Filmy

O co chodzi z Neon Genesis Evangelion i skąd taka radość, że zawitał na Netflix?

Kamil Świtalski
O co chodzi z Neon Genesis Evangelion i skąd taka radość, że zawitał na Netflix?
28

Dzisiaj w serwisie Netflix pojawiła się jedna z najbardziej wyczekiwanych tam serii anime — Neon Genesis Evangelion. Wydarzenie to dość niezwykłe, bowiem dotychczas legalnie obejrzeć serię można było w Polsce wyłącznie na programie Hyper, a zdobycie jej na nośnikach to niemałe wyzwanie. Na Blu-Ray nigdy nie ukazała się w wersji z angielskimi napisami, DVD zaś wydane zostały dawno temu — i obecnie ich ceny na aukcjach potrafią przyprawić o zawrót głowy. Co więcej — seria NIGDY wcześniej na Zachodzie nie była dostępna w żadnym serwisie streamingowym. Stąd ta ogromna radość i wszechobecny hype — ale o co w ogóle chodzi, skąd cały ten kult i... czego spodziewać się po serii?

Neon Genesis Evangelion na Netflix. Co musisz wiedzieć o serii?

Neon Genesis Evangelion zadebiutował w japońskiej telewizji w 1995 roku — i niemal od wejścia zaskarbił sobie serca widzów. Historia opowiadana w serialu przenosi nas do roku 2015, tuż po katastrofie nazywanej Drugim Uderzeniem, której następstwem jest zmiecenie połowy populacji z powierzchni Ziemi. Ludzie robią co tylko w ich mocy by przetrwać: ostatkiem sił odbudowują miasta, jednocześnie zbrojąc się i... w tajnych laboratoriach pracując nad biomechanicznymi robotami. Ich autorami jest organizacja NERV, która planuje wykorzystać je do walki z atakującymi Ziemię istotami, które określane są mianem Aniołów.

I choć NGE rozpoczyna się jak każda seria anime z mechami, walczącymi nastolatkami i ich codziennymi problemami w tle — po kilkunastu epizodach fabuła schodzi ze sztywno utartych szlaków. Zaczyna skupiać się na bliższych rozterkach bohaterów, analizie osobowości i bliższemu przyglądaniu się ludzkiej psychice. Robi się poważnie i mrocznie — w sposób, którego większość widzów się nie spodziewała. W czasie gdy seria debiutowała, było to bardzo nieszablonowe działanie. Sposób w jaki Hideaki Anno, reżyser i twórca serii, przedstawił swoją wizję depresji (na którą zresztą długo chorował) był bardzo osobliwy i jemu bliski.  Bazował bowiem na własnych doświadczeniach, którymi obdarzył również głównych bohaterów serii. Aby wszystko brzmiało i wyglądało jeszcze poważniej — seria najeżona jest motywami biblijnymi, a zresztą... sam tytuł nawiązuje do Świętej Księgi.

Na platformie Netflix Evangelion pojawił się w najbardziej klasycznym wydaniu. Trafiły tam:

  • licząca 26 odcinków seria telewizyjna Neon Genesis Evangelion od której wszystko się zaczęło;
  • film Neon Genesis Evangelion: Death & Rebirth;
  • film Neon Genesis Evangelion: The End of Evangelion.

I choć dla mnie synonimem Evangeliona jest wyłącznie seria telewizyjna, to... na niej jeszcze nie koniec. Pierwszy z filmów, Neon Genesis Evangelion: Death & Rebirth podzielony został na dwie części. Pierwsza z nich — Death — to kompilacja scen z pierwszych 24 odcinków serii TV (wzbogaconych o kilka dostępnych wcześniej wyłącznie w wersji reżyserskiej). Druga złożona została z filmu The End of Evangelion, który jest alternatywnym zakończeniem serii TV. Widzowie byli bardzo nieusatysfakcjonowani wizją twórców i tego co zapewnili przy swoim ograniczonym budżecie, że doprosili się innego końca. Tym samym rozwiązałem też zagadkę na temat tego, czego można spodziewać się po drugim z filmów.

Czy warto obejrzeć Neon Genesis Evangelion?

To pytanie na której nie ma oczywistej odpowiedzi. Pierwszy raz widziałem tę serię na tyle dawno temu, że nie potrafię mówić o niej bez sentymentu. Nie trudno mi sobie wyobrazić znudzenie i zażenowanie przy wszystkich scenach z rozwrzeszczanymi nastolatkami. Mimo wszystko to jedna z tych serii anime, które pojawiają się w czołówce przy niemal wszystkich zestawieniach najlepszych animacji, więc... prawdopodobnie warto się zapoznać, by wyrobić sobie zdanie samodzielnie i przyjrzeć się niestandardowym zabiegom których w latach 90. dokonali twórcy. Sam bardzo lubię do niej co jakiś czas wracać, a już teraz wiem że to będzie jedyny serial przy którym ani razu nie skorzystam z magicznej opcji pomiń intro ;-).

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu