Wczorajsza premiera iPhone SE 2020, mimo że cicha i bez fajerwerków, sprowokowała do dyskusji nawet tych, którzy na co dzień niespecjalnie się udzielają. Każdy miał coś do dodania: bo przecież mamy rok 2020, a Apple wypuszcza smartfon jakby był 2014. Nie przekonują ich nawet przystępne polskie ceny iPhone SE, ani to, że smartfon który można nabyć już za 2200 złotych będzie mógł liczyć na kilka lat wsparcia. No skoro te atuty do nich nie przemawiają, to może porównanie iPhone SE 2020 oraz najnowszego flagowca: iPhone'a 11 (będącego zresztą hitem sprzedaży) ich kupią?
Dlaczego konfrontuje iPhone SE (2020) i iPhone 11, a nie wyższe/większe modele? Bo rozrzut cenowy między nimi jest mimo wszystko najmniejszy. I wątpię, by w praktyce ktoś, kto jest gotowy kupić smartfon którego ceny rozpoczynają się od 5199 zł (5699 zł w wersji Max) zestawiał go z najtańszym w ofercie Apple — takim, który startuje od 2199 zł. Co innego jego podstawowy model: czyli iPhone 11, który okazał się hitem sprzedaży bo... tak naprawdę oferuje niewiele mniej, niż jego rodzeństwo z "Pro" w nazwie.
Jak widać: poza konstrukcją, powrotem do przycisku Home i wielkością — iPhone SE (2020) specjalnie nie odstaje od jesiennego hitu sprzedaży. Obstawiam, że w tej cenie zresztą będzie hitem — to smartfon który posłuży przez lata, będzie mógł liczyć na wsparcie producenta... a poza tym w tej cenie raczej trudno będzie wśród konkurencji z Androidem zaleźć urządzenie z takimi asami w rękawie — o perspektywie kilkuletniego wsparcia nawet nie wspominając.
