Gry

Recenzja Contagion - ciężko jest nie stać się zombie

Kamil Ostrowski
Recenzja Contagion - ciężko jest nie stać się zombie
1

Contagion swego czasu wydało mi się bliższe do moda do Half-Life 2, niż do samodzielnej produkcji. Od momentu gdy pisałem o tej produkcji, że to „trochę Left 4 Dead, trochę DayZ” minęło prawie pół roku. Gra miała już swoją oficjalną premierę, można więc dokonać osądu. Jak wypada ciężka masakra zombi...

Contagion swego czasu wydało mi się bliższe do moda do Half-Life 2, niż do samodzielnej produkcji. Od momentu gdy pisałem o tej produkcji, że to „trochę Left 4 Dead, trochę DayZ” minęło prawie pół roku. Gra miała już swoją oficjalną premierę, można więc dokonać osądu. Jak wypada ciężka masakra zombie rodem z Kickstartera?

Przypomnijmy z czym mamy do czynienia. Contagion jest strzelaniną w stylu Left 4 Dead, ufundowaną za pośrednictwem akcji na Kickstarterze. Za niemalże sto tysięcy dolarów od podstaw powstała produkcja, o której z czystym sumieniem można powiedzieć, że jest pełnoprawna i wartościowa.

Na pierwszy rzut oka widać, że sporo się zmieniło. Inne są elementy interfejsu, menu główne, pojawiły się nowe mapy, a całość została dokładnie oszlifowana. Wciąż pojawiają się niedoróbki, przede wszystkim uciążliwe są usterki związane ze sztuczną inteligencją zombiaków, a także ze strefami  trafień – zdarza się, że ewidentny headshot pozostaje niewykryty, co w przypadku gry o zombie, jaką jest Contagion, jest szczególnie uciążliwe.

Co dostajemy w zamian za nasze kilkadziesiąt złotych? Przede wszystkim trzy główne tryby gry: Rescue, Extraction i Hunted, wraz z dziesięcioma mapami (przy czym dwie są wariacjami dostosowanymi na potrzeby innej formy zabawy). Do tego kilka poziomów trudności i... to w zasadzie tyle. Diabeł jednak tkwi w szczegółach.

Nie wiem czy graliście kiedyś w Left 4 Dead. Jeżeli nie, to tłumaczę, jak działała zabawa w świetnej produkcji Valve – owszem, calość dało się przejść w parę godzin na normalnym poziomie trudności, ale prawdziwa zabawa zaczynała się dopiero wtedy, kiedy próbowaliśmy odeprzeć hordy zombie na „trudnym” czy „bardzo trudnym”. W tej sposób gwarantowaliśmy sobie zabawę na dobrych kilkadziesiąt godzin, a do tego dostępny był także tryb player vs. player. Podobnie jest z Contagion. Jeżeli chcecie tylko zadrapać powierzchnię tej gry, to dacie radę zrobić to w jeden długi wieczór. Jednakże, żeby z czystym sumieniem móc powiedzieć, że się wyczerpało pokłady zabawy, drzemiące w tym tytule, potrzebne będą tygodnie.

Tryb „Rescue” w dużym stopniu przypomina klasyczną kampanię z Left 4 Dead. Przebijamy się przez mapę, po drodze naciskając przyciski, znajdują przedmioty potrzebne do przejścia dalej i oczywiście odpieramy hordy zombie. Ciekawie wygląda sprawa, kiedy zdecydujemy się na zabawę w więcej osób (Contagion pozwala na kooperację nawet ośmiu graczom) i trafimy na grupę, w której wiele osób ma mikrofony. Do tego wysoki poziom trudności i naprawdę można poczuć beznadzieję. Amunicji wiecznie brakuje, zombie są silne, a zabijają je praktycznie tylko headshoty. Paradoksalnie najlepsze co może nam się trafić w takiej sytuacji to... zgubić się, albo zostać oddzielonym od grupy. Klimat leje się wtedy hektolitrami, a ciężka atmosfera i szczątkowy interfejs (nie ma nawet celownika!) pozwala wczuć się w sytuację lekkiej paniki.

Drugą formą zabawy, której nie miałem okazji sprawdzić przy okazji beta-testów jest „Extraction”. Poruszamy się od domu do domu, szukając ocalałych, odpierając kolejne fale zombie, a następnie eskortujemy naszych podopiecznych do miejsca ewakuacji. Co ciekawe, pojawia się w tym trybie kilka ciekawych rozwiązań. Możemy zabijać deskami okna, żeby kupić sobie trochę czasu. Jeżeli jakaś postać zostanie ugryziona, po jakimś czasie... zmienia się w zombie. Mimo tego, że ma dużo punktów życia! Ekran zaczyna się rozmywać, a my nagle wpadamy w szał i zaczynamy atakować naszych niedawnych towarzyszy! Postaci które chorują cierpią z powodu konwulsji, dzięki czemu możemy, jako inni gracze, zorientować się, kto niedługo będzie zagrożeniem.

Ostatnim trybem gry jest „Hunted”. Zostajemy umieszczeni na mniejszej mapie, gdzie naszym jedynym celem jest... pozostać ostatnim przy życiu. Polujemy na innych ocalałych, jednocześnie starając się opędzić od zombie. W zależności od mapy mogą być ich niegroźne grupki, albo całe tabuny (szczególnie dają się we znaki w ciasnych pomieszczeniach). Dobrym sposobem jest przyczajenie się i podążanie za „stadem”, które goni jakiegoś nieszczęśnika. Można naprawdę poczuć się jak jeden z socjopatów, których obserwujemy w serialu czy grze The Walking Dead.

Powodów, żeby sprawdzić Contagion jest więcej. Po śmierci stajemy się zombie, nieco silniejszym i oczywiście bardziej inteligentnym niż pozostałe, i zaczynamy polować na pozostałych przy życiu graczy. Świetnie wygląda walka wręcz, która jest po prostu... ciężka. Namachamy się solidnie młotem, zanim zabijemy chociażby grupkę zombie. Poza tym, zdecydowano się na nieco większy realizm i zrezygnowano, poza celownikiem, także z automatycznego przeładowywania. Takie właśnie elementy stanowią o tym, że Contagion jest zupełnie wyjątkowe, chociaż oparte na znanych założeniach.

Polecam ten tytuł z czystym sumieniem. Niektóre elementy lekko kuleją i mają być poprawione, ale już w tej chwili Contagion jest wart wydania na niego pieniędzy. Na horyzoncie czai się także DLC, które wprowadzi nowy tryb i kolejne mapy, a także wsparcie dla Steam Workshop. Jeżeli szukacie gry o strzelaniu do zombie, to jest coś w sam raz dla Was.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

recgry