Apple

"Nie ma wirusów na Maca" - nowa wersja MacDefendera, to kankan na grobie mitu

Gniewomir Świechowski
"Nie ma wirusów na Maca" - nowa wersja MacDefendera, to kankan na grobie mitu
59

Mit bezpiecznych Maców upada własnie z hukiem, bo goście stojący za MacDefenderem - malware udającym antywirusa - działają szybciej niż Apple. Cupertino najpierw ignorowało problem, zakazując dyskusji na ten temat w swoich salonach, a gdy problem stał się głośny, opublikowało instrukcje i obiecało...

Mit bezpiecznych Maców upada własnie z hukiem, bo goście stojący za MacDefenderem - malware udającym antywirusa - działają szybciej niż Apple. Cupertino najpierw ignorowało problem, zakazując dyskusji na ten temat w swoich salonach, a gdy problem stał się głośny, opublikowało instrukcje i obiecało update, który ma usunąć szkodnika z zakażonych komputerów.

Twórcy MacDefendera w odpowiedzi wypuścili nową wersję swojego programu. Zajęło im to 12 godzin. Nie wymaga już hasła administratora podczas instalacji. Wniosek? Maszynki Apple nigdy nie były bezpieczniejsze niż Windowsowe - po prostu było ich za mało, aby atak był opłacalny. Teraz stały się już godną uwagi niszą.

Cała sprawa ma dwa aspekty - PRowy i techniczny. Apple wie dobrze, że MacDefender to wyłom w powszechnej - acz nieuzasadnionej - wierze, że komputery Apple są bezpieczniejsze niż systemy stojące na systemie Windows. Stąd próba wyciszenia sprawy kosztem użytkowników. Będąca poważnym błędem. MacDefender według speców jest dobrze napisanym kawałkiem złośliwego softu, w którego zainwestowano konkretne środki - czas i pieniądze, aby na nim zarobić. Oznacza to, że twórcy uznali atak na dotychczas stosunkowo bezpieczne podwórko Apple za opłacalny.

Komputerów z jabłuszkiem jest już po prostu wystarczająco dużo, a ich użytkownicy są równie - albo bardziej - zieloni w kwestiach bezpieczeństwa, jak ich koledzy korzystający z Windows. Na dokładkę, nikt ich jeszcze na większą skalę nie "eksploatował". To nowe eldorado, więc MacDefender przeciera tylko szlak dla kolejnych ataków. Zamiatanie sprawy pod dywan, to proszenie się o jeszcze gorszą prasę, gdy pojawią się kolejne szkodniki.

Z technicznego punktu widzenia sprawa jest prosta: nie istnieje w 100% bezpieczny system. Istnieją tylko te, których zabezpieczenia opłaca się łamać i niszowe (jak moje Ubuntu) na których po prostu nie da się zarobić, więc są przez przestępców olewane.

Sprawa Stuxnetu i cyberszpiegostwo sponsorowane przez Chiński rząd dowodzą czarno na białym, że dostanie się do dowolnie zabezpieczonego komputera, sieci, czy tez nawet przemysłowych komputerów nie podpiętych do netu jest tylko kwestią czasu, środków i motywacji.

Skoro przestępcy zorientowali się już, że na Macach można zarobić, ich użytkownicy mogą się w najbliższym czasie zapoznać z największym przekleństwem użytkowników Windows. Ja czuję się bezpieczny, nie dlatego, że Ubuntu jest wiele bezpieczniejsze niż MacOS czy Windows, tylko dlatego, że desktopów pracujących pod tym systemem jest za mało, aby opłacało się go łamać na większą skalę.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

AppleWindowsUbuntuMacOSX