Gry

Recenzja Reus - gra logiczna, która udaje że jest boska

Kamil Ostrowski
Recenzja Reus - gra logiczna, która udaje że jest boska
0

Jest pewien bardzo specyficzny podgatunek strategii czasu rzeczywistego, którego ciężko jest nie kochać. Jeżeli najbardziej skomplikowaną strategią, jaką jesteście w stanie przetrawić,  nie jest Advance Wars, to pewnie lubicie "god-games". Reus świetnie udaje, że jest taką właśnie grą. W rzeczywisto...

Jest pewien bardzo specyficzny podgatunek strategii czasu rzeczywistego, którego ciężko jest nie kochać. Jeżeli najbardziej skomplikowaną strategią, jaką jesteście w stanie przetrawić,  nie jest Advance Wars, to pewnie lubicie "god-games". Reus świetnie udaje, że jest taką właśnie grą. W rzeczywistości jest czymś mniejszym i zarazem większym.

Sterujemy planetą. Brzmi to górnolotnie, a nawet lepiej, kiedy się tę kwestię doprecyzuje. Wykonawcami naszej woli są bowiem cztery giganty: chodząca góra, wielki krab, ogromne ento-podobne drzewo i monstrualny zbitek błota. Odpowiadają one za następujące aspekty: ziemię, wodę, naturę i bagno. Aż przypomina się stara anegdota o Napoleonie, który miał powiedzieć że w Polsce odkrył nieznany dotąd żywioł – błoto.

Owe cztery giganty, to jedyne jednostki, które przychodzi nam kontrolować. Przy ich pomocy możemy tworzyć oceany, lasy, góry, pustynie, bagna, sady, stada zwierząt, ławice ryb, żyły minerałów i tym podobne. Każdy z naszych "chowańców" posiada szereg umiejętności, przy pomocy których możemy kształtować świat.

Już na wstępie czeka nas jednak małe rozczarowanie, bowiem Reus nie jest „god-game”, w dosłownym rozumieniu tego słowa. Im dalej w las, tym mniej jest „bogowania”, a więcej logicznych zagadek. Określenia „w las” użyłem tutaj lekko na wyrost, bo „las” kończy się po dwudziestu minutach.

Możliwości kształtowania krajobrazu są bardzo ograniczone, w sporej mierze z powodu przedstawienia akcji z perspektywy przekroju planety. Jedynym celem gry, jest rozwój ludzkich społeczności, które zasiedlają powierzchnię. Dobrobyt każdej wioski/miasteczka opisywany jest ilością trzech „surowców” – jedzenia, bogactwa, oraz technologii. Naszym zadaniem jest sprawienie, aby dobrobyt wzrósł. Krajobraz odgrywa tutaj rolę drugorzędną, podobnie jak nasze boskie moce. W Reusie bowiem diabeł tkwi w szczegółach. Szczegółach ekosystemu, który pieczołowicie będziemy budować.

Oto żywioł i esencja Reusa – mechanika gry. Każdy składnik, tworzący powierzchnię – czy to będą krzaki pomidorów, czy kopalnie soli, oddziałują na okolicę, jak i potrzebują pewnych czynników, aby same mogłyby wydajniej pracować. W Reusie nazywa się to „symbiozą”. Tak więc – króliki dostarczają więcej jedzenia, gdy jest ich dużo obok siebie, a kopalnie żelaza będą wydajniejsze, jeżeli w pobliżu znajdą się niebezpieczne zwierzęta, na których można by wypróbować broń.

Poza symbiozami, co pewien czas ludzie zlecą nam stworzenie warunków odpowiednich, dla ukończenia danego projektu – czasami jest to bank, innym razem chatka alchemika, a potem na przykład latarnia morska. Chodzi o to, że muszą być spełnione pewne warunki, aby mieszkańcy ukończyli budowę: wystarczająca ilość odpowiednich surowców, bliskość minerałów czy dominacja finansowa na planecie. Owe projekty są kluczowe dla rozwoju. Każda z istotnych struktur, w specyficznych warunkach, może nam zapewnić ogromne profity, dzięki „specjalizacjom”. Oczywiście znów – wszystko zależy od tego, jaki ekosystem zbudujemy.

Wraz postępami w grze pojawia się więcej szczegółów, istotnych elementów i zdajemy sobie sprawę z tego, jak skomplikowaną grą jest Reus. Jeżeli wioski będą się zbyt szybko bogaciły, ich mieszkańcy staną się chciwi i wyruszą na wojnę. Pojawiają się takie współczynniki jak świadomość (która spowalnia wzrost chciwości) czy „naturalność”. Wreszcie możemy odblokowywać kolejne umiejętności gigantów, dzięki ambasadorom poszczególnych wiosek.

Sęk w tym, że Reus działa na zasadzie „partii”. Na początku możemy rozegrać 30-minutową grę, później 60-cio, a następnie 120-to. Po czym zaczynamy wszystko od początku. Napędzać mają nas osiągnięcia i kolejne ścieżki rozwoju, które odblokowujemy, ale to nie wystarcza. Reus cierpi na najgorszą możliwą bolączkę, która może trapić grę – nudę. Początek każdej partii często jest taki sam, i wręcz nieco usypia. Pod koniec rundy sytuacja natomiast nadmiernie się komplikuje, a my łapiemy się za głowę, szukając jedynego słusznego rozwiązania. Co gorsza, mam podejrzenie, że w niektórych sytuacjach wyjścia ze ślepego zaułka nie ma.

Sytuacji nie ułatwia też fakt, że Reus nie ma wbudowanej encyklopedii, albo chociaż drzewek rozwoju poszczególnych surowców. Możemy jedynie skorzystać z dedykowanej temu tytułowi Wikipedii, co jest raczej niewygodne. Szybko zaczynamy starać się zapamiętać wszystkie symbiozy, specjalizacji i ścieżki rozwoju, ale to po prostu niemożliwe. Szkoda, że gra nie ułatwia nam w jakiś sposób manewrowania w meandrach mechaniki.

Jeżeli chodzi o wizualia, to Reusa jest sterylny, ale ciepły. Nie spodziewajcie się graficznych fajerwerków, ale wygląd gry jest bardzo miły dla oka. Kolosi są fajnie zaprojektowani – ich charakter dodatkowo budują niezłe efekty dźwiękowe. Reus ma przede wszystkim być przejrzysty i taki właśnie jest. Muzyczka jest przyjemna, ale po pewnym czasie zaczyna nużyć i miałem ochotę włączyć coś swojego.

Reus to jedna z tych gier, które nie są dla wszystkich. Jeżeli nie zmęczy Was fakt, że pewne czynności są powtarzalne i lubicie główkować, to spędzicie przy produkcji Abbey Games miłe chwile. Nie miejcie jednak wątpliwości – to nie jest „god-game”, to gra logiczna. Bliżej jest do SimCity, niż Popoulusa.

Niepewnych odesłałbym do wersji demonstracyjnej, ale z racji braku takowej muszę do Was zaapelować, abyście poczekali na przecenę, ewentualnie podpytali znajomych czy może w Reusa grają. Jeżeli tak, to sprawdźcie go u nich.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu