Recenzja

Miitopia - recenzja. Fantastyczna kraina pełna ludzików Nintendo powraca na Switchu

Kamil Świtalski
Miitopia - recenzja. Fantastyczna kraina pełna ludzików Nintendo powraca na Switchu
0

Jedna z ostatnich dużych premier na 3DSa przybywa w delikatnie odświeżonej odsłonie na Switcha. Czym jest Miitopia i czy warto w nią grać?

Biblioteka gier dla Nintendo Switch puchnie z każdym tygodniem. I choć pojawiają się tam prawdziwe perełki których próżno szukać gdziekolwiek indziej — to jednak trudno przejść na porządku dziennym z tym, że kolejne porty zasilają bazę tytułów w porażającym tempie. I choć porty z Wii U — konsoli którą mają trzy osoby na krzyż — nikogo specjalnie nie dziwi, to w przypadku 3DSa czuję się jednak nieco bardziej skonfundowany. On, dla odmiany, sprzedał się FENOMENALNIE — dlatego jedynym wytłumaczeniem dlaczego Miitopia trafiła na Switcha jest dla mnie fakt, iż gra wyszła pod koniec życia konsoli. I prawdopodobnie nie sprzedała się tak dobrze, jak życzyliby sobie mistrzowie Excela. Bo innego wytłumaczenia nie widzę, tym bardziej, że gra opiera się na tworzonych przez graczy bohaterów w postaci awatarów Mii. Debiutowały na Wii, później mogliśmy cieszyć się nimi na Wii U oraz 3DSie — ale na Switchu Nintendo z nich zrezygnowało. Ale coś jednak sprawiło, że firma zdecydowała się wydać tę nietypową grę także na nową platformę. Jak Miitopia wypada w nowym wcieleniu i o co w niej właściwie chodzi?

To samo, ale na nowej platformie - prawie klasyczne RPG

Jeżeli liczyliście że Miitopia w wersji na Switcha jakoś drastycznie będzie różnić się od pierwowzoru, to nie - nic z tych rzeczy. To, dosłownie, więcej tego samego. Baśniowy, wirtualny, świat pełny charakterystycznych postaci — stworzonych przez nas samodzielnie, lub zaimportowanych z czeluści sieci. Kraina to sielankowa do czasu, aż nie nawiedzi jej naczelny wróg, który postanawia wprowadzić chaos w sielankowym świecie, odbierając twarze jego mieszkańcom i oddając je tamtejszym potworom. Nie ma więc nad czym się zastanawiać, czas zebrać ekipę przyjaciół i ruszyć na ratunek wszystkim poszkodowanym. W tej fikuśnej stylizacji nie zabrakło standardowych klas, głupkowatych rozmów w gronie drużyny i niekończących się fal turowych walk.

Miitopia dla Nintendo Switch to klasyczne RPG ubrane w dość niespotykaną formułę, w ramach której każdy może stworzyć swoje postacie - nadać im twarze, dbać o rozwój ekipy i polepszanie jej statystyk. Można by rzec: klasyka, różnica jest taka, że tutaj zamiast wysmakowanej stylistyki i poważnej historii mamy dość lekką opowieść o świecie, który może się podobać. Może, ale nie musi — bo mimo iż jest to moje drugie zetknięcie z tym tytułem, sam wciąż nie czuję się oczarowany, a wręcz przeciwnie.

 Zmieniono to i owo, ale nie liczcie na rewolucję

Jeżeli mieliście nadzieję że w wersji na Swticha Miitopia przeszła kompletną rewolucję, to nie. Podbito grafikę, wiadomo — trzeba też było uporać się z delikatnymi zmianami w interfejsie, aby wszystko zmieściło się na jednym ekranie i dodatkowo miało ręce i nogi. Ale nie poprawiono (przynajmniej wszystkich) irytujących elementów, na które narzekano wcześniej, ot, jak chociażby kilku slotów zapisu. Jak w klasycznych grach z Gameboya, jest jeden i musi wystarczyć. Poprawiono jednak część z nich, ot, jak chociażby tempo samej rozgrywki, które teraz można przyspieszyć. Jeżeli zaś chodzi o samą grę to największą nowością nie są ani nowe klasy postaci (bo ich nie ma), ani nowe wyzwania (tych również nie uświadczymy), ale nowy towarzysz - koń. Mam jednak wrażenie, że wydając drugi raz tę samą grę na nowym sprzęcie, twórcy mogli spokojnie pokusić się o więcej zmian. Tym bardziej, że Switch to konsola nowej generacji - dużo bardziej online, dużo mocniejsza i oferująca nieco więcej możliwości.

Niezaprzeczalnym faktem pozostaje jednak to, że Miitopia to gra jedyna w swoim rodzaju. Świat Mii jest bardzo charakterystyczny i pełen dystansu. Miejscami czarujący, po dłuższych sesjach nudny, ale trudno mi pozbyć się takiego poczucia niedysytu, ot, jak chociażby zabawy wieloosobowej z prawdziwego zdarzenia. Drobne szlify to jednak trochę za mało, by sprzedawać tego odgrzewanego kotleta — tym bardziej, że nie jest on najwybitniejszą grą na rynku.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu