Świat

Na świecie wiedzą, jak radzić sobie z dziurami w drodze

Maciej Sikorski
Na świecie wiedzą, jak radzić sobie z dziurami w drodze
5

Hasło "Zima znowu zaskoczyła drogowców" to już klasyk w naszym kraju - wyczekuje się go od końca września, bo jesień nie musi być przecież złota i śnieg może się pojawić w październiku. Trudne kilka miesięcy pod znakiem "ale urwał", a potem śnieg znika, oczom ukazują się dziury. I znowu pytanie: gdz...

Hasło "Zima znowu zaskoczyła drogowców" to już klasyk w naszym kraju - wyczekuje się go od końca września, bo jesień nie musi być przecież złota i śnieg może się pojawić w październiku. Trudne kilka miesięcy pod znakiem "ale urwał", a potem śnieg znika, oczom ukazują się dziury. I znowu pytanie: gdzie ci drogowcy? Okazuje się, że w innych krajach mają podobne problemy, przykładem Panama. Tam postanowiono jednak podejść do tematu bardzo kreatywnie.

Pewnie każdy z Was czytał kiedyś, ile kosztują nas kiepskie drogi. I to w kilku wymiarach: dochodzi na nich do wypadków, w tym śmiertelnych, są problemem, hamulcem dla gospodarki, prowadzą do uszkodzeń pojazdów i narażają nas na dodatkowe koszty. Miliardy złotych lądują w tych dziurach, koleinach i krzywiznach. Pękają nawet drogi, które dopiero oddano do użytku. A jak głosi stare porzekadło: nie stać nas na tanie rzeczy. Można nad tym rozłożyć ręce, jest też opcja działania.

Okazuje się, że w Panamie, znanej głównie za sprawą Kanału, kierowcy też muszą się mierzyć z kiepskiej jakości drogami. Na zlecenie tamtejszej telewizji jedna z agencji reklamowych zorganizowała akcję The Tweeting Pothole, dzięki której dziury przemówiły. Umieszczono w nich urządzenia, które pod wpływem nacisku spowodowanego przez samochód wysyłają tweety. Te ostatnie adresowane są do Departamentu robót publicznych. Jego konto zalewane jest wpisami w stylu "Czuję się strasznie. Właśnie uszkodziłam oponę w samochodzie starszej pani".

Takich kwestii jest oczywiście znacznie więcej, a że dziur i ulokowanych w nich urządzeń nie brakuje, to urzędnicy na brak lektury nie mogą narzekać. Warto podkreślić, że dostają przy okazji cenne dane - dowiadują się, gdzie w mieście jest najgorzej, które dziury najbardziej szkodzą kierowcom. Mogą zatem reagować i wysyłać tam robotników. I robią to, co widać na zdjęciach umieszczonych w powyższym materiale. Nie dało się pewnie pismami i skargami, pomogła akcja telewizyjno-internetowa, na którą zareagował sam minister (tłumaczył oczywiście, że pieniędzy w kasie brak).

Naprawdę podoba mi się projekt wdrożony w stolicy Panamy - w bardzo sensowny, a przy tym zabawny sposób wykorzystano nowe technologie. Do wyrażania swojej opinii w Sieci zachęcono przy okazji kierowców i urzędnicy nie mogli przejść obok tego obojętnie, fala była już zbyt duża. Można? Można. Jestem ciekaw, jak akcja wyglądałaby w Polsce: czy urzędnicy zareagowaliby na tweety docierające na konto odpowiedniej instytucji, czy kierowcy włączyliby się do projektu. I najważniejsze: czy sprzęt długo leżałby w dziurach?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Twitter