Polska

Polska znowu w ogonie Europy. A władze obiecywały rewolucję...

Maciej Sikorski
Polska znowu w ogonie Europy. A władze obiecywały rewolucję...
110

Milion samochodów elektrycznych w Polsce w 2025 roku? Cel jest nierealny i trzeba to napisać już dzisiaj. Od kilku kwartałów zastanawiam się jednak, jaki wynik uda się osiągnąć do połowy przyszłej dekady? Jeśli utrzyma się obecny poziom rozwoju rynku, rezultat będzie naprawdę mizerny, śmiało będzie można mówić o kpinie. A żeby zmiany przyspieszyły, potrzebne jest... działanie. Sam spadek cen aut tego typu sprawy nie załatwi, ważne są infrastruktura oraz zachęty. Obu niestety brakuje.

Polska w ogonie Europy. Znowu. Niestety. Tym razem chodzi o zachęty, które mają skłaniać ludzi do kupowania aut ekologicznych, głównie elektrycznych. Nasz kraj po prostu... ich nie ma. Ministrowie czy podlegli im urzędnicy sporo mówią o elektryfikacji motoryzacji, o szansach i możliwych zyskach, lecz na obietnicach i planach się kończy. Chociaż nie - mamy jeszcze laureatów konkursu na wygląd polskiego auta elektrycznego.

Pisałem o nim w ubiegłym tygodniu, udało się wybrać kilka projektów, które przy pomyślnych wiatrach mogą wejść do masowej produkcji. Można już usłyszeć, że rodzima motoryzacja rozkręci się w wyniku elektrycznej rewolucji, że czas zmian jest szansą dla tych nacji, które słabo wypadają w motoryzacji spalinowej. Z tej szansy doskonale zdają sobie sprawę np. Chińczycy, którzy postanowili uczynić z elektryfikacji koło zamachowe dla sektora moto - na poważnie podchodzą już do tematu eliminowania samochodów spalinowych ze swoich ulic. Wkrótce należy się po nich spodziewać realnych działań. Polska zapewne będzie snuć piękne wizje.

Trafiłem ostatnio na mapkę przedstawiającą działania państw w kierunku promowania elektryków. Zdecydowana większość europejskich państw (konkretnie UE) zachęca do kupowania aut ekologicznych i robi to w wymierny sposób, nie tylko przez słowa. Polska znajduje się niestety wśród kilku krajów, które takich zachęt nie stosują. Czy to ma znaczenie? Dla rozwoju nowego segmentu ma. Często pisze i mówi się o tym, że Norwegia szybko staje się przykładem dla innych, że ludzie masowo kupują tam elektryki. Jednym z wytłumaczeń jest oczywiście majętność społeczeństwa: po prostu stać ich na takie samochody, na drogie Tesle. Ale swoje robią też zachęty, których jest naprawdę wiele: od podatków, przez przepisy, po bonusy w parkowaniu.

Polska w ogonie Europy. Znowu. Niestety. Tym razem chodzi o zachęty, które mają skłaniać ludzi do kupowania aut ekologicznych, głównie elektrycznych. Nasz kraj po prostu... ich nie ma. Ministrowie czy podlegli im urzędnicy sporo mówią o elektryfikacji motoryzacji, o szansach i możliwych zyskach, lecz na obietnicach i planach się kończy. Chociaż nie - mamy jeszcze laureatów konkursu na wygląd polskiego auta elektrycznego.

Pisałem o nim w ubiegłym tygodniu, udało się wybrać kilka projektów, które przy pomyślnych wiatrach mogą wejść do masowej produkcji. Można już usłyszeć, że rodzima motoryzacja rozkręci się w wyniku elektrycznej rewolucji, że czas zmian jest szansą dla tych nacji, które słabo wypadają w motoryzacji spalinowej. Z tej szansy doskonale zdają sobie sprawę np. Chińczycy, którzy postanowili uczynić z elektryfikacji koło zamachowe dla sektora moto - na poważnie podchodzą już do tematu eliminowania samochodów spalinowych ze swoich ulic. Wkrótce należy się po nich spodziewać realnych działań. Polska zapewne będzie snuć piękne wizje.

Trafiłem ostatnio na mapkę przedstawiającą działania państw w kierunku promowania elektryków. Zdecydowana większość europejskich państw (konkretnie UE) zachęca do kupowania aut ekologicznych i robi to w wymierny sposób, nie tylko przez słowa. Polska znajduje się niestety wśród kilku krajów, które takich zachęt nie stosują. Czy to ma znaczenie? Dla rozwoju nowego segmentu ma. Często pisze i mówi się o tym, że Norwegia szybko staje się przykładem dla innych, że ludzie masowo kupują tam elektryki. Jednym z wytłumaczeń jest oczywiście majętność społeczeństwa: po prostu stać ich na takie samochody, na drogie Tesle. Ale swoje robią też zachęty, których jest naprawdę wiele: od podatków, przez przepisy, po bonusy w parkowaniu.

Tą drogą idą też inni, media informują dzisiaj, że Francja zamierza promować elektryki, zachęci ludzi do przesiadania się ze starszych aut z silnikami benzynowymi i dieslami do nowszych, bardziej zielonych pojazdów. Ten proces ma być ujęty w przyszłorocznym budżecie. Ponoć chodzi o pozbycie się kilku milionów samochodów - nie od razu, ale i tak może to być zauważalne. Zastanawiam się przy tym, co stanie się z tymi starszymi pojazdami? Pojadą na Wschód? Jeśli tak, pewnie nie zatrzymają się za Odrą... Nie jest też tak, że na owe zachęty pozwoliły sobie jedynie kraje bogate z tzw. starej Unii - stosują je także kraje z Europy Środowej, w tym kierunku poszły nawet Rumunia i Bułgaria.

Nie ma zachęt, nie ma też infrastruktury - ta ma być rozbudowywana, ale to wciąż plan. Trudno sobie wyobrazić, co miałoby przekonać Polaków do kupowania elektryków, skoro na tych dwóch polach jest mizeria. Jeśli nawet powstanie polski elektryk, to może nie zaistnieć szerzej, bo nie będzie na niego chętnych. A czy producent takich pojazdów będzie mógł myśleć o zagranicznej ekspansji, jeśli nie zaistnieje na rodzimym rynku? Skąd ma na to wziąć pieniądze? Ostatecznie może zatem stanąć na tym, że samochody elektryczne też będziemy importować. Albo trafią do nas te stare diesle z Francji.

Za problem zabrano się od nieodpowiedniej strony, działania są niepełne lub pozbawione sensu. Tak rewolucji elektrycznej na drogach nie da się przeprowadzić.

Tą drogą idą też inni, media informują dzisiaj, że Francja zamierza promować elektryki, zachęci ludzi do przesiadania się ze starszych aut z silnikami benzynowymi i dieslami do nowszych, bardziej zielonych pojazdów. Ten proces ma być ujęty w przyszłorocznym budżecie. Ponoć chodzi o pozbycie się kilku milionów samochodów - nie od razu, ale i tak może to być zauważalne. Zastanawiam się przy tym, co stanie się z tymi starszymi pojazdami? Pojadą na Wschód? Jeśli tak, pewnie nie zatrzymają się za Odrą... Nie jest też tak, że na owe zachęty pozwoliły sobie jedynie kraje bogate z tzw. starej Unii - stosują je także kraje z Europy Środowej, w tym kierunku poszły nawet Rumunia i Bułgaria.

Nie ma zachęt, nie ma też infrastruktury - ta ma być rozbudowywana, ale to wciąż plan. Trudno sobie wyobrazić, co miałoby przekonać Polaków do kupowania elektryków, skoro na tych dwóch polach jest mizeria. Jeśli nawet powstanie polski elektryk, to może nie zaistnieć szerzej, bo nie będzie na niego chętnych. A czy producent takich pojazdów będzie mógł myśleć o zagranicznej ekspansji, jeśli nie zaistnieje na rodzimym rynku? Skąd ma na to wziąć pieniądze? Ostatecznie może zatem stanąć na tym, że samochody elektryczne też będziemy importować. Albo trafią do nas te stare diesle z Francji.

Za problem zabrano się od nieodpowiedniej strony, działania są niepełne lub pozbawione sensu. Tak rewolucji elektrycznej na drogach nie da się przeprowadzić.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot