Filmy

Niestety ostatnia część trylogii nie uratowała tej animacji. Recenzja Godzilla The Planet Eater na Netflix

Paweł Winiarski
Niestety ostatnia część trylogii nie uratowała tej animacji. Recenzja Godzilla The Planet Eater na Netflix
6

Pewna znajoma zawsze mówiła mi, że nie mają wysokich oczekiwań trudno się rozczarować. A mi wydaje się, że czasem warto nie mieć żadnych, tak jest zdrowiej. Dałem animowanej Godzilli szansę 3 razy, o 3 razy za dużo.

Równo rok temu pisałem o anime Godzilla: Planeta Potworów, które wylądowało na serwisie Netflix. Zamysł opowieści był bardzo ciekawy - najpopularniejszy chyba potwór w historii kina tym razem wygnał ludzi w kosmos. Ocalali uciekli z planety na wielkim statku kosmicznym, szukając nowego domu. Okazało się jednak, że nie ma na to szans, a przy okazji zapasy żywności nie wystarczą już na wiele. Obmyślili więc plan zabicia potwora i powrócili na rodzimą planetę. Problem w tym, że podczas ich nieobecności na planecie nie minęło wcale 20 lat, ale 20 tysięcy lat i wszystko zmieniło się nie do poznania. Totalna masakra, ale uchodźcy nie stracili ducha walki i postanowili pokonać stwora.

Druga część pod tytułem Godzilla City on the Edge of the Battle opowiedziała dalsze losy śmiałków, którzy spotkali żyjących na planecie tubylców oraz dziwne mechaniczne miasto, które może pomóc im w walce z ogromnym potworem. Godzilla The Planet Eater kończy tę opowieść stanowiąc z jednej strony ambitny projekt wyjaśnienia całej historii, a z drugiej najnudniejszą część serii. I mówiąc szczerze nie myślałem, że wieńczący trylogię film okaże się jednocześnie najgorszy z całej trójki.

Czy podczas oglądania seriali macie czasem wrażenie, że niektóre odcinki są przeintelektualizowane, przekombinowane i starają się wyjaśnić zbyt wiele, robiąc to jednocześnie w sposób dość nieudolny? Tak właśnie wygląda Godzilla The Planet Eater, które z jednej strony sięga po wątki z dwóch poprzednich odsłon starając się spiąć wszystko jedną wielką klamrą, z drugiej wprowadza taki chaos, że ulatuje jakikolwiek sens historii.

Jeśli spodziewaliście się, że tym razem Godzilla będzie głównym bohaterem filmu, przejedziecie się przynajmniej tak samo srogo jak przy dwóch wcześniejszych filmach. Ogromny stwór jest tu ponownie tylko wymówką do opowiadania o problemach człowieczeństwa, emocjach jednego z bohaterów, które w obliczu katastrofy ludzkości są tak błahe, że aż bolą zęby. Prywatna zemsta na potworze, który wybił ludzkość i wykradł im planetę? Brzmi jak kiepski żart, który niestety powielono trzy razy, nadając mu w trzecim filmie jeszcze większe znaczenie. Kluczowy wątek, czyli genezę Godzilli przedstawiono jako konsekwencję ludzkiej zachłanności - co w sumie ma sens i może się wpisywać w opowieść o popularnym kaijuu, jednak podczas głównego twistu fabularnego położyłem dłoń na czole i nie mogłem uwierzyć w bezsens tego co zobaczyłem. A później obejrzałem końcową scenę, która jest tak głupia, że w obliczu trzech skupiających się na poważnych tematach filmów wydaje się nieśmiesznym dowcipem.

Anime Godzilla cały czas wygląda świetnie (mimo znienawidzonego przez wiele osób CGI), jednak wciąż nie potrafi wykorzystać potencjału kreski i animacji. Mając w zanadrzu zdolnych artystów, którzy umieją w dodatku pokazać emocjonujące walki z wykorzystaniem dużych robotów i śmiercionośnej broni, stronią od akcji i samego potwora. Finałowa walka Godzilli jest żenująca i byle starcie z wcześniejszego filmu zjada ją na śniadanie. Film jest przegadany, ma logiczne luki i mimo prób wyjaśnienia istotnych dla fabuły tematów, wciąż traktuje je po łebkach.

Trylogia Godzilla dostępna na Netflix jest rozczarowującym anime i mając naprawdę fajny katalog japońskich animacji, starajcie się ją omijać przeznaczając czas na coś innego. Ostatnio świetnie się bawię przy świeżym Hi Score Girl, które już z samego założenia jest okropnie infantylne, jednak ciekawie pokazuje historię automatów do gier - niedługo Kamil przygotuje recenzję tego tytułu, na którą już dziś serdecznie zapraszam. Mieliśmy też przecież świetny sezon Castlevanii, generalnie na Netflix jest sporo dobrego anime, któremu warto poświęcić czas.

Jakoś przeżyję tych kilka zmarnowanych godzin, ale bardzo mi szkoda niewykorzystania tematu Godzilli, szczególnie że technicznie produkcja stoi na wysokim poziomie. Niestety ładna kreska, niezłe projekty broni i robotów oraz wybuchy nie sprawią, że źle poprowadzona historia z płaskimi bohaterami i przekombinowana opowieść staną się ciekawe. Jeśli macie to anime na liście do obejrzenia, wykreślcie - jeśli natomiast obejrzeliście już dwa poprzednie filmy, włączcie ten nawet na raty - bo po prostu wypada to skończyć. Ale nie oczekujcie dobrego zwieńczenia opowieści i przygotujcie się na srogie rozczarowanie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu