To mnie drażni.

NDA WikiLeaks - Assange chce 20 milionów dolarów za "nieautoryzowane" przecieki (sic!)

Gniewomir Świechowski
NDA WikiLeaks - Assange chce 20 milionów dolarów za "nieautoryzowane" przecieki (sic!)
11

Niezależnie od tego, że pozytywnie oceniam efekty działania WikiLeaks, uważam Juliana Assange za egocentrycznego bubka. Dla którego własne ego jest równie ważną motywacją, co wiara w propagowane ideały. Teraz dochodzi nam do kompletu jeszcze jedna motywacja. Forsa. Do sieci wyciekło(sic!) właśni...

Niezależnie od tego, że pozytywnie oceniam efekty działania WikiLeaks, uważam Juliana Assange za egocentrycznego bubka. Dla którego własne ego jest równie ważną motywacją, co wiara w propagowane ideały. Teraz dochodzi nam do kompletu jeszcze jedna motywacja. Forsa.

Do sieci wyciekło(sic!) właśnie NDA Wikileaks, grożące karami finansowymi sięgającymi 20 milionów dolarów odpowiedzialnym za nieuprawnione ujawnienie uzyskanych przez serwis. Stwierdza, że dokumenty uzyskane przez WikiLeaks są wartościowymi, będącymi własnością serwisu, komercyjnymi informacjami, których niewłaściwe użycie i nieautoryzowane ujawnienie może spowodować poważne szkody.

Niewątpliwie, ujawnione bez obróbki informacje znajdujące się w posiadaniu WikiLeaks, mogą wywołać szkody. Jednak wątpliwości budzi co innego, NDA zaznacza też, że szkody będą oceniane wg. "rynkowej wartości" ujawnionych informacji, a naruszenie zasad poufności może spowodować, że serwis "straci możliwość sprzedania informacji innym serwisom informacyjnym i wydawcom".

Co prawda, jak dotychczas WikiLeaks podjęło oficjalnie tylko jedną próbę wystawienia na aukcji wcześniejszego dostępu do posiadanych informacji, ale cytowane wyżej zapisy sugerują, że Assange z przyjemnością uczyniłby z WikiLeaks dojną krowę.

W pełni rozumiem, że serwis potrzebuje pieniędzy, aby funkcjonować - zwłaszcza teraz, gdy próbuje się odciąć WikiLeaks od darczyńców, ale takie postawienie sprawy, jest sprzeczne z stojącą za nim ideą. Ujawnianie poufnych, niewygodnych informacji temu kto zapłaci najwięcej, to już nie praca Pro Publico Bono. To zwyczajny biznes. Mieszanie forsy w taką działalność nie musi być z zasady złe, ale to przesuwa WikiLeaks coraz dalej w strefę szarości, którą serwis miał piętnować.

Niezależnie od tego, że pozytywnie oceniam efekty działania WikiLeaks, uważam Juliana Assange za egocentrycznego bubka. Dla którego własne ego jest równie ważną motywacją, co wiara w propagowane ideały. Teraz dochodzi nam do kompletu jeszcze jedna motywacja. Forsa.

Do sieci wyciekło(sic!) właśnie NDA Wikileaks, grożące karami finansowymi sięgającymi 20 milionów dolarów odpowiedzialnym za nieuprawnione ujawnienie uzyskanych przez serwis. Stwierdza, że dokumenty uzyskane przez WikiLeaks są wartościowymi, będącymi własnością serwisu, komercyjnymi informacjami, których niewłaściwe użycie i nieautoryzowane ujawnienie może spowodować poważne szkody.

Niewątpliwie, ujawnione bez obróbki informacje znajdujące się w posiadaniu WikiLeaks, mogą wywołać szkody. Jednak wątpliwości budzi co innego, NDA zaznacza też, że szkody będą oceniane wg. "rynkowej wartości" ujawnionych informacji, a naruszenie zasad poufności może spowodować, że serwis "straci możliwość sprzedania informacji innym serwisom informacyjnym i wydawcom".

Co prawda, jak dotychczas WikiLeaks podjęło oficjalnie tylko jedną próbę wystawienia na aukcji wcześniejszego dostępu do posiadanych informacji, ale cytowane wyżej zapisy sugerują, że Assange z przyjemnością uczyniłby z WikiLeaks dojną krowę.

W pełni rozumiem, że serwis potrzebuje pieniędzy, aby funkcjonować - zwłaszcza teraz, gdy próbuje się odciąć WikiLeaks od darczyńców, ale takie postawienie sprawy, jest sprzeczne z stojącą za nim ideą. Ujawnianie poufnych, niewygodnych informacji temu kto zapłaci najwięcej, to już nie praca Pro Publico Bono. To zwyczajny biznes. Mieszanie forsy w taką działalność nie musi być z zasady złe, ale to przesuwa WikiLeaks coraz dalej w strefę szarości, którą serwis miał piętnować.

Niezależnie od tego, że pozytywnie oceniam efekty działania WikiLeaks, uważam Juliana Assange za egocentrycznego bubka. Dla którego własne ego jest równie ważną motywacją, co wiara w propagowane ideały. Teraz dochodzi nam do kompletu jeszcze jedna motywacja. Forsa.

Do sieci wyciekło(sic!) właśnie NDA Wikileaks, grożące karami finansowymi sięgającymi 20 milionów dolarów odpowiedzialnym za nieuprawnione ujawnienie uzyskanych przez serwis. Stwierdza, że dokumenty uzyskane przez WikiLeaks są wartościowymi, będącymi własnością serwisu, komercyjnymi informacjami, których niewłaściwe użycie i nieautoryzowane ujawnienie może spowodować poważne szkody.

Niewątpliwie, ujawnione bez obróbki informacje znajdujące się w posiadaniu WikiLeaks, mogą wywołać szkody. Jednak wątpliwości budzi co innego, NDA zaznacza też, że szkody będą oceniane wg. "rynkowej wartości" ujawnionych informacji, a naruszenie zasad poufności może spowodować, że serwis "straci możliwość sprzedania informacji innym serwisom informacyjnym i wydawcom".

Co prawda, jak dotychczas WikiLeaks podjęło oficjalnie tylko jedną próbę wystawienia na aukcji wcześniejszego dostępu do posiadanych informacji, ale cytowane wyżej zapisy sugerują, że Assange z przyjemnością uczyniłby z WikiLeaks dojną krowę.

W pełni rozumiem, że serwis potrzebuje pieniędzy, aby funkcjonować - zwłaszcza teraz, gdy próbuje się odciąć WikiLeaks od darczyńców, ale takie postawienie sprawy, jest sprzeczne z stojącą za nim ideą. Ujawnianie poufnych, niewygodnych informacji temu kto zapłaci najwięcej, to już nie praca Pro Publico Bono. To zwyczajny biznes. Mieszanie forsy w taką działalność nie musi być z zasady złe, ale to przesuwa WikiLeaks coraz dalej w strefę szarości, którą serwis miał piętnować.

Niezależnie od tego, że pozytywnie oceniam efekty działania WikiLeaks, uważam Juliana Assange za egocentrycznego bubka. Dla którego własne ego jest równie ważną motywacją, co wiara w propagowane ideały. Teraz dochodzi nam do kompletu jeszcze jedna motywacja. Forsa.

Do sieci wyciekło(sic!) właśnie NDA Wikileaks, grożące karami finansowymi sięgającymi 20 milionów dolarów odpowiedzialnym za nieuprawnione ujawnienie uzyskanych przez serwis. Stwierdza, że dokumenty uzyskane przez WikiLeaks są wartościowymi, będącymi własnością serwisu, komercyjnymi informacjami, których niewłaściwe użycie i nieautoryzowane ujawnienie może spowodować poważne szkody.

Niewątpliwie, ujawnione bez obróbki informacje znajdujące się w posiadaniu WikiLeaks, mogą wywołać szkody. Jednak wątpliwości budzi co innego, NDA zaznacza też, że szkody będą oceniane wg. "rynkowej wartości" ujawnionych informacji, a naruszenie zasad poufności może spowodować, że serwis "straci możliwość sprzedania informacji innym serwisom informacyjnym i wydawcom".

Co prawda, jak dotychczas WikiLeaks podjęło oficjalnie tylko jedną próbę wystawienia na aukcji wcześniejszego dostępu do posiadanych informacji, ale cytowane wyżej zapisy sugerują, że Assange z przyjemnością uczyniłby z WikiLeaks dojną krowę.

W pełni rozumiem, że serwis potrzebuje pieniędzy, aby funkcjonować - zwłaszcza teraz, gdy próbuje się odciąć WikiLeaks od darczyńców, ale takie postawienie sprawy, jest sprzeczne z stojącą za nim ideą. Ujawnianie poufnych, niewygodnych informacji temu kto zapłaci najwięcej, to już nie praca Pro Publico Bono. To zwyczajny biznes. Mieszanie forsy w taką działalność nie musi być z zasady złe, ale to przesuwa WikiLeaks coraz dalej w strefę szarości, którą serwis miał piętnować.

Niezależnie od tego, że pozytywnie oceniam efekty działania WikiLeaks, uważam Juliana Assange za egocentrycznego bubka. Dla którego własne ego jest równie ważną motywacją, co wiara w propagowane ideały. Teraz dochodzi nam do kompletu jeszcze jedna motywacja. Forsa.

Do sieci wyciekło(sic!) właśnie NDA Wikileaks, grożące karami finansowymi sięgającymi 20 milionów dolarów odpowiedzialnym za nieuprawnione ujawnienie uzyskanych przez serwis. Stwierdza, że dokumenty uzyskane przez WikiLeaks są wartościowymi, będącymi własnością serwisu, komercyjnymi informacjami, których niewłaściwe użycie i nieautoryzowane ujawnienie może spowodować poważne szkody.

Niewątpliwie, ujawnione bez obróbki informacje znajdujące się w posiadaniu WikiLeaks, mogą wywołać szkody. Jednak wątpliwości budzi co innego, NDA zaznacza też, że szkody będą oceniane wg. "rynkowej wartości" ujawnionych informacji, a naruszenie zasad poufności może spowodować, że serwis "straci możliwość sprzedania informacji innym serwisom informacyjnym i wydawcom".

Co prawda, jak dotychczas WikiLeaks podjęło oficjalnie tylko jedną próbę wystawienia na aukcji wcześniejszego dostępu do posiadanych informacji, ale cytowane wyżej zapisy sugerują, że Assange z przyjemnością uczyniłby z WikiLeaks dojną krowę.

W pełni rozumiem, że serwis potrzebuje pieniędzy, aby funkcjonować - zwłaszcza teraz, gdy próbuje się odciąć WikiLeaks od darczyńców, ale takie postawienie sprawy, jest sprzeczne z stojącą za nim ideą. Ujawnianie poufnych, niewygodnych informacji temu kto zapłaci najwięcej, to już nie praca Pro Publico Bono. To zwyczajny biznes. Mieszanie forsy w taką działalność nie musi być z zasady złe, ale to przesuwa WikiLeaks coraz dalej w strefę szarości, którą serwis miał piętnować.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

WikileaksJulian Assange