Recenzja

Recenzja Helldivers. Skopmy tyłki kosmicznym najeźdźcom!

Paweł Winiarski
Recenzja Helldivers. Skopmy tyłki kosmicznym najeźdźcom!
5

Są takie gry, których zapowiedzi pomijam. A potem biję się w pierś i dziękuję losowi, że miałem na tyle rozumu, by się z nimi zapoznać. Takie właśnie jest Helldivers. Łapcie za wirtualne portfele, bo pokłady frajdy są ogromne. Jeśli kiedykolwiek myśleliście o tym, jak mogłaby wyglądać gra oddając...

Są takie gry, których zapowiedzi pomijam. A potem biję się w pierś i dziękuję losowi, że miałem na tyle rozumu, by się z nimi zapoznać. Takie właśnie jest Helldivers. Łapcie za wirtualne portfele, bo pokłady frajdy są ogromne.

Jeśli kiedykolwiek myśleliście o tym, jak mogłaby wyglądać gra oddająca specyficzny humor, klimat i brutalność filmu „Żołnierze Kosmosu”, to Helldivers robi to wręcz idealnie. Patriotyzm, patos, otaczająca gracza z każdej możliwej strony chęć dokopania kosmicznym najeźdźcom wylewają się z ekranu hektolitrami.

Helldivers to twin-stick shooter, czyli gra z widokiem z lotu ptaka, w której jedna gałka pada odpowiada za poruszanie się postaci, druga natomiast za szycie w przeciwników ołowiem. Już widzę jak wspominacie recenzowane przeze mnie niedawno Super Stardust Ultra - jesteście jednak w błędzie. Tam wystarczył szybki palec i celne oko, w Helldivers natomiast liczy się przede wszystkim strategia, dobre przygotowanie do misji, rozsądek i współpraca.

Zadaniem gracza jest uczestnictwo w wojnie z kosmicznymi najeźdźcami, gdzie podczas kolejnych starć będziemy przejmować kolejne planety, likwidując hordy przeciwników. Przed każdą z misji odwiedzicie statek kosmiczny, spełniający tu też rolę lobby służącego do łączenia się z innymi graczami. Tam też wykorzystacie zdobyte punkty doświadczenia, by ulepszyć posiadany oręż, zlecić badania nad nowym i uzbroić swojego żołnierza.

Ej, koleś. Zarzucimy ci coś

Helldivers nie dzieli bohaterów na klasy, szybko jednak zrozumiecie, że specjalizacje trzeba tworzyć samemu - planując jakie zrzuty z orbity zabiorą na misję poszczególni gracze. Te bowiem pełnią w Helldivers jedną z najważniejszych ról. Zrzuty przywołuje się serią kombinacji klawiszy (mega frajda kiedy nauczycie się ich na pamięć) - a mogą w nich być na przykład amunicja, odrzutowe plecaki, wóz opancerzony, wieżyczki, dodatkowe karabiny czy uzbrojone po zęby mechy. Wszystko oczywiście odblokujecie wraz ze zdobywaniem punktów doświadczenia, dlatego jeśli macie taką możliwość, od razu dołączajcie do gier znajomych z większym stażem w kosmicznej armii.

Rambo nie ma tu czego szukać

W Helldivers będziecie ginąć często. Do momentu aż zrozumiecie, że strategia Johna Rambo nie jest najlepszym pomysłem na misję. I choć te są różnorodne - likwidowanie wrogów, przejmowanie placówek, eskorta czy podkładanie bomb, to walka jest ich nieodłącznym elementem. W strzelaniu do przeciwników nie pomaga ciągle kończąca się amunicja, brak czasu na zrzuty - bo przecież leci na nas grupa wrogów. Współpraca między graczami jest więc nie tylko istotna, ale zwyczajnie konieczna. Szczególnie, że to od kompanów zależy, czy po śmierci, w jednym z rzutów znajdzie się miejsce dla nas - generalnie zasada jest taka, że można ginąć do oporu. Ale tylko jeśli na polu bitwy zostanie choć jeden żołnierz. Gdy ten zginie, zaczniecie misję od początku.

Sam początkowo biegłem „na Jana”, dopiero bardziej doświadczeni znajomi wytłumaczyli mi, że należy na przykład strzelać do ostatniego naboju i nie przeładowywać broni zbyt wcześnie. Warto mieć też oko na towarzyszy i przede wszystkim - nie strzelać do nich. W Helldivers jest frendly-fire i jeśli będziecie chcieli ocalić granatem znajomego otoczonego przez przeciwników, istnieje 99% szansy, że go zabijecie. Albo rozjedziecie wozem opancerzonym, gdy kumpel zagapi się i wejdzie Wam pod koła. Ale i tak największa porażka to wejść pod czyjś zrzut - ten bowiem również zabija.

Ci podli przeciwnicy

Super Ziemi, bo tak nazywa się nasza planeta, zagrażają trzy rasy. Każda z nich prezentuje inną strategię działania. Najłatwiejsze do eksterminacji są robale (czyli „Żołnierze Kosmosu” pełną gębą), każda kolejna to już jednak wyższa szkoła jazdy. Cyborgi i Oświeceni - nawet nie wiecie jak ich znienawidziłem. O ile wspomniane robale podchodzą blisko, prawie pod ogień karabinu, o tyle kolejne rasy potrafią strzelać z daleka, gdzie często jedna celna wiązka posyła do piachu. Niektóre jednostki potrafią natomiast tak omamić umysł sterowanej przez Was postaci, że zostają zmienione kierunki na padzie. Nie polecam.

Ciekawą sprawą jest to, że Helldivers nie ma trybu fabularnego, który można po prostu skończyć. Wszyscy grający w grę uczestniczą bowiem w wojnie, podczas której zdobywają kolejne terytoria, by ostatecznie rozprawić się z wrogiem. Jeśli dacie ciała i nie wykonacie misji, dorzucacie przeciwnikom cegiełkę do ich dominacji. Kiedy jedna wojna dobiegnie końca, rozpocznie się kolejna - nie zobaczycie więc tak naprawdę napisów końcowych. Ale to dobrze, bo gra będzie żyć jeszcze w sieci długie tygodnie. I naprawdę warto do niej wracać.

W Helldivers pogracie wyłącznie na PlayStation 3, PlayStation 4 i PlayStation Vita, przy czym nie polecam zabawy na przenośniaku - nie zawsze dobrze działa tam zarówno dołączanie do meczy jak i sterowanie. Siadając jednak do PS4 (na tej platformie sprawdzałem grę) ciężko się do czegoś przyczepić. Może Helldivers nie wygląda rewelacyjnie, ale miło się na nią patrzy. Bardzo podoba mi się ścieżka dźwiękowa, do której chętnie wracam na YouTube. Nie napotkałem też większych problemów z połączeniem - owszem, kilka razy nie mogłem dołączyć do ekipy znajomych, ale kiedy już się to udało, wszystko działało tak, jak należy.

Werdykt

Gra tylko na pierwszy rzut oka jest prostym twin-stick shooterem. Wystarczy jednak kilka minut z Helldivers, by zrozumieć, że liczy się tu przede wszystkim strategia, współpraca, przemyślane przygotowanie do akcji, a dopiero potem szybki palec i celne oko. Jeśli jednak macie znajomych skorych do wspólnej zabawy, wpadniecie w Helldivers jak śliwka w kompot. Zabawa jest rozbudowana, wymagająca skupienia, planowania, ale ostatecznie daje tyle frajdy, jakiej nie było w stanie dać wypuszczone niedawno Evolve. Polemizowałbym czy samotna przygoda z Helldivers ma sens, ale zawsze możecie zabrać na misję nieznajomych - to też świetna zabawa. Produkcja Arrowhead Game Studios to póki co moje prywatne zaskoczenie tego roku i jedna z najlepszych gier, z jakimi ostatnio obcowałem. Bawiłem się świetnie i z czystym sumieniem mogę polecić ją każdemu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu