Felietony

Nie ma drugiej takiej gry

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

25

Póki co pojawiła się jedynie na konsolach, choć doczekała się odświeżonej wersji rok po premierze. Nie jest to też nowa marka, bo w nazwie ma piątkę, a przecież wydano jeszcze kilka mniejszych, przenośnych odsłon. Skrót ma trzy litery. I to te trzy litery co kilka lat definiują na nowo pojęcie „grow...

Póki co pojawiła się jedynie na konsolach, choć doczekała się odświeżonej wersji rok po premierze. Nie jest to też nowa marka, bo w nazwie ma piątkę, a przecież wydano jeszcze kilka mniejszych, przenośnych odsłon. Skrót ma trzy litery. I to te trzy litery co kilka lat definiują na nowo pojęcie „growej piaskownicy”. Chyba już wiecie o jakiej grze mówię.

Nie miałem nigdy przyjemności napisania recenzji Grand Theft Auto V. Żałuję, bo to jedna z najlepszych gier, w jakie kiedykolwiek przyszło mi grać. Tak dobra, że od premiery pierwszej wersji gram w nią regularnie, niezależnie od tego, czy przypominam sobie wątek fabularny, gram w misje poboczne czy po prostu zwiedzam Los Santos i okolice. Co w zasadzie tak bardzo mi się w niej podoba?

Nie robię preorderów, ale w przypadku Grand Theft Auto V nie zastanawiałem się ani chwili. Rockstar nie robi kiepskich gier, Rockstar nie robi kiepskich GTA. Byłem na warszawskiej, nocnej premierze piątki - mało brakowało i wziąłbym swój egzemplarz tylko po to, żeby zarwać nockę i grać do rana. Co z tego, że następnego dnia miała przyjść do mnie paczka z własną kopią gry. Kiedy tylko GTA 5 pojawiło się w wersji na konsole nowej generacji, płyta od razu zakręciła się w moim sprzęcie do grania. Nadchodzi wersja na PC-ty i choć przepowiadam jej ogromne problemy techniczne (Rockstar+GTA+PC to naprawdę kiepskie połączenie, szczególnie w okolicach premiery), warto napisać kilka słów o najlepszej grze ostatnich kilku lat.

Można nie lubić tego typu gier, ale trudno odmówić Grand Theft Auto V piękna. Na konsolach poprzedniej generacji gra pokazała, że można wyciągnąć ze starych sprzętów więcej niż podpowiada zdrowy rozsądek. I choć jakość jakoś drastycznie nie podskoczyła po przesiadce na Xboksa One i PlayStation 4, to Rockstar pokazał, że można pożegnać praktycznie wszystkie niedociągnięcia poprzedniej wersji. Ale to oczywiście nie wszystko - można też przecież dodać tryb FPS, który całkowicie zmienia zabawę sprawiając, że chociażby z tego powodu warto przejść GTA 5 jeszcze raz.

Trudno mi zrozumieć jak można pominąć ten obecny na rynku od półtora roku tytuł - ale jeśli gracie tylko na PC, mogliście faktycznie czekać na wersję dla swojej platformy. Jeśli nie planujecie zakupu, spróbuję Was zachęcić.

Bohaterowie i historia

Grand Theft Auto V nie ma jednego bohatera. Rockstar zastosował ciekawy zabieg, dokładając sobie przy okazji 3 razy więcej pracy. Głównych bohaterów jest bowiem w GTA V aż trzech. Michael to emerytowanych gangster z problemami rodzinnymi, który przepuszcza majątek na wizyty u psychologa. Fajny typ, choć ma na sumieniu kilka niefajnych akcji. Przerażającego psychopaty ze specyficznym poczuciem humoru nie da się nie lubić. Trevor od 10 lat mieszka na zabitej dechami amerykańskiej wsi, radzi sobie tam jednak znakomicie. Jeśli można tak powiedzieć o facecie, który z zimną krwią morduje konkurencję i posiada własne laboratorium produkujące narkotyki. Najnormalniejszy z całej trójki jest Franklin, czarnoskóry „ziomek”, który zawsze zahaczał o gangsterski styl życia osiedlowych kumpli. Prezentuje on jednak najbardziej trzeźwe podejście do rzeczywistości. Ta wybuchowa trójka to na pierwszy rzut oka tercet przeciwieństw, który jak się okazuje, uzupełnia się wręcz idealnie. Samo obserwowanie koleżeńskich relacji między tymi trzema panami jest już świetnym powodem by sięgnąć po GTA V.

Wielki otwarty świat

„Piaskownica” idealna to chyba najlepsze określenie tego, co oferuje Grand Theft Auto V. Wymyślcie sobie coś co chcielibyście zrobić w wielkim mieście lub na jego obrzeżach, a jest prawie pewne, że uda się to w piątym GTA. Jakby tego było mało, frajdę można mieć z samego oglądania otaczającego gracza świata. Nie ma i nie było w historii elektronicznej rozrywki drugiego tak bardzo „żywego” miasta. I nie chodzi o to, że jacyś przechodnie gdzieś idą, jakieś pojazdy gdzieś zmierzają. Wirtualni mieszkańcy potrafią uczestniczyć w wywołanych przez siebie wypadkach, uciekać przed policją, czy zupełnie bez powodu zaatakować gracza. Zaparkujcie auto gdzieś w okolicach ruchliwego skrzyżowania, a gwarantuję Wam, że coś ciekawego się wydarzy.

Wirtualnych ludzi znajdziecie również na obrzeżach. Z plecakami na plecach wspinają się na wzniesienia, uprawiają dżoging, na plażach wakacyjne życie trwa w najlepsze. A najfajniejsze w tym wszystkim jest obserwowanie reakcji na nasze działania. Obsypany piachem spod kół naszego auta jegomość albo zacznie uciekać, albo wejdzie z nami w konflikt. Po lekkiej stłuczce z naszej winy zdarzyć się może w zasadzie wszystko. Od potrącenia naszego bohatera wychodzącego zobaczyć, czy z autem wszystko w porządku, aż po zgon kierowcy, z którym zaliczyliśmy większy dzwon. Oczywiście niedługo potem w miejscu wypadku pojawi się albo karetka, albo policja. Potrzebujecie wozu strażackiego? Podpalcie jakieś auto, w lepszych dzielnicach na pewno pojawią się tam strażacy. A w gorszych? No cóż, jak w życiu. Policja nie zawsze zachowuje się tak samo - potrafi przyczepić się o bzdurę, by innym razem zignorować sytuację zagrażającą życiu mieszkańców Los Santos. Bo przecież policjantowi z Los Santos nie zawsze musi się chcieć.

Gra, w której można wszystko

Robiłem to w każdej innej części GTA, ale piątka daje mi najwięcej frajdy. I nie, nie chodzi o kontakty z wirtualnymi prostytutkami - choć tu wszystko związane z seksem pokazane jest jeszcze mocniej. Nikt nie ogranicza mnie do wykonywania misji fabularnych lub pobocznych. Sam mogę napisać scenariusz swojej zabawy i jest spora szansa na to, że żyjący świat dopisze do niego własne rozdziały. Pływanie, latanie, wyścigi, rowery, motocykle, skutery. Jest tu prawie wszystko. I co najważniejsze zabawa z absolutnie każdym pojazdem to pokłady frajdy. Tak rozbudowany świat sprawia, że gra nie ma końca, a po zaliczeniu wątku fabularnego (kiedy odkryjecie już prawie całą mapę i zbierzecie górę pieniędzy) otwiera kolejne drzwi. Chociażby zamawianie kolekcjonerskich pojazdów za grubą kasę, czy granie na giełdzie celem powiększenia majątku. Polecam inwestycje w nieruchomości, związane z nimi misje poboczne i zarządzanie posiadanymi dobrami to świetna zabawa.

Rockstar nie umie jednak w online

W zasadzie jedyną wtopą, niezależnie od platformy, okazało się GTA Online. Nie działało dobrze (no dobrze, po prostu nie działało) na swojej premierze X360/PS3, trochę lepiej było na szczęście przy PS4 i X1. Niestety nie na tyle, by zagwarantować bezproblemową zabawę. Zraziłem się do tego trybu na tyle, że wciąż zbieram się, by zacząć na poważnie. I pewnie nigdy nie zacznę, niezależnie od tego, jak online’owe Los Santos wydaje się wciągające.

Nie mogę doczekać się wersji PC-towej z kilku powodów. Nie zamierzam inwestować w swoją kopię (brak PC), ale będę śledził wszystko, co wydarzy się wokół gry. A poprzednie odsłony w wersjach na komputery osobiste pokazały, że PC-towcy to najbardziej kreatywna grupa graczy. Nagrywają świetne filmy wewnątrz gry, przygotowują też niesamowite modyfikacje, które potrafią fantastycznie rozwinąć pomysły twórców lub zaserwować rzeczy, których Rockstar nigdy by nie zrobiło. Warto śledzić sieć, zaglądać na YouTube i obserwować, co będzie się wokół PC-towego GTA V dziać. Najfajniejsze rzeczy postaram się prezentować na łamach Antyweb, a jestem pewien, że będzie tego cała masa.

Seria idealna?

Gram od 1989 roku, mam w pamięci dziesiątki świetnych gier, przy których przesiedziałem łącznie pewnie tysiące godzin. Ale nie ma drugiej takiej serii, którą kochałbym całym sercem. Od pierwszego włączenia Grand Theft Auto III nie potrafię wskazać większych magików niż Rockstar. Tamta pozycja zupełnie zmieniła moje podejście do gier i z absolutnie każdą kolejną odsłoną (wliczając w to dodatki do GTA), jestem na kolanach. Jeśli miałbym wybrać jeden wirtualny świat, w którym chciałbym zamieszkać, byłoby to bez wątpienia uniwersum stworzone przez Rockstar. A historia Michaela, Trevora i Franklina udowadnia, że Rockstar nie powiedział jeszcze w temacie GTA ostatniego słowa.

grafika: 1, 2, 3, 4, 5

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu