Recenzja

Recenzja Forza Horizon 5. Jeszcze więcej tego samego w cudownej oprawie

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Forza Horizon 5. Jeszcze więcej tego samego w cudownej oprawie
12

Forza Horizon stała się w ostatnich latach wręcz synonimem zręcznościowych wyścigów. I trudno się dziwić, bo seria nie ma tak naprawdę godnej konkurencji. A bez konkurencji wdrażanie innowacyjnych zmian idzie topornie. W rezultacie Forza Horizon 5 to ewolucja i zachowawcze podejście do tego, co po prostu jest bardzo dobre.

Witamy w Meksyku! Po mało emocjonującej Australii i nieco sterylnej Wielkiej Brytanii przyszła pora na coś znacznie ciekawszego. Forza Horizon 5 przenosi nas daleko za ocean. I choć nie jest to faktycznie stuprocentowy Meksyk, a po prostu fikcyjny region osadzony gdzieś w jego granicach to czuć latynoamerykańskiego ducha na każdym kroku. Twórcy bowiem śmiało sięgają po kulturowe nawiązania, których w grze nie brakuje.

Meksyk jak się patrzy

Zresztą już sam początek jest iście meksykański – z towarowego samolotu są wyrzucane po kolei samochody, które na przyczepionych do spadochronów platformach lądują kolejno w górach, dżungli, na autostradzie i w mieście. Tym samym możemy przejechać się po każdym z tych miejscu już na samym początku. Trudno wyobrazić sobie lepsze wprowadzenie do gry.

Sercem tego wszystkiego jest jednak otaczająca nas natura, a ta jeszcze nigdy nie była tak zróżnicowana w Forzy Horizon. Na zbliżonej swoimi rozmiarami do poprzedniczki mapie znajdziemy bowiem górskie serpentyny, skalne zbocza wulkanu La Gran Caldera, piaskowe wydmy, kaniony, wilgotną i nieokrzesaną dżunglę z ruinami starożytnych cywilizacji, burze piaskowe, a także typowe meksykańskie miasta z wąskimi uliczkami i kolorową architekturą. To wszystko dopełniają pory roku, ale też i dynamicznie zmieniająca się pogoda w trakcie wyścigów, co sprawia, że całość nabiera jeszcze większego zróżnicowania.

I tu od razu trzeba przejść do oprawy graficznej, bo to poza światem właściwie druga największa nowość w Forza Horizon 5. Gra bowiem wygląda jeszcze lepiej niż zaktualizowana pod kątem Xboksa Series X poprzedniczka. Modele pojazdów oczarowują detalami i dopracowaniem, ale otoczenie skutecznie odciąga od nich nasz wzrok. Świat Forzy nigdy bowiem nie był tak bardzo szczegółowy i bogaty. Może wciąż na poboczu nie uświadczymy większej dynamiki, ale jej brak wynagradzają nam fenomenalne widoki. Dodajmy do tego dynamiczną grę ceni, animację wody rozbryzgującej się na ekran, ale tez pozostającej na lakierze samochodu i, tradycyjnie już, interaktywne elementy otoczenia, które w zdecydowanej większości da się zniszczyć. Gra wyciska ile się da z Xboksa Series X, a na mocnych pecetach prawdopodobnie będzie się prezentować jeszcze piękniej.

Po co zmieniać coś, co jest dobre?

Co istotne, sam model rozgrywki oraz cała oprawa techniczna nie uległy większym zmianom. Dalej bierzemy udział w festiwalu Horizon. Na początku tworzymy swoją postać, która w „piątce” w końcu otrzymała głos i w najlepsze rozmawia z innymi bohaterami fabuły. A ci są naprawdę ciekawi i angażujący. Po kilku początkowych wydarzeniach, będących swoistym wprowadzeniem do gry, otrzymujemy do dyspozycji całą mapę wypełnioną znacznikami – wyścigami, wyzwaniami itp. Twórcy nieco zmienili system progresji, bo w poprzednich częściach był on dość przytłaczający. Teraz nowe znaczniki w regionach będą się pojawiały sukcesywnie w miarę rozbudowywania festiwalu, przez co gra nie przytłacza tak jak wcześniej toną niezrealizowanych wydarzeń, spod których ledwo było widać mapę.

Ale i tak jest tutaj co robić, bo wypełniaczy na mapie nie brakuje. Oprócz standardowych wyścigów podzielonych na różne kategorie mamy też specjalne wydarzenia. I tu twórcy tradycyjnie puścili wodze wyobraźni, pozwalając nam ścigać się z pociągami, samolotami, brać udział w samochodowej wersji zawodów Lucha Libre, a nawet przeprowadzać eksperymenty naukowe. Na pewno trudno jest tutaj o nudę i rutynę.

No i oczywiście samochody… Tych jest tutaj ponad 500, a to z całą pewnością nie koniec, bo dodatki pewnie dorzucą kolejne dziesiątki aut. A każde dopracowano do granic możliwości – zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz (choć tu jest jeszcze spore pole do popisu, prawdę mówiąc…). Oczywiście każdy z pojazdów prowadzi się też trochę inaczej. Kategorie aut też są mocno zróżnicowane tak, by pasowały do poszczególnych typów zawodów.

Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że trzeci raz gramy w te same wyścigi. Model jazdy nie zmienił się zbytnio – dalej jest stricte zręcznościowy, ale przy tym też wymagający (szczególnie, kiedy wyłączymy większość wspomagaczy). Dalej też nie wpływają na niego zbyt mocno warunki pogodowe – np. wjeżdżając w burzę piaskową praktycznie nie czułem tego. Auto dalej szło jak przecinak. Przed sobą dalej mamy linię idealnego przejazdu, która informuje nas kolorem o konieczności zwalniania przed zakrętami. A nawet jeżeli coś zrobimy nie tak, to jednym przyciskiem możemy cofnąć czas i spróbować znowu. I tak w nieskończoność – dopóki dany zakręt nie wyjdzie nam idealnie. To sprawia, że Forza Horizon 5 to takie „wyścigi bez stresu”. Jest kolorowo, przyjemnie i bez zbędnej napinki. W sam raz na odstresowanie się po ciężkim tygodniu.

Gra w dalszym ciągu w bardzo dużym stopniu stawia na zabawę w kilka osób. Na ulicach spotkamy drivatary innych graczy, możemy też tworzyć własne wyścigi i rywalizować w nich ze znajomymi. Nie zabrakło trybów z poprzedniej części, ale całość wzbogacono o nową walutę – kudosy, które gracze mogą sobie wzajemnie przekazywać. Zabawa w kilka osób zdecydowanie nadaje Forzy więcej charakteru i ubogaca grę o dodatkowy aspekt rywalizacji. Zdecydowanie warto zatem jej liznąć.

Czy dla Forzy warto kupić Xboksa?

Jeżeli jesteście fanami wyścigów to odpowiedź jest krótka – tak. Horizon 5 niczego nie rewolucjonizuje, bo nie musi. Ta seria nie ma realnej konkurencji. Jest zatem nowy świat, przepiękna grafika na miarę najnowszej generacji konsol i kilka pomniejszych usprawnień. Pod pozostałymi względami to ta sama Forza, przy której wszyscy się dotąd świetnie bawili.

Trochę mnie to gryzie, bo szczerze mówiąc momentami ten model zabawy wydaje mi się już trochę nudny. Ale wtedy na mapie pojawiają się jakieś odjechane zawody i dalej jadę się ścigać. Cóż, jest tu coś magicznego, co każe ciągle do Forzy Horizon wracać. Czasem jest to chęć popatrzenia na piękne samochody, a czasem po prostu ochota, żeby pojeździć – nawet bez większego celu.

Także cokolwiek by nie pisać, Forza Horizon 5 to najlepsze tego typu wyścigi na rynku i prawdopodobnie prędko się to nie zmieni. Jeżeli dodamy do tego nadchodzącą w 2022 nową Forzę Motorsport nastawioną na ściganie na torach, dostaniemy pełny, dwudaniowy posiłek, który zadowoli każdego. Xbox ma markę, którą budował przez lata i nowy Horizon jest tego wspaniałym efektem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu