Seriale

Kate Winslet przeszła samą siebie. Mare z Easttown - recenzja nowego serialu HBO

Konrad Kozłowski
Kate Winslet przeszła samą siebie. Mare z Easttown - recenzja nowego serialu HBO
8

Kate Winslet wraca na małym ekran i wciela się w policjantkę z małego miasteczka. Choć produkcja stoi schematami, to główna bohaterka sprawia, że z zaciekawieniem i przejęciem ogląda się każdy odcinek.

Małomiasteczkowe kryminały mają swój klimat i najwyraźniej ile razy byśmy nie opierali seriali o ten wzór, to nigdy nie przestaną nam się podobać. Niewielka społeczność i jej sekrety to prawdopodobnie najlepszy grunt na detektywistyczną zagadkę, gdy dołożymy do tego śledczą z bagażem doświadczeń i nie lada problemami, to okaże się, że takie okoliczności są najlepszym gruntem pod zaginięcia i zabójstwa. Najwięcej zależy więc nie od prowadzonej przez policję sprawy czy miejsca akcji serialu, lecz głównego bohatera, który może sprawić, że jak zahipnotyzowani będziemy wpatrzeni w ekran wyczekując kolejnych zwrotów akcji i tarapatów, w jakie może się wpakować.

Netflix testuje nowe elementy interfejsu – oby zostały bo są bardzo przydatne!

Mare z Easttown to zwykły serial o niezwykłym uroku

Mare Sheehan jest właśnie taką postacią. Jej prywatne życie to prawdziwa katastrofa, a jednak rodzina znajduje sposoby na to, by sobie poradzić z powstałym bajzlem. Policjantka musi radzić sobie po rozpadzie jej małżeństwa i z ciągłą obecnością byłego męża w jej życiu, bo mieszka on na wprost jej okien. Obydwoje dzielą obowiązek wychowywania dzieci, ale największym wyzwaniem będzie dla Mare zatrzymanie u siebie wnuka, którego ojciec popełnił samobójstwo. Jej synowa po odbyciu terapii odwykowej będzie starała się odzyskać prawa rodzicielskie, . Tymczasem w miasteczku dochodzi do zabójstwa - ginie nastoletnia córka znajomych Mare, a wiążące ją relacje z niemal wszystkimi mieszkańcami wcale nie muszą okazać się pomocne w prowadzeniu śledztwa. Czy takowym będzie nowy, młody partner, który ma już na swoim koncie sukcesy zawodowe?

Ten serial Amazonu będzie na ustach wszystkich. Teraz wiemy, że jest najdroższy w historii

Nie będziecie oczarowani jak "Detektywem", bo "Mare z Easttown" to do bólu przyziemna opowieść

"Mare z Easttown" znakomicie łączy w sobie serialu dramatycznego z kryminałem - nie bądźcie więc zdziwieni, gdy zorientujecie się, jak wiele wątków i czasu poświęcono głównej postaci. Scenarzyści i reżyser robili wszystko, by zaangażować widza w jej życie jak najbardziej i myślę, że im się to udało, ale w głównej mierze dzięki występowi Kate Winslet. Niezależnie od tego, czy w danej scenie jej zadaniem był wybuch złości, okazanie bezradności czy rzucenie ciętą ripostą, aktorka pokazuje kunszt w kreowaniu postaci i pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że na czas kręcenia serialu wręcz stała się tytułową Mare z Easttown. Aktorka zdołała stworzyć postać z krwi i kości, z którą potrafimy utożsamić się jak z żadną inną. Będę zupełnie szczery, gdy napiszę, że od bardzo dawna nie miałem do czynienia z tak udaną kreacją w serialu dramatycznym. Obawy o to, że Winslet nie zdoła nadać głębi i wiarygodności takiej bohaterce można włożyć między bajki. Ona nie tylko stanęła na wysokości zadania, ale także przeszła wszelkie oczekiwania.

Bardzo dobrze wypada także druga linia, w tym Evan Peters (wspomniany partner detektyw Colin Zabel), którego możemy pamiętać z "American Horror Story". W dotychczas widzianych przeze mnie pięciu odcinkach świetnie poradzono sobie z utrzymaniem tempa i dynamiki serialu. Dialogi nie są sztuczne, lecz prawdziwe i wiarygodne, dlatego seans mija naprawdę szybko i w znakomitej atmosferze. Delikatny niepokój i obawy o losy niektórych postaci dodają całości smaczku.

Zaskakująco dobry film ze znaczkiem Netflix. Miłość i potwory – recenzja

Niektórzy mogą jednak uznać "Mare z Easttown" za serial naszpikowany szablonowymi rozwiązaniami i przegadanymi scenami. Rzeczywiście, nie jest to serial dla wszystkich, bo nie czaruje on w ten sam sposób, co chociażby "Detektyw". Nie napisałbym, że to inna półka, lecz po prostu inna kategoria, która jest bardziej przyziemna i bliższa widzowi. To jednocześnie wada i zaleta serialu, bo gdy mierzymy się na co dzień z naszymi własnymi problemami i wyzwaniami, to seans "Mare z Easttown" nie będzie do końca od nich ucieczką.Jeśli takowej szukacie, to odłóżcie ten tytuł na później, ale wróćcie do niego w innym czasie, bo zdecydowanie warto.

To dość ponura i mętna opowieść, którą oglądając odczuwamy ciężar problematycznych sytuacji. W trakcie seansu można przesiąknąć tym mrokiem i nieustannym niepokojem, który przerywany jest tylko krótkimi epizodami wzlotów głównej bohaterki. Jej starania i dążenia do poradzenia sobie z przytłaczającymi ją sytuacjami potrafią tchnąć trochę nadziei, dlatego w przerwie między odcinkami mogą pojawić się niespodziewane refleksje.

"Mare z Easttown" debiutuje już dziś na HBO i HBO GO, a kolejne odcinki będą emitowane i dodawane na HBO GO co tydzień.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu