Portoryko ma wielki kłopot – huragany, które nawiedziły wyspę w ostatnich tygodniach poważnie uszkodziły infrastrukturę na wyspie. Brakuje energii elektrycznej, a to sprawia, że nie działają nawet podstawowe urządzenia. Jest problem z dostępem do wody, żywności, nie ma komunikacji. I nie dotyczy to kilku wiosek, czy jednego dużego miasta: kłopot ma praktycznie cała społeczność terytorium zależnego od USA. Mieszkańcy starają się odbudować swój świat, zaczęła tam napływać pomoc m.in. ze Stanów Zjednoczonych, lecz upłynie sporo czasu, nim Portoryko dźwignie się po tym ciosie. Tu pojawia się miejsce dla większych i mniejszych firm.
Pisałem niedawno, że pomóc może m.in. Tesla – Elon Musk nie wykluczył w mediach społecznościowych, że jego korporacja pomoże odbudować system energetyczny na wyspie. Nie będzie on jednak przypominał tego wcześniejszego, opartego o wytwarzanie energii elektrycznej z importowanych paliw kopalnych – energia miałaby pochodzić z paneli słonecznych i byłaby magazynowana w wielkich akumulatorach. Takich, jak ten budowany w Australii. Tesla zaczęła już dostarczać na wyspę naścienne baterie Powerwall, Musk poinformował nawet w mediach społecznościowych, że to jeden z powodów, dla których opóźniona zostanie premiera ciężarówki (niezłe wytłumaczenie, chociaż podejrzewam, że stanowi przykrywkę dla opóźnień). Co ciekawe, na Tesli sprawa się nie kończy.
Media obiegła wiadomość, że swoje rozwiązania w Portoryko testować będzie także Alphabet. Chodzi o Project Loon, czyli balony telekomunikacyjne. Regulator dał zgodę na ich zastosowanie, na wysokości kilkunastu kilometrów pojawi się nad wyspą kilkadziesiąt takich jednostek, mają pracować przez pół roku. Cel? Zapewnienie wyspie łączności. Gdy w przeszłości mówiono o tym rozwiązaniu, wspominano właśnie o stosowaniu go w sytuacjach kryzysowych. Nadarza się zatem okazja, by sprawdzić sprzęt w boju. Co ciekawe, swój sprzęt na wyspę wysyła także konkurencja, firma Facebook. Nie będą to jednak drony Aquila, które mają pełnić podobną rolę do balonów Google.
Tesla, Google, Facebook – wielcy zamierzają sprawdzać swoje pomysły na zniszczonej wyspie. Na nich pewnie się nie skończy, pojawią się kolejni gracze z innowacjami. Widzę tu np. drony przeznaczone do zjedzenia. W niektórych przypadkach skala działań może być bardzo duża, będzie dotyczyć milionów ludzi. I chociaż wydarzyła się tragedia, jest to jednocześnie spora szansa na testy, które w innych warunkach byłyby utrudnione. Firmy nie zabrałyby się za zmianę infrastruktury na takiej wyspie, gdyby nie kataklizm – to byłoby zbyt drogie lub utrudnione przez opór społeczności, urzędników, lokalnego biznesu. Tymczasem w tym przypadku trzeba działać, odtwarzać, budować od podstaw – dobre warunki do wprowadzania zmian.
Za kilka lat może się okazać, że Portoryko pochwali się innowacyjnymi rozwiązaniami na polu komunikacji, wytwarzania energii, produkcji żywności czy transportu. Od nowa powstanie tam ciekawa, wydajna i nowoczesna infrastruktura. To oczywiście wariant bardzo optymistyczny. I prowadzi do niego tragedia rzeszy ludzi…
Więcej z kategorii Świat:
- Challenge zakończył się śmiercią dziesięciolatki. TikTok zbanowany dla części użytkowników we Włoszech
- Donald Trump rzutem na taśmę wpisuje Xiaomi na czarną listę USA
- Nie zgadniecie, jakie aplikacje mobilne najchętniej pobieraliśmy w 2020 roku
- Facebook, Instagram i Snapchat z permanentnym banem dla Trumpa. Twitter daje prezydentowi ostatnie ostrzeżenie
- Główny konkurent Huawei wstawia się za nim w swoim własnym kraju. Oczywiście - nie bezinteresownie