Google

Nowy Google Chrome sprawia, że... nie chcę innej przeglądarki

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

106

Mateusz połowicznie przesiadł się już na Internet Explorer, a Tomasz wybrał "liska" zamiast Chrome'a. Zapewne takich osób, które podzielają ich opinie można by zliczyć w setkach tysięcy, ale nie o statystyki chodzi, a sam trend. Google Chrome zatraca miano "szybkiej przeglądarki" i najwyraźniej wbre...

Mateusz połowicznie przesiadł się już na Internet Explorer, a Tomasz wybrał "liska" zamiast Chrome'a. Zapewne takich osób, które podzielają ich opinie można by zliczyć w setkach tysięcy, ale nie o statystyki chodzi, a sam trend. Google Chrome zatraca miano "szybkiej przeglądarki" i najwyraźniej wbrew potrzebom większości staje się czymś znacznie więcej. A mnie to odpowiada.

Projekt Google Chrome powstał między innymi w celu przyspieszenia przeglądania zasobów Sieci. Aplikacja uruchamiała się błyskawicznie i równie szybko wczytywała strony internetowe. Dla osób korzystających na co dzień z usług Google był (i jest) to także najlepszy możliwy wybór, jeżeli chodzi o kompatybilność przeglądarki z funkcjami oferowanymi przez web aplikacje.

Coraz częściej jednak natrafić można na wielowersowe zażalenia i skargi na to, w jaki sposób Google rozwija ten projekt. Mnogość opcji i funkcji, rozbudowane aplikacje, a do tego system operacyjny Chrome OS dostępny na rosnącej liczbie modeli Chromebooków nie jest tym, czego najwyraźniej potrzebują użytkownicy. A przynajmniej spora ich część.

Projekt Google Chrome

Dlatego w tym momencie chciałbym powrócić do wideo promocyjnego, które pojawiło się jakiś czas po tym, jak zaprezentowany został sam Chrome OS i pomysł na laptopy z tym systemem.

W trzy lata po wydaniu pierwszej wersji Chrome, Google postanowiło “namieszać” na rynku systemów operacyjnych i uruchamianych na nich aplikacji. Jako wady obecnie działającego mechanizmu wymieniane są między innymi mnogość dostępnych systemów, która potęgowana jest przez powstające dla nich aplikacje. Google zdecydowało więc uczynić Sieć centralnym miejscem dla swojego systemu, a spoglądając na rozwój oferowanych online usług i rozwiązań, wydaje się to być całkiem niezły pomysłem. Skoro większość czasu spędzamy przeglądając strony internetowe, muzykę i filmy streamujemy z Sieci, a za rogiem czeka na nas spora zmiana w dostępie do gier z dowolnej platformy, to zbudowanie platformy ukierunkowanej na takie aktywności jest jak najbardziej uzasadnione.

Widzimy więc, że plan Google nie wynika z nagłego “zwrotu akcji” i nie jest kaprysem kilku zakompleksionych inżynierów, którzy postanowili ni z tego, ni z owego przygotować własny system operacyjny. To długofalowy projekt, który na naszych oczach stawia swoje pierwsze kroki. Celem jest zbudowanie ekosystemu, który dostępny będzie na niemal każdej innej platformie (lub zupełnie osobno), lecz do zaoferowania będzie miał dokładnie to samo.

Do naszej dyspozycji będą identyczne aplikacje na dowolnym urządzeniu, co jest sytuacją “win win” dla autorów tychże programów, jak i użytkowników. Deweloperzy przygotować muszą jedynie jedną wersję swojego programu, której aktualizowanie będzie znacznie łatwiejsze, aniżeli kilku różnych wersji aplikacji dedykowanych wielu platformom. Użytkownikom serwowana jest więc zawsze najnowsza wersja aplikacji, na każdym urządzeniu, co ogranicza przede wszystkim czas na skonfigurowanie tego wszystkiego na każdym z nich.

Chmura dla wszystkich?

Nie należę do grona osób, które po utracie połączenia z Internetem zatracają dostęp do wszystkich swoich dokumentów, multimediów i pozostałych plików, lecz przy rozsądnym wykorzystaniu dzisiejszych możliwości szerokopojętej chmury, żyje nam się zdecydowanie łatwiej i wygodniej. Dlaczego więc mielibyśmy z tego rezygnować? Profesjonaliści z wielu dziedzin nie są jeszcze w stanie zupełnie zrezygnować z typowych aplikacji i standardowych systemów operacyjnych, lecz na pewnym etapie alternatywa w postaci chmury zdecydowanie się pojawi.

Chrome nie jest idealny, ale...

Nie zamierzam nikogo namawiać do zmiany przeglądarki na tą od Google. Nie zamierzam usprawiedliwiać i tłumaczyć Google z ich poczynań w celu zmiany czyichś poglądów. W pełni rozumiem różnorodność potrzeb, a możliwość wyboru najbardziej nam odpowiadającego produktu to jedna z najlepszych sytuacji w jakiej możemy się znaleźć. Wizja Google odbywa się często kosztem wydajności i czasu pracy urządzenia na baterii, lecz to co otrzymuję w zamian jest w mojej ocenie silnym argumentem. Nie mniej, Google powinno wziąć pod uwagę opinie również tych użytkowników, którzy nie wymagają dodatkowych funkcjonalności - dla nich przeglądarka staje się ociężała i niezwykle “głodna” na energię. Jeszcze przed tym jak Mateusz opublikował swój tekst, w którym podobnie jak inni przyznaje, że Internet Explorer już dawno przestał być przeglądarką, którą należy omijać szerokim łukiem, planowałem przygotowanie wpisu o tym jak na tydzień zamieniłem Chrome’a na IE i Google na Binga.

Ten tekst oczywiście się pojawi, lecz mówiąc to chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że nie jestem ślepo zapatrzony w produkt Google i regularnie sprawdzam co do zaoferowania ma konkurencja. Nie będę ukrywał, że w wielu przypadkach przeglądarka Microsoftu okazała się najzwyczajniej lepsza od Google Chrome, ale o tym innym razem. Przeglądarkę od Google zainstaluję jednak na komputerach z Windowsem i OS X, urządzeniach mobilnych z Androidem i iOS-em oraz sięgnę po nią na Chromebooku. Za każdym razem pod ręką mam swoje wszystkie aplikacje, hasła i wiele więcej. Szanse na pojawienie się Firefoxa na Windows Phone czy iOS są minimalne ze względów technicznych, a podobnie rysuje się sytuacja z Internet Explorerem dla iOS i Androida, jeżeli chodzi o kwestie polityki firmy.

To dopiero początek

Każdego dnia zdarza mi się skorzystać z aplikacji, którą znajdziemy w Chrome Web Store. Najczęściej jest nią Pocket, która właśnie dzięki Chrome trafiła na komputery z Windowsem, a aplikacja od Wunderlist w Chrome działa minimalnie szybciej od tej dedykowanej na Windows. Obydwie wspomniane aplikacje (oraz kilka innych) uruchomię bez problemu również na Chromebooku, a plany wprowadzenia tego “konia trojańskiego” na platformy mobilne (na przykład iOS) także powolutku stają się już faktem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu