Militaria

Putin jak Hitler, mnoży cudowne bronie. Efektów na froncie jednak nie widać

Krzysztof Kurdyła
Putin jak Hitler, mnoży cudowne bronie. Efektów na froncie jednak nie widać
36

Zdesperowani dyktatorzy mają ciekawą cechę wspólną. Nie są w stanie zaakceptować tego, że przelicytowali i próbują wtedy straszyć wrogów i pocieszać swoich „cudownymi broniami”. Hitler wieszczył w pojawienie się „wunderwaffe”, podobne zachowania widać i u Putina.

Hipersoniczna wydmuszka

Pierwszą putinowską „wunderwaffe” miała być broń hipersoniczna, którym to tematem Rosja próbowała grać PR-owo w czasie, gdy jej armia ugrzęzła pod Kijowem. Jak już opisywałem na Antyweb, rozegrano to w kuriozalny sposób, pokazując uderzenie zwykłej rakiety precyzyjnej w kurnik we wschodniej Ukrainie. Szumu trochę narobiono, ale jedynie wśród osób niesiedzących zbytnio w tematyce tego rodzaju broni.

Osoby bardziej zorientowane szybko rozgryzły fejka, a poza tym zwracały uwagę na prymitywizm zestawu MiG-31 i pocisku Kindżał w porównaniu do tego, nad czym pracuje się dziś w Stanach Zjednoczonych i Chinach. W ostatnim czasie pojawiły się też informacje, że choć uderzenia Kindżałów faktycznie miały miejsce, to brak zdjęć ich skutków nie jest przypadkowy. Według wielu wojskowych specjalistów, w taki kurnik jak pokazano na fałszywym filmie, Kindżał może mieć problem trafić. A przecież te pociski miały być groźne dla obiektów w ruchu...

Laser, który spali elektronikę

Skoro rosyjska bieda-hipersonika nikogo nie przestraszyła, na Kremlu sięgnięto po kolejny „straszak”. Tym razem groźba miała zawisnąć nad ukraińskimi dronami, a może i zachodnimi systemami satelitarnymi. Kreml wypuścił balonik z informacją, że na Ukrainę trafiły prototypowe działa laserowe „Zadira”, które są w stanie strącać drony, palić sensory, a nawet uszkodzić satelity. Nowe działo ma być rozwinięciem systemu, „Peresevet”.

O ile zaprezentowany w 2018 r. poprzednik potrafił podobno jedynie oślepiać wspomniane wyżej urządzeń, to najnowsze dzieło rosyjskiej zbrojeniówki ma je już błyskawicznie niszczyć. Co więcej, według autora przecieku „Zadiry” mają już mieć na koncie pierwsze sukcesy, choć przekonujących dowodów zapomniał dostarczyć.

Ukraina i zachód? Sceptyczne...

Reakcje reszty świata na te buńczuczne zapowiedzi są mocno sceptyczne. Po pierwsze, samo działo laserowe, nawet jeśli działałoby perfekcyjnie, jest tylko kolejnym efektorem systemu OPL. Ten musi potrafić drony skutecznie wykrywać i śledzić, a z tym jak wiemy Rosjanie mają ogromne problemy. Po drugie, taki zestaw musi być mobilny i posiadać z radarami szybką ścieżkę komunikacyjną, drony nie pozostają na niebie zbyt długo. Po trzecie, niespecjalnie dało się zauważyć jak dotąd działanie „Pereseveta”, który powinien być już w miarę dojrzałą konstrukcją.

Dodatkowo, mając takie możliwości, jakie według Kremla posiadają oba systemy, idiotyzmem byłoby ujawniać ich działanie operacyjne przeciw dronom. Zamiast tego powinno się je po cichu użyć do destabilizacji pracy sieci Starlink, którą Rosja dotychczas bezskutecznie starała się zagłuszać środkami WRE. Sieć Elona Muska zapewnia Ukrainie przewagę w łączności, szczególnie cenną w miejscach, gdzie klasyczna infrastuktura został zniszczona lub przejęta, korzysta z niej także zwiad i jednostki specjalne.

Zachodni specjaliści od tego typu urządzeń również skłaniają się ku tezie, że jest to kolejna próba rosyjskiego PR-owego prężenia muskułów. To, co zdołano wywnioskować ze skąpych danych posiadanych na temat obu systemów wskazuje, że rosyjskie lasery nie mają w sobie nic nowatorskiego i zaawansowanego, a ich skuteczność działania jest wątpliwa. Po co więc Rosjanie mieliby o nich tak trąbić?

Putin, podobnie jak Hitler, mógł się już oderwać od rzeczywistości. Może też powtarzać zapewnienia swoich podwładnych, że takimi  systemami dysponują, bronią laserową się interesował i chwalił w przeszłości. Być może przekaz był skierowany na rynek wewnętrzny, i ma na celu podtrzymanie wiary Rosjan w nowoczesność ich armii.

Nie wykluczałbym też nieudolnej próby dezinformacji. Na Ukrainie trwa obecnie dość mocny atak sił rosyjskich i może ktoś uznał, że warto spróbować takiego wybiegu licząc, że Ukraińcy do czasu zweryfikowania newsa ograniczą nieco intensywność użycia dronów?

Skansen i lasery

Broń laserowa sama w sobie nie jest humbugiem, kraje zachodnie bardzo intensywnie pracują nad ich wprowadzeniem na swoje uzbrojenie. Swoje rozwiązania montują już na Strykery Amerykanie, gotowe moduły tego typu pokazał też niemiecki koncern Rheinmetall, Izreal rozbudowuje w ten sposób system Iron Dome. Ostatnie doniesienia mówią nawet o tym, że niektóre z tych urządzeń potrafiły zestrzelić wolniejsze pociski artyleryjskie małego kalibru np. wystrzeliwane z moździerzy.

Patrząc jednak na „potencjał” dzisiejszego przemysłu rosyjskiego, mającego ogromne problemy z produkcją nowoczesnych podzespołów elektronicznych i optycznych, należy wątpić, czy są w stanie dostarczyć cokolwiek zbliżonego jakościowo. Rosyjskie fabryki to skorumpowany skansen, który może poradzić sobie z produkcją pancernych skorup, ale zdecydowana większość kluczowych dla dzisiejszego pola walki elementów, stanowiących o nowoczesności danej broni, była importowana.

Czas pokaże, kto w tej sprawie ma rację, ale myślę, że prezydent Zełeński nie ryzykuje wiele, nabijając się z putinowskiej „Wunderwaffe”. Nie spodziewałbym się, że zobaczymy laserową masakrę ukraińskich dronów, tak jak nie zobaczyliśmy paru innych rzeczy, które zapowiadała strona rosyjska w czasie swojej „operacji specjalnej”.

Jednocześnie nie zdziwiłbym się, gdyby w odpowiedzi na informacje o „Zadirii”, Amerykanie wpadli na pomysł wykorzystania w boju choć kilku „strykerowych” modułów. Pewnie są w stanie zaimprowizować ich montaż na dostarczanych tam M113. Takie doświadczenie byłoby z pewnością znacznie bardziej wartościowe od wszelkich prób poligonowych. A wtedy, to Orlany miałyby gorąco, i to dosłownie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu