrótsza droga do artystycznego fast foodu. Sztuka będzie zawsze robiona pod publikę. Postulował, że musi być miejsce dla artystów, którzy chcą tworzyć sztukę i żyć z tego, nie będąc jednocześnie mistrzami w posługiwaniu się najnowszą technologią. Musze przyznać, że chociaż życzę wszystkim artystom, aby umieli jak najlepiej sprzedać swoją twórczość, to bliżej mi do stanowiska Pana Lipińskiego.

Pojawił się również przykład jak łatwo można obejść ochronę danych osobowych w serwisach społecznościowych. Dla przykładu Facebook powiadamia za każdym razem do jakich danych żąda dostępu dana aplikacja. Wystarczy jednak stworzyć połączenie targetowanej reklamy o odpowiednim rozkładzie (np. młodzi, heteroseksualni mieszkańcy dużych miast etc. i do tego kilka innych targetów) z aplikacją która ma dostęp jedynie do naszego identyfikatora Facebooka. Łatwo w ten sposób wydedukować na podstawie targetu reklamy kim jest odbiorca i stworzyć bazę danych, a jeśli dobrze zrozumiałem, dane wyciągnięte na podstawie tego rodzaju dedukcji, a nie podane wprost, nie podlegają takiej samej ochronie.

Przy okazji serwisów społecznościowych można łatwo pokazać, że samo prawo, a jego egzekucja, to dwie zupełnie różne rzeczy. Jest cała masa fanpagey, gdzie część kontentu jest nie do końca zgodna z prawem, lub niewiadomego pochodzenia. Zazwyczaj nie wiemy, czy np. zdjęcia umieszczone są za wiedzą i zgoda ich autorów i w skali całego serwisu niemożliwe jest tego sprawdzenie. Dlatego zawsze będą wątpliwości dotyczace zgodności z prawem, których nie uda się do końca wyjaśnić. Czy potrzebne jest zatem prawo, którego nie można egzekwować?

Na koniec dyskutowano na temat przyszłości prasy w nowej rzeczywistości (krótki wywiad z Grzegorzem Hajdarowiczem prezentowałem wczoraj). Tutaj dyskusja była raczej luźno związana z prawem autorskim. Igor Janke stwierdził, że specjaliści z danej dziedziny prowadzący bloga będą zawsze lepsi od dziennikarzy, którzy de facto zajmują się zwykle kilkoma rożnymi tematami. Niemal wszyscy zgodnie stwierdzili, że dziennikarstwo śledcze jako takie przestało być opłacalne i rożnego rodzaju afery wychodzą niejako przy okazji. Jednocześnie nie ma godnych następców, bo nikt zajmujący się tego rodzaju tematem hobbystycznie nie będzie miał takich możliwości, jak dawni dziennikarze śledczy. Była mowa również o tym, że aby czytelnicy chcieli płacić za treści, potrzebne są znane nazwiska wyrazistych autorów.

To oczywiście tylko fragmenty siedmiogodzinnej konferencji. Niewątpliwie będę patrzył teraz z większym zrozumieniem na wszystkie problemy dotyczące prawa autorskiego. Wbrew pozorom, rozwiązanie nie jest proste. Kiedy znajdujemy jeden dobry pomysł, sprawdzający się w danym zakresie, w innym miejscu coś zaczyna się sypać. Tak naprawdę potrzebne są zmiany zarówno w obrębie prawodawstwa w naszym  państwie, ale również globalne, na całym świecie, tego wymaga struktura internetu. Będzie to proces długotrwały i bolesny. Ważne jest, aby podobnie jak w przypadku ACTA, ludzie interesowali się nadchodzącymi zmianami i dopilnowali, aby prawo dotyczące nasz wszystkich było zrozumiałe i idące w dobrym kierunku. Nie może być mowy o działaniu po cichu i bez konsultacji społecznych.

Dla zainteresowanych, tu można sprawdzić agendę konferencji, a tutaj pełna listę prelegentów. Na ewentualne pytania postaram się odpowiedzieć w komentarzach.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

konferencjaprawo autorskie