Felietony

Wraca temat Mars One. Wciąż zastanawiam się, jak mogłem mu poświęcać uwagę

Maciej Sikorski
Wraca temat Mars One. Wciąż zastanawiam się, jak mogłem mu poświęcać uwagę
29

Pamiętacie projekt Mars One? Przyznam szczerze, że o nim zapomniałem, od kilku kwartałów nie trafiłem na doniesienia dotyczące przedsięwzięcia i pewnie całkowicie wyrzuciłbym je z pamięci, gdyby nie... kolejne medialne doniesienia na temat wyprawy na Marsa. Wyprawy, która staje się coraz większym nieporozumieniem. Im dalej w las, tym ciemnie, im dłużej patrzymy, tym bardziej okazuje się, że król jest nagi. A wcześniej naprawdę wiele osób widziało jego szaty...

Mars One to dziwna historia. Oto pojawia się grupa ludzi, ekipa brytyjsko-holenderska, która przekonuje, że wyśle ludzi na Czerwoną Planetę. Tam, gdzie nie dotarli Amerykanie, Sowieci/Rosjanie, Chińczycy czy ekipa złożona z astronautów UE, nogi zamierzali postawić ludzie, którzy nie są wybitnymi specjalistami od tworzenia rakiet, realizowania poważnych misji i podboju kosmosu. Dużo się o tym, pisało i mówiło, oj dużo. Sami wspominaliśmy sporo o pomyśle, pojawił się nawet wywiad z Polką, która została wybrana do wąskiego grona kandydatów, którzy wyruszą w tę misję. Tak, to wszystko działo się naprawdę.

Wracam do tematu, ponieważ przeczytałem w nocy, że biznes zbudowany wokół tego pomysły trafi w szwajcarskie ręce. Tak, ktoś kupił podmioty stojące za Mars One, media znowu poświęciły uwagę temu wątkowi. Tym razem jednak mniej już się mówi o podboju Marsa. Może ludzie "wytrzeźwieli" z tej kosmicznej gorączki? Może świat zdał sobie sprawę z tego, że wyprawa poza Ziemię, nie jest sprawą prostą, że robienie telewizyjnego show na innej planecie póki co przekracza nasze możliwości?

Muszę napisać, że teraz jest mi trochę głupio. Co prawda już jakiś czas temu sceptycznie podchodziłem do tego projektu, pisałem, że realizacja planu jest raczej nieprawdopodobna, ale jednak poświęcałem temu czas, skupiałem swoją uwagę na Mars One. A to przecież nie miało szans powodzenia. Dlaczego traciłem cenne chwile i pisałem o ekipie opowiadającej nieprawdopodobne historie na temat wyprawy na Marsa? Nie wiem. Dlaczego nie byłem wyjątkiem i obserwowałem, jak masa poważnych mediów idzie w podobnym kierunku? Nie wiem.

Może wytłumaczeniem jest chęć opuszczenia Ziemi, trafienia tam, gdzie jeszcze nas nie było? NASA pewnie nieprędko zrealizuje misję, dzięki której człowiek stanie na powierzchni Czerwonej Planety. Elon Musk i jego SpaceX mają ambitne plany, ale do realizacji droga daleka. Inni chętni mają jeszcze mniejsze szanse na realizację tego planu. Tymczasem media rozpisywały się o bliżej nieznanej ekipie Mars One, która chciała dość szybko trafić na powierzchnię tego ciała niebieskiego, przebojem wedrzeć się na trudny teren. Tyle, że to nie jest możliwe. Plany Muska wydają się wielu osobom nieprawdopodobne, a my śledziliśmy Mars One. Na swój sposób nawet zabawne.

Nie wiem, jaki cel mają Szwajcarzy w tym przejęciu, nie wiem, czy jeszcze usłyszymy o Mars One, ale nadal jestem pełen podziwu: zrobiło się o nich głośno, są mistrzami marketingu, zdołali nam namieszać w głowach. Daliśmy się jednak zbytnio ponieść. Technologicznie wciąż jesteśmy bardzo ograniczeni. Z pewnością przełomu nie dokona grupa osób robiąca widowisko w social media. Wydaje się nam, że stworzenie smartfonu, gogli VR, serwisów streamingowych czy miliona aplikacji sprawia, że jako cywilizacja osiągnęliśmy wszytko, lecz to ułuda. Kilka dekad szybkiego rozwoju nie sprawiło, że staliśmy się super jednostkami: wciąż tkwimy na jednej planecie i to pewnie długo się nie zmieni. Z pewnością nie będzie za tym stała grupka ludzi, która swoje marzenia postanowi zrealizować z pomocą Facebooka, Google i YouTube'a...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

szwajcariaMarskosmos