Recenzja

Nietypowy czy raczej dziwny? Test ultrabooka konwertowalnego Acer Aspire R7

Tomasz Popielarczyk
Nietypowy czy raczej dziwny? Test ultrabooka konwertowalnego Acer Aspire R7
11

Odnoszę wrażenie, że ostatnio wśród producentów panuje jakiś plebiscyt na najdziwniejszego notebooka. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tej kategorii Acer Spire R7 przebija wszystkich. Nie dość, że urządzenie ma zamienione kolejnością touchpad i klawiaturę to sam wyświetlacz umieszczono na specjalnym re...

Odnoszę wrażenie, że ostatnio wśród producentów panuje jakiś plebiscyt na najdziwniejszego notebooka. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tej kategorii Acer Spire R7 przebija wszystkich. Nie dość, że urządzenie ma zamienione kolejnością touchpad i klawiaturę to sam wyświetlacz umieszczono na specjalnym regulowanym ramieniu. Jak to się spisuje w praktyce?

Założenie producenta było dość oczywiste – stworzyć urządzenie, które pozwoli na efektywną pracę w sposób klasyczny, jak i za pomocą dotykowego wyświetlacza. W rezultacie otrzymaliśmy sprzęt, który może przybrać kształt tabletu, a także notebooka – z touchpadem lub bez (wszystko zależy od tego, jak ustawimy ekran). To gadżet bardzo elastyczny, ale czy praktyczny?

Jest to sprzęt raczej z górnej półki. Jego cena startuje od 5 tys. złotych. High-endowy charakter widać również w pudełku, gdzie oprócz samego notebooka znalazłem też bezprzewodową mysz, szmatkę do ekranu oraz przejściówkę z mini-DisplayPort na VGA, co jest bardzo miłym prezentem. Zasilacz modelu Aspire R7 nie odbiega raczej od standardów, a zestaw broszur tradycyjnie okazuje się średnio przydatny.

Wygląd i wykonanie

Obudowę wykonano ze stopów aluminium i magnezu, czyli zgodnie ze standardami przyjętymi w segmencie ultrabooków. Konstrukcja jest całkiem solidna a zarazem smukła i opływowa. Urządzenie waży 2,5 kg, czyli relatywnie dużo jak na ultrabooka, ale to rezultat zastosowania matrycy o dużej przekątnej. Przekłada się to też na pokaźne wymiary: 377 x 254,5 x 28,5 mm. Kompaktową można tutaj nazwać jedynie grubość. Niestety, podnoszenie urządzenia, chwytając za przód obudowy wywołuje delikatne trzeszczenie i trzaski w dolnej części. Na szczęście sama powierzchnia nie ugina się w żadnym punkcie pod ciężarem dłoni.

Kluczowym elementem tego modelu oraz jego wyróżnikiem jest aluminiowe ramię, które nosi nazwę Ezel. Producent promuje to rozwiązanie wskazując na cztery różne tryby prac: jako tablet, klasyczny notebook, wyświetlacz (ekran odchylony w przeciwnym kierunku) oraz Ezel (ekran ustawiony równolegle, w pewnym odstępie od klawiatury). Liczba możliwości rzeczywiście robi wrażenie, co czyni to rozwiązanie dość wszechstronnym.

Samo ramie chodzi bardzo sztywno i potrzeba nieco siły by zmienić jego ustawienie. Osobiście uznaję to za dużą zaletę. Moją największą obawą związaną z tą konstrukcją było szybkie wyrobienie się zawiasów, co skutkowałoby utratą stabilności, poluzowaniami i ogólnym rozgardiaszem. Na szczęście prawdopodobnie nic takiego nie będzie miało miejsca, nawet przy relatywnie intensywnym użytkowaniu sprzętu.

Duże zaskoczenie czeka nas po spojrzeniu na klawiaturę. Producent zdecydował się umieścić ją pod touchpadem. Gładzik powędrował na górę, co daje bardzo dobry efekt w sytuacji, gdy z niego nie korzystamy – po prostu ekran jest bliżej i możemy go swobodnie obsługiwać dotykiem lub korzystać z podłączonej myszy. Problemy pojawiają się jednak, gdy mimo wszystko chcemy wykorzystać gładzik. Sięganie do niego przez całą długość obudowy jest bardzo niewygodne. Właściwie myślę, że równie dobrze mogłoby go tutaj nie być, bo i tak przydatność w takiej formie jest znikoma. Działanie gładzika można ocenić na mierne. Ulokowane przy dolnej krawędzi przyciski nie są widoczne, ale mają dość głęboki skok. Wątpliwości budzi jedynie odgłos, który wydają. Niczym nie przypomina on delikatnego klikania high-endowych urządzeń, a raczej głośny klekot budżetowych konstrukcji. Podobny klekot słychać przy stukaniu palcem w powierzchnię płytki. Odnoszę wrażenie, jakby nie była ona dobrze przymocowana do reszty obuowy.

Ulokowanie klawiatury bliżej przedniej krawędzi niesie za sobą też inne konsekwencje w postaci braku miejsca na nadgarstki. O ile w sytuacji, gdy komputer stoi na biurko, nie jest to problematyczne, to po wzięciu Aspire R7 na kolana zaczynamy odczuwać dyskomfort spowodowany brakiem wolnego miejsca. Można oczywiście kombinować i odsuwać obudowę od siebie albo ustawiać inaczej ekran, ale wtedy narażamy się na to, że urządzenie będzie stało niestabilnie i w końcu spadnie na podłogę. Wiele dobrego można napisać natomiast o samej klawiaturze. Nie należy ona do największych, ale klawisze mają niski skok i duże przerwy między sobą. Dodatkowo producent zastosował tutaj trzystopniowe podświetlenie. Pozwala to na bardzo komfortowe pisanie nawet dłuższych tekstów. Oczywiście pod warunkiem, że mamy pod ręką chociażby biurko…

Acer Aspire R7 został wyposażony w szereg złącz, wśród których znajdziemy dwa portu USB 3.0 i jeden USB 2.0, gniazdo mini-DisplayPort, HDMI, minijack 3,5 mm i Kensington Lock. Nie zabrakło też slotu na karty pamięci.

Na prawej krawędzi znajdziemy przycisk power oraz dwustopniowy guziczek regulujący głośność. Są to jednocześnie jedyne poza klawiaturą przyciski na obudowie.

Wyloty powietrza ulokowano na tylnej krawędzi obudowy, gdzie naprawdę trudno je czymkolwiek zasłonić. Nie jesteśmy zatem narażeni na podmuchy ciepłego powietrza na dłonie, co w te upalne dni byłoby katorgą.

Wart odnotowania jest też fakt, że urządzenie wyposażono w system audio Dolby Home Theater v4. Składają się na niego cztery głośniki (dwa po bokach i dwa na spodzie), których maksymalna głośność jest godna podziwu. Jestem przekonany, że w oparciu o nie można spokojnie zorganizować małą domówkę, a oglądanie filmów będzie czystą przyjemnością. Dowodem niech będzie chociażby to, że sam jestem miłośnikiem głośnego grania, a przy Aspire R7 musiałem zmniejszać poziom głośności bo zwyczajnie zagłuszał wszystko wokół. Do pełni szczęścia brakuje jedynie subwoofera. Gdyby producent zdecydował się go wbudować, powstałby chyba najbardziej muzyczny komputer na rynku.

Wyświetlacz i akumulator

Sam wyświetlacz wizualnie przypomina front tabletu. Otoczono go czarną ramką, umieszczając przy dolnej krawędzi dotykowy przycisk z logo Windows. Nad ekranem znajdziemy natomiast kamerkę do wideorozmów.

Wyświetlacz wykonano w technologii IPS, a więc możemy liczyć na bardzo szerokie kąty widzenia. Ma on przekątną 15,6 cala oraz oferuje wysoką rozdzielczość 1920 x 1080 px. Zdjęcia i wideo wyglądają na tym ekranie fantastycznie, choć nie tak urzekające jak chociażby na testowanym wcześniej przeze mnie ASUS-ie Taichi, który oferował tę samą rozdzielczośc przy przekątnej 11,6 cala. Kolory są świetnie odwzorowane i naturalne. Kontrast i ostrość można uznać za satysfakcjonujące. Dobrze prezentuje się również poziom jasności, co w połączeniu z warstwą antyrefleksyjną, jaką pokryto ekran daje względnie niezły komfort użytkowania w słoneczne dni.

Acer Aspire R7 dysponuje czterokomorową baterią o pojemności 3560 mAh. Nie jest to szczególnie dużo, biorąc pod uwagę rozmiary matrycy oraz zainstalowany wewnątrz potężny procesor (o nim za chwilę). Przy intensywnym użytkowaniu udało mi się ją opróżnić w około półtorej godziny. Przeglądanie internetu za pośrednictwem WiFi wystarczyło natomiast na niecałe trzy godziny. Najwięcej, bo aż 4 godziny Aspire R7 wytrzymał podczas odtwarzania filmów w jakości HD. Na naładowanie pustej baterii komputer potrzebował ponad 3 godzin.

Wydajność i kultura pracy

Acer Aspire R7 jest dostępny w kilku konfiguracjach. Do mnie trafiła najmocniejsza z procesorem Core i7 3537U 2,0-2,5 GHhz, 12 GB pamięci RAM DDR3 (2x6) i dwiema kartami graficznymi – zintegrowaną Intel HD Graphics 4000 i znacznie mocniejszą GeForce GT 750 M z 2 GB pamięci. Magazyn danych stanowi tu natomiast dysk twardy HDD o pojemności 1 TB. Parametry te w zupełności powinny nam wystarczyć do komfortowej pracy, multimediów oraz właściwie większości dostępnych na rynku gier (z czego wiele z nich powinno spokojnie działać na najwyższych ustawieniach graficznych).

W benchmarkach Acer Aspire R7 uyskał następujące wyniki:

  • PC Mark 7: 2799 pkt
  • Cinebench 11.5 (CPU): 2,90 pkt
  • Cinebench 11.5 (GPU):  38,10 pkt
  • 3D Mark 11: 2832 pkt
  • 3D Mark Vantage: 9986 pkt

Wygląda to dość przekonująco, zwłaszcza jeżeli dodamy do tego liczbę FPS-ów w grach (mierzone za pomocą programu FRAPS). Przykładowo w Far Cry 3 na niskich detalach uzyskałem 55 kl/s, na średnich 22 kl/s, a na niskich 11 kl/s. Natomiast w Company of Heroes 2 odpowiednio: 56 kl/s, 37 kl/s i 21 kl/s.

Urządzenie pracuje bardzo cicho i nie nagrzewa się zbyt mocno. Wewnątrz zastosowano procesor dedykowany ultrabookom (o czym świadczy literka U w nazwie), a więc świetnie daje on sobie radę w cieniutkiej obudowie o niezbyt dobrej cyrkulacji powietrza. Co ciekawe, Aspire R7 właściwie w ogóle nie nagrzewa się w miejscu, gdzie najczęściej trzymamy dłonie czyli na klawiaturze. Wyloty powietrza ulokowano po bokach touchpada, a więc również sam gładzik pozostaje relatywnie chłodny. To na pewno duży plus. Wentylator włącza się dość rzadko przy przeglądaniu sieci oraz odtwarzaniu filmów. Gorzej sytuacja wygląda w przypadku gier, ale to akurat normalne.

Do odważnych świat należy?

Acer Aspire R7 to niezwykle odważna konstrukcja, która przeciera nowe szlaki na rynku konwertowalnych ultrabooków. Przede wszystkim zaskakuje swoimi rozmiarami – matryca o przekątnej 15,6 cali nie jest często spotykana w tym segmencie. Największą rewolucją jest jednak wspomniany Ezel, który czyni opisywane urządzenie niezwykle wszechstronnym i zdolnym to pełnienia wielu funkcji jednocześnie.

Aspire R7 dobrze prezentuje się od wewnątrz. Procesor Intela, przyzwoita grafika Nvidii i 12 GB pamięci RAM czynią ten model dobrym wyborem nie tylko do pracy biurowej, ale też twórczej. Nie jest to może demon prędkości, ale freelancerzy i komputerowi artyści powinni być zadowoleni z jego możliwości. Podobnie zresztą jak miłośnicy multimediów, na co składa się bardzo dobry wyświetlacz i fantastyczne nagłośnienie.

Niestety ostateczną ocenę zaniżają detale. Trzeszcząca obudowa, źle spasowany z obudową gładzik to niedopuszczalne wpadki w urządzeniu tej klasy. Wątpliwości budzi również przydatność tego ostatniego, co odbija się na ergonomii i komforcie pracy.

Jest to na pewno komputer, które będzie robić wrażenie wszędzie tam, gdzie się pojawi. Pod wieloma względami Acer wzniósł się na wyżyny swoich możliwości, ale miejscami ciągle daje się we znaki, że to ciągle ten sam Acer, z którego budżetowymi konstrukcjami wielu z nas miewało problemy. Jeżeli jesteśmy gotowi przymknąć oko na te niedociągnięcia i zaakceptować nietuzinkowy układ klawiatury oraz touchpada, Aspire R7 powinien spełnić nasze oczekiwania.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Acerultrabookaspirenasze testy