Felietony

Nie kupię kolejnego smartfona bez ładowania bezprzewodowego

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

125

O bezprzewodowej przyszłości mówi się od dawna i mówi się naprawdę wiele. Każdy krok naprzód to niemałe wydarzenie, a jednak w kwestii zasilania nadal wydajemy się być splątani kablami. Czy aby na pewno? Nie twierdzę, że rewolucję mamy za sobą albo że należy pogodzić się z tym, jak wyglądają realia, aczkolwiek docenienie bezprzewodowego ładowania przyszło mi bardzo łatwo, choć od początku byłem jego niemałym przeciwnikiem.

Kiedy ostatnio widzieliście kogoś, kto korzystał z takiego gadżetu? Mówię o podkładce służącej do ładowania bezprzewodowego? A teraz nie bierzcie pod uwagę znajomych lub członków rodziny, którzy w jakimś stopniu są sympatykami technologii i nie śledzą nowinek, nie starają się być na bieżąco. Wśród takich osób natrafienie na kogokolwiek nie jest łatwe, a pierwszym powodem, który przychodzi mi do głowy jest oczywiście koszt nabycia telefonu i odpowiedniej ładowarki - to nie funkcja ani akcesorium dostępne w zestawie ze smartfonem ze średniej półki. Chyba najbliżej  spopularyzowania takiej metody ładowania byłaby Nokia jeszcze te kilka lat temu, ale marka (wraz z mobilnym Windowsem) poszła na dno. Dziś powraca w zmienionych barwach, a pałeczkę przejęli inni, choć trudno mi upatrywać np. w Samsungu firmy, która będzie dążyła do tego, by bezprzewodowe ładowanie stało się czymś powszednim. Paradoksalnie może do tego dojść za sprawą Apple - ale nie dlatego, że wszyscy nagle zaczną kupować iPhone'y.

Wyposażenie iPhone'ów 8 i X w funkcję bezprzewodowego ładowania spowodowało, że na rynku pojawiła się cała masa akcesoriów wspierających technologię Qi. Sprzedaż smartfonów Apple rośnie, więc ci, którzy się na to zdecydowali i są świadomi nowości, na pewno będą szukać odpowiedniego sprzętu. Jedną z firm, która zaprezentowała swoje ładowarki bezprzewodowej jest ADATA. Oprócz niej zrobiło to wiele innych, a pojawienie się ich w sprzedaży zwróciło uwagę niektórych zwykłych użytkowników - wśród moich znajomych nie brakowało osób, które zaczęły dopytywać kilka(naście) miesięcy temu o ten temat i od czasu do czasu wracają do tej rozmowy.

Każdy, kto intensywnie używa smartfona, czy to do pracy, rozrywki czy utrzymywania kontaktu, ładuje akumulator telefonu w ciągu dnia. Scenariusz powtarzał się zazwyczaj ten sam - gdy telefon leży na biurku, chcę by się ładował. W razie rozmowy przychodzącej chcę go bezproblemowo podnieść i jeśli muszę, to wstać i wyjść bez ciągłego pamiętania o kablu. Niektórzy szukali czegoś takiego do biura, inni do domu. A ja im tego przez pewien czas odradzałem. Powody? Czas potrzebny na naładowanie, a więc efektywność oraz koszty.

Te drugie znacząco się nie zmieniają, choć ładowarki są dziś odrobinę tańsze, ale wybór na pewno staje się coraz większy. Co do wydajności ładowania też można być bardziej wymagającym, ale korzystając z okazji postanowiłem przez ostatni tydzień ładować telefon tylko w ten sposób. Za zestaw testowy posłużyła mi ładowarka ADATA CW0050 oraz Nokia 8 Sirocco. Na początek finanse: za telefon należy zapłacić od 2300 zł, za ładowarkę dokładnie 69 złotych. W przypadku pierwszego urządzenia nie mówimy o popularnym i tanim sprzęcie, ale koszt można obniżyć wybierając nadal porządny telefon Samsung Galaxy S7 (Edge) (wszystkie z serii od S6 i Note 5 w górę).

W ciągu tygodnia moje spostrzeżenia po części pokryły się z obawami. Największym problemem jest w tej chwili kwestia odpowiedniego ułożenia telefonu na podkładce, by ładowanie odbywało się. Niejednokrotnie zdarzyło się, że smartfon zsunął się z podkładki (Nokia 8 Sirocco ma niebywałą tendencję do ześlizgiwania się ze wszystkiego), ale nawet gdy opanowałem tę czynność (czytaj natrafiłem na takie ułożenie, które zapewniało stabilność), nigdy nie byłem do końca pewien, że wszystko jest w porządku dopóki nie odczekałem kilku sekund wpatrując się na przemian w diodę w podkładce i wskaźnik baterii na ekranie smartfona. Gdybym miał do czynienia z zestawem dwóch dedykowanych sobie urządzeń, to takie sytuacje pewnie w ogóle nie miałyby miejsca.

Byłem jednak totalnie zaskoczony szybkością ładowania oraz komfortem, jaki porzucenie kabla powoduje. Oczywiście, że gdy poziom naładowania jest bliski zeru, a my nadal chcemy korzystać z telefonu, to jedynym wyjściem będzie sięgniecie po kabel. Ale gdy nie dochodzi do tak skrajnych okoliczności, to wybieram ładowanie bezprzewodowe. Odkładam (układając w odpowiedniej pozycji, ale odkładam) telefon i gotowe. Jeśli muszę z niego skorzystać, podnoszę i używam. Chwilę później odkładam i znowu się ładuje (np. w zasięgu ręki, na biurku) - bez ciągłego podłączania i odłączania. A koszt ładowarki spadł do takiego poziomu, że można ją już umieścić np. w dwóch miejscach - na nocnej szafce oraz biurku. Do tego dostępne są specjalne blaty czy lampki, a nawet komputery AiO oferujące ładowarki indukcyjne, lecz to będzie już nieco droższa zabawa.

Na chwilę obecną korzystam na co dzień z iPhone'a 7 i będę przymierzał się do zmiany. Nie zdecydowałem, czy ponownie wybiorę urządzenie z iOS-em, czy tym razem będzie to Android, ale o ile do tej pory kompletnie nie zwracałem uwagi na kwestię ładowania bezprzewodowego, tak tydzień wystarczył, bym uwzględnił to w swoim zestawieniu. Taki Pixel 3 je wspiera, podobno nawet do 10W, ale tylko wtedy, gdy kupisz wartą 80 dolarów podkładkę od Google. Ta od ADATA oferowała mi maksymalnie 5W i na tę chwilę wydaje się wystarczająco, bo ładowania przewodowego nie zastąpi. To po prostu miły dodatek, o którym można zacząć myśleć.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu