Gry

Recenzja drugiego sezonu The Walking Dead - odcinek pierwszy - All That Remains

Kamil Ostrowski
Recenzja drugiego sezonu The Walking Dead - odcinek pierwszy - All That Remains
0

Staram się podejść do tematu zupełnie spokojnie. W końcu to nic takiego - gra na którą długo czekałem. Nie ma co się podniecać, nie pierwszy raz to przeżywam. Niemniej, jestem zdenerwowany. A co, jeżeli twórcy kompletnie pokpili sprawę? Co gorsza, co jeżeli zatrzymali się i dostaniemy odgrzewany kot...

Staram się podejść do tematu zupełnie spokojnie. W końcu to nic takiego - gra na którą długo czekałem. Nie ma co się podniecać, nie pierwszy raz to przeżywam. Niemniej, jestem zdenerwowany. A co, jeżeli twórcy kompletnie pokpili sprawę? Co gorsza, co jeżeli zatrzymali się i dostaniemy odgrzewany kotlet? To by było nawet gorsze, powolna śmierć w kolejnych sequelach i spin-offach…brrr… Na szczęście, kiedy po dwóch godzinach widzę napisy końcowe nie mam wątpliwości. The Walking Dead sezon drugi nie rozczarowuje.

Siłą rzeczy jestem zmuszony w pewien sposób zespojlerować pierwszą część gry. Taka natura kontynuacji produkcji opartych w ogromnej mierze na scenariuszu (w TWD 2 twórcy się już nie patyczkują i piszą jak krowie na rowie "interactive story"). Uwaga, lecę z tym, kto nie grał w pierwszy sezon, niech zamknie oczy. Clementine jest sama. Tzn. twórcy chcą, żebyśmy tak myśleli i w pewien sposób rzeczywiście tak jest, ale w rzeczywistości czymże byłoby The Walking Dead bez innych ludzi? Przecież to właśnie na relacjach i przeżyciach skupiały się komiksy, serial czy wreszcie pierwsza część gry.

Sterujemy więc Clementine. Mechaniczna część zabawy jest bardzo podobna do tej znanej z pierwszej części. Nieco przemodelowano interfejs, przynajmniej w wersji na PC widzę różnicę - wydaje mi się, że jest bardziej uniwersalny, widocznie twórcom nie chciało się gimnastykować z tworzeniem osobnego na konsole, telefony, itd. Z tego samego powodu zmienił się wygląd dialogów - wyświetlają się teraz w boksach. Tę zmianę przyjmuję z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony - niezbyt to wygodne. Z drugiej, lepiej pomieszano wypowiedzi, koniec ze schematem "na górze najbardziej egoistyczna, na dole altruistyczna". Jednakże, w ostatecznym rozrachunku stwierdzam, że Telltale po prostu postawiło na opcję, która najbardziej ułatwi im przenoszenie następnych epizodów na kolejne platformy. To jednak drobnostka, bo przecież nie wyglądem okien dialogowych gra żyje.

Jak już wspominałem Clementine jest sama. Dosłownie sama przez jakiś czas, co wzbudziło we mnie niemalże panikę. Na miłość boską, to jeszcze dziecko! Szybko okazuje się, że moje myślenie jest błędne. Clem dorosła od wydarzeń z pierwszego sezonu - nie minęło wcale dużo czasu, ale mała sporo się napatrzyła na cierpienie i brutalną rzeczywistość (pierwsze minuty gry to zresztą dosyć bolesne przeżycie, nawet dla nas, obserwatorów). Ogień dobra wciąż tli się w niej mocno, ale niewinność już dawno zadeptano.

Scenarzyści nie patyczkują się z główną bohaterką. Jej trudy, jej siła (bynajmniej nie fizyczna), którą w sobie znajduje, wbrew swojej aparycji jest inspirująca, a jednocześnie miotanie nią i wystawianie na uszczerbek wzbudziło we mnie odruch oburzenia - jak dziecko może funkcjonować w takich warunkach? Po czym przypomniałem sobie, że zwyczajnie nie ma wyjścia. Taka jest rzeczywistość. Widocznie o to właśnie Telltale chodziło. Pierwsze TWD było historią o oddaniu i szukaniu sensu w życiu. Drugi sezon będzie traktował o tym, jak przeżyć i pozostać człowiekiem. Przynajmniej takie mam wrażenie po pierwszym odcinku.

O wiele bardziej niż w poprzednim sezonie zaakcentowano egoizm postaci. Już w pierwszym odcinku widzimy, że nawet ludzie, którzy w normalnych warunkach z pewnością mieli wielkie serca, potrafią się zachować bezlitośnie "bo tak trzeba, bo chronię swoich bliskich". Osób, które można polubić jest parę, ale z drugiej strony ich zachowanie potrafi być... kontrowersyjne. Nie mówiąc o tym, że nasze zaufanie mądrze jest dawkować. Raz już zaufałem w tym odcinku, a scenarzyści brutalnie, och jakże brutalnie, przypomnieli mi o tym, co głód i zagrożenie potrafią zrobić i jak wszystko wypaczają.

Podobnie jak pierwszy sezon The Walking Dead, tak i drugi zdaje się pozornie skupiać na fabule, ale w rzeczywistości gra mocno oddziałuje na odbiorcę. Ciężko stwierdzić czy nasze wybory, podobnie jak poprzednio, będą miały kosmetyczne znaczenie. Niemniej, świadczą one o nas. W The Walking Dead można grać na różne sposoby - obierając jedną taktykę, żonglując naszymi sympatiami w zależności od sytuacji, albo starać się iść drogą szeroko pojętej słuszności czy sumienia.

Pierwszy odcinek drugiego sezonu jest świetny sam w sobie i zapowiada opowieść jeszcze lepszą, niż pierwsza odsłona serii. Pod względem technicznym pojawiły się drobne niedoróbki (parę drewnianych kwestii, niedoskonała praca kamery w dwóch czy trzech miejscach), ale z drugiej strony pojawiło się parę usprawnień (ostrzejsze tekstury, lepsze modele). W ostatecznym rozrachunku, to po prostu rozwój, powolna ewolucja, nie zmieniająca niczego. Dodam jeszcze, że All That Remains jest bardzo pesymistyczne. Chociaż nadzieja i człowieczeństwo są jeszcze obecne w świecie opanowanym przez zombie, to stają się one luksusem, nawet wśród "tych dobrych". Inaczej, niż w pierwszym sezonie, gdzie to raczej bestialstwo było szokujące. Clementine nie ma łatwego życia. Co gorsza, nic nie wskazuje na to, żeby miało one ulec poprawie. A może "co lepsze"? Nie. Chociaż wiem, że mam przed sobą wirtualną postać, to przywiązałem się do niej i nie potrafię jej życzyć źle, wyłącznie dla dobra gry. Do diaska, dlaczego Telltale nie może dać trochę szczęścia tej dziewczynie?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu