Musieliśmy na ten moment zaczekać nieco dłużej niż sądziłem. Poprzednim razem poruszałem temat Vivaldi w listopadzie, czyli ponad 4 miesiące temu. Przez ten czas ekipa inżynierów pod kierownictwem Jon von Tetzchner – współzałożyciela i byłego prezesa Opera Software. Wyniesione stamtąd doświadczenie połączone z chęcią przygotownia przeglądarki w jak największym stopniu spełniającej oczekiwania użytkowników oraz oferującującej wysoki stopień personalizacji wydają się kombinacją idealną. Czy efekt jest również perfekcyjny?
Z chęcią zaczekam na Wasze opinie i refleksje po tym, jak osobiście skorzystacie z Vivaldi w wersji 1.0.0. Mając w pamięci początkowe wydania na pewno zauważalna jest poprawa pod względem wydajności i ogólnego działania, pomimo tego, że lista cech i funkcji w Vivaldi rozrastała się przez te wszystkie miesiące prac nad przeglądarką. Te kilkanaście pozycji robi spore wrażenie, a wymieniając tylko część z nich warto wspomnieć o funkcji automatycznego grupowania kart, obsługi sesji, zestawu gestów i skrótów klawiaturowych oraz paneli www. Gdyby wszystko, co przygotowały osoby stojące za Vivaldi Wam nie wystarczało, to możecie sięgnąć po… rozszerzenia stworzone z myślą o produkcie Google, czyli Chrome. Sam tego jeszcze nie zrobiłem, gdyż po prostu nie odczułem takiej potrzeby.
Wyruszyliśmy z misją przywrócenia przeglądarkom internetowym dawnej potęgi. Vivaldi 1.0 to zarówno powrót do przeszłości, jak i spojrzenie w przyszłość. To „nowoczesna klasyka”, zaprojektowana, by pomóc użytkownikom jak najlepiej wykorzystać czas spędzony z przeglądarką. Miliony osób zgodnie twierdzą, że chcą lepszej przeglądarki: takiej, w której kontrola należy do nich – kontynuuje von Tetzchner. Wszystko, co tworzymy, służy użytkownikowi. Nie mamy inwestorów dyktujących nam, jak się rozwijać. Nie mamy strategii wyjścia i nigdzie się nie wybieramy. Chcemy jedynie dać ludziom przeglądarkę, z której będą z dumą korzystać, a którą my z dumą nazywamy Vivaldi.
Jon von Tetzchner, prezes Vivaldi.
Podobnie jak twórcy, jestem zaskoczony dobrym odbiorem przeglądarki Vivaldi i gdy pisałem o niej po raz pierwszy nie sądziłem, że w rok później doczeka się ona stabilnego wydania pełnego tylu ciekawych funkcji. Zgodzę się z opinią, że jest ona skierowana do dość specyficznej grupy użytkowników, którzy oczekują tak szerokiej gamy wbudowanych dodatków. Z drugiej zaś strony, nie ma potrzeby sięgać po każdy z nich, a działając w tle nie spowalniają komputera.
Muszę się przyznać, że na kompletną przeprowadzkę z Chrome nie jestem jeszcze gotowy, a najważniejszym argumentem przeciw jest naturalnie nieobecność Vivaldi na urządzeniach mobilnych. wydaje mi się, że gdy to się zmieni, Chrome będzie (w moim przypadku) w sporych tarapatach. Obecnie, po Vivaldi będę sięgał równie często, co po Operę, Firefoksa i Edge – naprzemiennie sprawdzając nowinki w każdej z nich. A taki awans Vivaldi jest bez wątpienia sporym osiągnięciem.
Instalator finalnej wersji pobierzecie na swój system z oficjalnej strony przeglądarki Vivaldi.
Więcej z kategorii Internet:
- Internet of Things - sprawdzamy, czym jest internet rzeczy
- Cenzura w internecie? Przeglądarka Brave promuje rozwiązanie mogące ją ograniczyć
- Ludziom zaczyna zależeć na prywatności? DuckDuckGo bije własne rekordy
- Donald Trump dostał permanentnego bana na Twitterze. Koniec pewnej epoki
- Oto najgroźniejsza broń na świecie. Właśnie z niej korzystasz. To internet