Recenzja

Recenzja Resident Evil VII: Biohazard. To wspaniałe połączenie starego z nowym

Artur Janczak
Recenzja Resident Evil VII: Biohazard. To wspaniałe połączenie starego z nowym
13

Seria Resident Evil mocno ewoluowała na przestrzeni lat. Pierwsze poważne zmiany zarówno w rozgrywce, jak i w narracji gracze otrzymali wraz z czwartą odsłoną. Pożegnano wtedy statyczne tła i niewygodne sterowanie, ale ucierpiał na tym klimat. Twórcy szli w zaparte i skupiali się na dostarczeniu gry akcji, a nie survival-horroru, od którego wszystko się zaczęło. Sytuacja uległa zmianie, gdy do sklepów trafiły egzemplarze z szóstką na okładce. Ten tytuł miał wszystko: mroczne poziomy, zombie, dużo strzelania, różnych bohaterów i tak dalej. Miało być wspaniale, ale gracze wcale nie byli zachwyceni. Sprzedaż tego produktu okazała się niezadowalająca, a sama firma musiała się zastanowić, co poszło nie tak. W tym czasie na rynku ukazała się mała seria Revelations, a także odświeżone wersje Remake i Resident Evil Zero. Po 4 latach od premiery średnio przyjętej części szóstej pojawił się Resident Evil VII: Biohazard. Tytuł inny, nastawiony na mocne wrażenia tak jak niegdyś jedynka. Tylko, czy gra ma coś w ogóle wspólnego z tym, co przez tyle lat dostarczała nam firma z Japonii?

Widok FPP to nic nowego

Gracze byli mocno zdziwieni, gdy okazało się, że Resident Evil VII nie będzie grą TPP, tylko czymś na miarę Outlast bądź skasowanego przez Konami P.T. Warto tutaj wspomnieć, że Capcom od dawna eksperymentowało z innymi ujęciami kamery w swojej flagowej serii. Wystarczy sprawdzić w sieci takie odsłony RE jak: Survival, Dead Aim, The Umbrella Chronicles czy The Darkside Chronicles. Dla fanów widok FPP nie jest czymś zupełnie nowym. Wspomniane spin-offy może nie były produkcjami FPS, jakie znamy dzisiaj, a bardziej "strzelankami na szynach", ale udowadniają, że Japończycy od dawna interesowali się innymi rozwiązaniami. Od powstania Resident Evil 5 dużo się zmieniło na rynku, a gry survival-horror albo po prostu horror uległy pewnym znaczącym zmianom.

Dużą popularność zyskał motyw bezbronnej ofiary gdzie, zamiast strzelania musimy się skradać i unikać wszelkich konfrontacji. Zagadki, klimat i uczucie bezradności to coś, co można spotkać w każdym tytule mającym nas wystraszyć. Nic więc dziwnego, że ludzie z Capcom postanowili zabrać się za kolejną część od zupełnie innej strony. Nie chcieli jednak żywcem skopiować pomysłów konkurencji, a jedynie dostarczyć produkt możliwie najlepszy, zawierający współczesne elementy, a także i te starsze znane z ich serii. Wynikiem takich działań jest właśnie siódemka. Pełnoprawny Resident Evil, który jest połączeniem wielu gier. Produkt dobrze przemyślany, dobrze wykonany i zwiastujący poważne zmiany w marce. Jako fan, na coś takiego właśnie czekałem.

Powrót do korzeni

Historia w RE7 opowiada o losach Ethana Wintersa, który otrzymał tajemniczą wiadomość od uznanej od trzech lat za zaginioną żony. Trop prowadzi do małego miasteczka w Louisianie, do gospodarstwa rodziny Bakerów. Szybko się okazuje, że Mia — poszukiwana kobieta — rzeczywiście jest we wspomnianym miejscu. Kiedy mąż stara się ją uwolnić, dochodzi do sytuacji, gdzie ukochana zachowuje się jak opętana i atakuje głównego bohatera. Później następuje ciąg zdarzeń, pojawia się Jack Baker, ojciec rodziny i wtedy zaczyna się prawdziwy horror. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele, mogę jedynie dodać, że wątek główny zawiera kilka naprawdę ciekawych zwrotów akcji i nie brakuje elementów znanych z poprzednich odsłon serii. Fabuła w siódmej części można określić mianem najlepszej, jaką dostarczył Capcom od czasów jedynki. Dopracowano wiele szczegółów w tym dialogi, narrację, sposób prowadzenia akcji i wiele więcej. Tak dobrego Residenta nie było od lat i wszystkie wprowadzone zmiany wyszły tej grze na dobre.

Od dawna fani chcieli, aby Capcom się opamiętał i zamiast gry akcji dostarczył porządny dreszczowiec z dawnych lat. Zanim jednak to uczynił, warto było sprawdzić, czy coś pokroju czwórki ma jeszcze szansę bytu. Revelations było takim małym eksperymentem. Moim zdaniem udanym, bo klimatu nie brakowało, a i trochę można było postrzelać. Zagadki były, lokacje duże i ciekawe, a fabuła nie ocierała się o straszny kicz. Natomiast nie wszystkim takie podejście przypadło do gustu, więc deweloper zdecydował się na jeszcze większy powrót do korzeni. Dlatego też akcja rozgrywa się w starym domostwie, na terenach gdzie nikt inny nie mieszka nikt inny oprócz rodziny Bakerów. Struktura lokacji, poruszanie się, łamigłówki i inne smaczki mocno przypominają legendarną odsłonę cyklu, od której wszystko się zaczęło. Nawet w ten sam sposób zdobywamy shotguna. Oczywiście, Resident Evil VII nie jest kopią, a świetnym przykładem połączenia kilku produkcji.

Resident Evil VII: Biohazard - Seria wraca na dobre tory

Skojarzenia z takimi markami jak: Silent Hill, P.T., Outlast czy Alien: Isolation są prawidłowe, gdyż deweloper dobrze odrobił pracę domową i dostarczył grę, która będzie się podobać fanom tych produkcji. W końcu każdy chce, aby jego dzieło dotarło do jak największej liczby odbiorców, nieprawdaż? Na szczęście, siódma część nie traci na tym, że dane elementy zostały zapożyczone z innych tytułów, bo jest w niej przede wszystkim pełnoprawny Resident. Mamy zioła, które możemy łączyć z chemikaliami, aby regenerować życie. Jeżeli chcemy zapisać stan gry, to trzeba użyć odtwarzacza kaset. Powróciły skrzynie na przedmioty, a ilość miejsca w plecaku zwiększa się wraz z postępami w fabule. Crafting jest prosty i przyjemny, ale pozwala na małe kombinacje, dzięki którym można uzyskać na przykład silniejsze pociski do pistoletu.

Czym by był Resident bez ciekawych starć z bossami? Te występują także i w tej odsłonie. Samych przeciwników jest mniej, ale wydają się bardziej wymagający i o wiele lepiej przemyślani. Oczywiście, na każdego jest jakiś sposób, ale trzeba się trochę wysilić, aby znaleźć ten złoty środek. Metody mogą być różne, ale w pewnych momentach i tak pojawią się sekwencje QTE (Quick Time Event), aby na przykład wykonać ostateczny cios czy strzał. Starcia są emocjonujące, świetnie zrealizowane i pełne adrenaliny. Po każdym serce bije szybciej, a stan amunicji staje się krytyczny — tak jest przynajmniej na poziomie normal, przy pierwszym podejściu.

Capcom wiedział, co robi

Jako Ethan mamy spore możliwości, ale twórcy dobrze je wyważyli, dzięki czemu nie czujemy się przytłoczeni. Im dalej, tym więcej rzeczy bohater jest w stanie zrobić. I mimo miotacza ognia, czy granatnika, nigdy nie czujemy się w pełni bezpieczni. Klimat gry sprawia, że trzeba się pilnować cały czas, bo nigdy nie wiadomo, co spotkamy tuż za rogiem. Znane "jump scares" są obecne, ale deweloper nie przesadził z ich ilością. Duże znaczenie mają tutaj same lokacje, muzyka, odgłosy i tempo prowadzenia akcji. Żeby to wszystko działało, jak należy i tworzyło niesamowity klimat firma Capcom musiała przygotować nowy silnik.

RE Engine, bo tak nazywa się wspomniane narzędzie, radzi sobie naprawdę dobrze na PC z jednym małym "ale" — Resident Evil VII: Biohazard to całkiem nieźle zoptymalizowany tytuł, gdzie nie brakuje wysokiej jakości tekstur, dobrze zaprojektowanych miejscówek i mnóstwa efektów graficznych. Siódemka potrafi oczarować gracza, szczególnie w nocy w zamkniętych pomieszczeniach. Silnik dobrze radzi sobie z tymi wszystkimi korytarzami, środowiskiem naturalnym, potworami i tak dalej. Jedynie na samym początku, za dnia cała okolica jest strasznie brzydka. Nie wiem, czy ten etap był dodany później, czy ktoś poświęcił na niego za mało czasu, ale prezentuje się dość słabo. Tak jakby silnik został przystosowany idealnie do ciemnych, nocnych scenerii.

Radeon 470X, intel i5, 8gb ram w zupełności wystarczą, aby cieszyć się tym tytułem w rozdzielczości 1920x1080 wysokich ustawieniach i 60 klatkach na sekundę. Czasami zdarzały się lekkie przycinki, ale to raczej wina sterowników bądź średniego przystosowania pod karty AMD. W przypadku posiadaczy GPU od Nvidia takowych problemów jest o wiele mniej. Nic dziwnego, jeżeli przed intrem pojawia się logo zielonych. Mimo to nie uważam, że mam jakiś mocny sprzęt, a grało się naprawdę przyjemnie przez większość czasu.

Werdykt

Resident Evil VII: Biohazard to wspaniałe połączenie starego z nowym. Zagadki, za które otrzymujemy nagrody, dobry klimat, przemyślana fabuła, inny widok, poprawiona narracja i wiele więcej. Przejście gry nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania. Cieszy zatem fakt, że pierwsze fabularne DLC będzie darmowe. Co więcej, przechodząc ten tytuł na wyższym poziomie trudności, możemy się natknąć na rzeczy, których na Normaly czy Easy nie ma, tyczy się to także rozmieszczenia przedmiotów. Dzięki temu kolejne podejście nie jest jedynie podyktowane jeszcze mniejszą ilością amunicji i silniejszymi oponentami. W pewien sposób twórcy wynagradzają brak dodatkowych trybów. Nie ma Co-op'a, mercenaries i innych rodzajów misji nastawionych na czystą rozwałkę. Siódemka to jedna z najlepszych odsłon, w jaką dane mi było zagrać. Można się czepiać czasu gry (moje pierwsze podejście to 10h) małej ilości broni i pewnych luk w fabule. Produkt idealny nie jest, ale to najlepsza produkcja od Capcom od wielu lat. Klimat, ciekawa historia i powiew świeżości w serii. Oby tak dalej. Czekam na DLC i mam nadzieje, że podobnie jak w podstawce, deweloper nie zawiedzie.

Ocena: 9/10

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

PCRecenzjasteamcapcomhorror