Twitter

Mastodon, podróbka Twittera, te rzeczy robi lepiej od… Twittera. Ucz się, Panie Musk

Kacper Cembrowski
Mastodon, podróbka Twittera, te rzeczy robi lepiej od… Twittera. Ucz się, Panie Musk
9

To dość zabawne, że „podróbka” Twittera stała się lepszym miejscem od samego Twittera. Konkurencja zrobiła dokładnie to, co planował Musk — a Elon teraz nie może się z tym pogodzić.

Miało być swobodnie i fajnie, a jest chyba gorzej niż kiedykolwiek. No, chyba że mowa o Mastodonie

Zdaję sobie sprawę z tego, że treści w internecie na temat Muska i jego działań na Twitterze jest mnóstwo — i rozumiem też przesyt całą sytuacją, gdyż sam już powoli taki odczuwam. W kontekście Mastodonu jednak warto pochylić się nad obecnym stanem „ćwierkacza” raz jeszcze.

Polecamy na Geekweek: Nasza Klasa, czyli "a miało być tak pięknie". Co się stało z popularnym portalem?

Przypomnijmy sobie, jakie były plany Muska po przejęciu Twittera. Utopijna wizja miliardera sugerowała platformę społecznościową, która będzie idealnym miejscem do wyrażania opinii — miała być wolność słowa, każdy dostał od Muska drugą szansę i w tej „nowej wersji” miało być niezwykle trudno zarobić na bana. No idealne miejsce do dyskusji i wymarzona platforma społecznościowa!

Miało tak być, lecz życie szybko to zweryfikowało. Ilość absurdalnych decyzji, bardzo często podejmowanych pod wpływem osobistych uczuć Muska, a także wrzucanie najbardziej oczekiwanych (i też tych ciężko zrozumiałych, jak na przykład tweety na kilka tysięcy znaków) pod subskrypcję Blue, banowanie dziennikarzy, którzy mają czelność krytykować postawę najbogatszego do niedawna człowieka na świecie, czy zamrożenie Spaces na długi czas po niewygodnej rozmowie z reporterami. Cóż, CEO Tesli zrobił sobie z Twittera swój prywatny plac zabaw… i w tym czasie okazało się, że Mastodon jest wszystkim tym, czym miał być Twitter.

Źródło: Depositphotos

To o tyle ironiczne, że Musk zablokował oficjalny profil platformy społecznościowej na Twitterze, a później oznaczał wszystkie linki do tej platformy jako spam. Wolność słowa w najlepszym wydaniu, prawda? Skupmy się jednak na tym, co oferuje Mastodon.

Oznaczanie postów, czyli najprostszy sposób na utrzymanie czystego walla

Pierwszą rzeczą, która zrobiła na mnie pozytywne wrażenie w Mastodonie, jest możliwość oznaczania swoich postów. O co chodzi? Przyjmijmy, że na swoim Twitterze najczęściej piszecie o technologiach i motoryzacji — czyli Waszych głównych zainteresowaniach oraz tematach, w których bez przerwy się obracacie. Prywatnie jednak interesujecie się wypiekaniem chleba i oglądaniem hokeja — zrozumiałe jest zatem, że nie wszyscy Wasi znajomi czy obserwujący chcą czytać o tych offtopach. Na Twitterze co prawda jest funkcja wyciszania poszczególnych słów czy hashtagów, jednak z autopsji wiem, że średnio się to sprawdza. Próbując wyczyścić swój wall z F1 jakiś czas temu wyciszyłem łącznie z 30 fraz, a nadal treści o tym przebijają się na moją tablicę.

Na Mastodonie zwyczajnie możemy oznaczyć swoje posty, wystawiając „ostrzeżenie”, dzięki czemu przeglądający walla najpierw widzi, czego one dotyczą. Nie chcę się zagłębiać w treść — okej, scrolluję dalej, bez irytowania się czy tracenia czasu. Chcę dowiedzieć się więcej — czytam cały post. Tak niewiele, a jednak tak wiele.

Edycja postów. Tak, da się to mieć za darmo

Przycisk edycji na Twitterze pewnego czasu stał się czymś w rodzaju mitu czy legendy. Miliony ludzi błagało, czekało, aż wreszcie dostaliśmy oficjalne ogłoszenie, że słynny EDIT BUTTON nadchodzi… a kiedy już nadszedł, to się okazało, że najpierw trzeba rzucić 8 dolarów.

Źródło: Depositphotos

Jak większość użytkowników Twittera, byłem zwyczajnie rozczarowany, kiedy tak się stało. Najbardziej oczekiwana funkcja jest dostępna za pieniądze, których mimo wszystko nie jestem chętny zapłacić — nawet pomimo mema udostępnionego przez Muska z kawą ze Starbucksa. Mastodon pozwala na edycję postów za darmo.

Znaczek weryfikacji coś znaczy

Znaczek przy nazwie profilu na Twitterze to od jakiegoś czasu zagadka. Kiedyś w ten sposób można było rozpoznać prawdziwe konto popularnej osoby, później Twitter dodał dopiski pod nickiem niektórych użytkowników, zaznaczając, jaką funkcję pełnią (dotyczyło to głównie polityków), a teraz… cóż. Niebieski znaczek to subskrybenci Twitter Blue, ale też czasem nie, bo w niektórych przypadkach należy do potwierdzonych kont… które czasem dostają jednak złoty znaczek. Ciężko zrozumieć, na czym to polega — co zwiększa prawdopodobieństwo na nabranie się na fake’owe tweety. Na Mastodonie nie ma jednak tego problemu — kiedy przy jakimś koncie widnieje coś extra, to wiemy, że mamy do czynienia ze zweryfikowanym użytkownikiem.

Źródło: Depositphotos

Chwilowe wyciszenie konta

Odbywa się właśnie finał mundialu, który jest Wam całkowicie obojętny? A może trwa jakaś konferencja, którą nie jesteście zainteresowani? Wyciszcie swoich znajomych tylko na czas trwania danego wydarzenia.

Mastodon oferuje ponownie bardzo prostą funkcję, która jednak rozwiązuje wiele problemów — i dzięki niej możemy wyciszyć użytkowników tylko na chwilę. Na Twitterze możemy kogoś wyciszyć tylko na stałe, co oczywiście można później anulować — kto o tym jednak pamięta, szczególnie że wtedy dany profil nie wyświetla się na wallu? Ewentualnie możemy wyciszyć same podania dalej, ale to nadal nie rozwiązuje tego problemu.

Źródło: Depositphotos

Niewiele potrzeba do szczęścia

Wszystkie wymienione funkcje to nic odkrywczego — a wręcz przeciwnie. Zwyczajnie widać, że osoby decydujące o takich funkcjach w Mastodonie, korzystały kiedyś z Twittera — i wprowadziły wszystko, czego oczekuje użytkownik. Czy którąś z tych funkcji dostaniemy kiedyś na placu zabaw Muska? Bardzo bym chciał, lecz obawiam się, że marne są na to szanse.

Źródło: WIRED

Stock Image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu