Felietony

Dobrze Ci radzę, nie wierz w każdego tweeta

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

3

“Nie wierz w każdego tweeta” to przygotowana specjalnie do walki z fake newsami kampania reklamowa odbywająca się na Twitterze. Świetny pomysł, który mam nadzieję niejednemu użytkownikowi usługi otworzy oczy.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to akcja samego Twittera, który chce trochę podreperować swoją wiarygodność. Jestem zdanie, że osoby odpowiedzialne za platformę powinny choć w symboliczny sposób próbować walczyć o jej rzetelność, mimo tego że przecież nie mają wpływu na umieszczane tam treści.

Skąd takie przypuszczenia? Otóż cała kampania odbywa się na Twitterze, YouTube i stronie internetowej. Jednym ze związanych z nią obrazków jest zdjęcie CEO Twittera, Jacka Dorseya z tekstem mówiącym o tym, że warto być sceptycznym co do wszystkiego umieszczanego na Twitterze, ponieważ użytkownicy serwisu mogą zapostować tam dosłownie wszystko. Sęk w tym, że sam Twitter nie ma z kampanią nic wspólnego. Żeby było zabawniej, zagraniczne media nie zweryfikowały tej rewelacji i z automatu przyjęły, że to działania Twittera.

Możecie nie mieć konta na Twitterze, ale na pewno choć raz słyszeliście o informacjach, które narodziły się na tej właśnie platformie społecznościowej. W Polsce Twittera uwielbiają politycy, którzy przy okazji potrafią tam głosić dużo bardziej radykalne poglądy niż przed kamerami pojawiającymi się w Sejmie. Do tego dochodzą popularni dziennikarze, którzy lubią czasem zarówno odpłynąć, jak i puszczać dalej tweety, które gdzieś wypatrzyli. A potem pojawiają się ci wnikliwi użytkownicy, którzy mają czas i ochotę zweryfikować informacje - nie raz i nie dwa okazywało się więc, że poważne postacie z dużymi zasięgami popychały dalej wyssane z palca informacje. Swego czasu ogromną popularnością cieszyły się na przykład tweety z konta Janusza Piechocińskiego, miedzy innymi zawierające informacje dotyczące dochodów Polaków czy kondycji różnych gałęzi polskiej gospodarki. Oczywiście nie podważam prawdziwości umieszczanych tam danych, ale myślicie, że każdy kto puszczał je dalej na Twitterze czy Facebooku zadał sobie trud weryfikacji? A były przecież sytuacje, kiedy okazywało się, że profil w jakimś serwisie społecznościowym wyglądał na “legitny”, a potem okazywało się, że nie miał z daną postacią nic wspólnego. Pamiętacie jak w 2015 roku w programie na antenie TVP2 Tomasz Lis i Tomasz Karolak cytowali wpis z fałszywego konta córki ówczesnego kandydata na prezydenta - Kingi Dudy? Tak, ten o oddaniu Oskara za film Ida. A przecież za programem stała cała ekipa, a i tak nie udało się uniknąć wpadki.

Problemów związanych z informacjami z Twittera, czy ogólnie internetu jest oczywiście kilka. Po pierwsze każdy może napisać co chce. 16-letni Janek Kowalski (imię zmienione) umieści w sieci Tweeta z ciekawą informacją i tak naprawdę może się z nim stać wszystko. Nikt się wpisem nie zainteresuje, albo złapie 5 tysięcy retweetów. A to już zasięg, który stanie się bazą do filmów na YouTube i artykułów na mniejszych lub większych stronach. Albo tak, jak pokazuje to wpadka z Lisem, na antenie dużej telewizji. Drugi problem to weryfikacja umieszczonych w takim tweetcie danych. Jesteście pewni, że sprawdzacie źródło informacji i prawdziwość danych zanim puścicie wpis dalej? Ja staram się nie retweetować innych, głównie z tego powodu. Ale i sam wielokrotnie naciąłem się na nieprawdziwość informacji, nawet umieszczanych przez duże konta, często zagraniczne portale. Problem fake newsów był, jest i będzie - nie sądzę byśmy mogli coś na ten temat poradzić, oczywiście poza zmianą swojego podejścia do informacji uzyskiwanych z sieci. Pochwalam jednak tego typu akcje, bo nawet jeśli otworzą oczy choć jednej osobie, to jest spora szansa na to, że zasięgi tego typu wpisów będą choć minimalnie mniejsze.

źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu