Sobotnie popołudnie, kino w centrum dużego miasta. Blok reklamowy dobiega końca, ekran się ściemnia, za chwilę słychać komunikat z informacją o zakazie korzystania z telefonów komórkowych i urządzeń do nagrywania wewnątrz sali kinowej. Nie przeszkadza to panu wyjąć (na oko) sześciocalowego smartfona z wysokimi ustawieniami podświetlenia i wykonania połączenia telefonicznego, by powiedzieć osobie po drugiej stronie słuchawki, że już jest w sali kinowej. Jako widz siedzący za nim zostałem chwilowo porażony niebieskościami i bielą z dialera, a także samym zachowaniem. Tym bardziej że nie był to pierwszy raz kiedy spotkałem się z tym, że ktoś prowadzi rozmowę telefoniczną w kinie. Kiedyś byłem nawet świadkiem sytuacji, w której pan dopiero po tym jak zwrócono mu uwagę trzeci raz (!) wyszedł z sali. Nie frapując się przy okazji tym, by przeprosić czy — tym bardziej — przerywać połączenie.
Żyjemy w czasach kiedy za całe zło tego świata zrzucane jest na technologię. To ona winna jest temu, że nie rozmawiamy ze współpasażerami podróży w pociągach. Przez nią nie nawiązujemy nowych znajomości w komunikacji miejskiej. Robimy selfie w miejscach, gdzie przez wzgląd na historię i tradycję nie wypada nawet wyjmować aparatu fotograficznego. Ganiamy za wirtualnymi istotami po miejscach pamięci, nie patrząc na to, co dzieje się dookoła. Wchodzimy pod rozpędzony samochód wgapieni w ekran. Zachowujemy się jak kretyni, bo ścigamy lajki i serduszka. A nawet rozmawiamy przez telefon w kinie, czy sprawdzamy powiadomienia w smartfonie w teatrze. Tylko zaraz, czy to aby na pewno jest wina technologii?
Nie, ani trochę. Kilkadziesiąt osób w sali kinowej, z których pewnie większość ma współczesny telefon komórkowy. A może nawet kilka. I co, jakoś bez problemu potrafią nie tylko przez te dwie godziny wytrzymać bez rozmów telefonicznych, ale też nie czują potrzeby sprawdzania powiadomień. Udaje im się nawet wyłączyć dźwięki i wibracje, wow! Ile osób robi sobie durne zdjęcia w miejscach pamięci? To nie są tysiące czy miliony — a tyle ich tam bywa w skali miesiąca. To pojedyncze przypadki. Nie jest to ani normalne, ani powszechne zachowanie, dlatego kiedy widzimy coś takiego — ręce nam opadają i sprawę w mediach nagłaśnia się w mgnieniu oka.
O restauracjach które zabraniają fotografowania jedzenia zrobiło się głośno już kilkanaście miesięcy temu. I nie, nie chodzi o ludzi którzy zrobią szybkie zdjęcie smartfonem zanim zaczną jeść. Chodzi tu raczej o mocno zorganizowane ekipy, które bez wcześniejszego ustalenia tego z obsługą serwują profesjonalną sesję fotograficzną zamówienia — z zestawem kilku aparatów, lamp, blend i innych akcesoriów. Dziwicie się że już nie tylko miejsca typu fine dining nie chcą tolerować takiego zachowania? Inni goście chcą po prostu zjeść w spokoju posiłek, nie potrzebują przy okazji dostać flashem po oczach.
Czy winne są aparaty fotograficzne? A może lampy błyskowe? Nie, żadne z nich. To po prostu durne zachowanie ich posiadaczy. I zamiast obwiniać technologię i tylko narzekać, warto byłoby wpajać ludziom odrobinę kultury. Zakazów stukania w klawiaturę jak w japońskich pociągach nie wymagam, może zacznijmy od ograniczenia rozmów telefonicznych w transporcie publicznym.
Więcej z kategorii Felietony:
- Odkrycia roku 2020 na YouTube. Te kanały mnie wciągnęły
- Codzienne granie ze znajomymi w sieci to moja namiastka normalności w czasie pandemii
- Granie na konsoli zaczęło przypominać PC Master Race. Gdzie ta zabawa i ta swoboda?!
- OLED przestanie oznaczać najwyższą jakość, LG A1 utworzy nowy rynek
- Next-genowy Cyberpunk 2077 dopiero w drugiej połowie 2021. Wtedy to ja już o tej grze zupełnie zapomnę