Felietony

Mali sklepikarze mówią, że w wolne niedziele zarabiają po 1000% więcej, więc kto tu nas okłamuje?

Grzegorz Ułan
Mali sklepikarze mówią, że w wolne niedziele zarabiają po 1000% więcej, więc kto tu nas okłamuje?
278

Przeczytałem dziś z rana artykuł na Money.pl, od deski do deski i na koniec nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że ktoś tu nam zaczyna robić wodę z mózgu.

Dzielę się z Wami wszystkimi badaniami, które z miesiąca na miesiąc pokazują coraz większy odsetek niezadowolonych Polaków, którym rząd zabrał niedziele handlowe. Było też badanie, w którym przepytano kasjerów, czyli najbardziej zainteresowaną grupą pracujących w ten dzień, oni też chcą pracować w niedzielę.

To były badania nastrojów, z drugiej strony Związek Przedsiębiorców i Pracodawców utrzymuje, że wolne niedziele nie pomogły tym, którym miały pomóc, czyli drobnym sklepikarzom i handlowcom, którzy niby padają jak muchy po wprowadzeniu zakazu handlu:

Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Cezary Kaźmierczak:

Wsparcie jest takie, że w tym roku zostanie zamkniętych niemal 15 tys. małych, polskich, rodzinnych sklepów. Dla porównania – cztery lata temu w ciągu roku zamknięto tylko 600 sklepów. Dokładne wyniki zobaczymy w styczniu, ale już teraz widać, że sytuacja jest dramatyczna. Pracownicy również tracą, bo – zwłaszcza w mniejszych miastach – stracili możliwość dorobienia dodatkowych pieniędzy na niedzielnej zmianie.

Te rewelacje zdementowało Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które powołało się na dane wywiadowni gospodarczej, udowadniając, że to nie efekt zmian w przepisach, a długofalowa tendencja:

Z raportu wywiadowni gospodarczej Bisnode Polska wynika, że w ubiegłym roku z polskiego rynku zniknęło prawie 11 tys. małych sklepów. Warto jednak zauważyć, że tendencja spadkowa obserwowana jest co najmniej od dekady – w 2009 roku sklepów było blisko 372 tys. wobec ok. 260 tys. obecnie. Ubiegłoroczny spadek jest też mniejszy niż ten notowany w 2017 roku, kiedy nie obowiązywały jeszcze przepisy ograniczające handel w niedziele. Wówczas ubyło ok. 12 tys. sklepów. Również dane rejestrowe REGON wskazują, że spadek liczby podmiotów w handlu detalicznym w 2017 roku był większy niż w ubiegłym roku. W 2017 roku liczba podmiotów spadła o ok. 17,5 tys., w ubiegłym roku – o 12,4 tys.

Tak więc ktoś w końcu zapytał tych drobnych sklepikarzy, co myślą o wolnych od handlu niedzielach, a ci są zachwyceni, w końcu zaczęli zarabiać. To ktoś tu chyba jednak nas okłamuje. Pytanie, kto?

Jak wspominałem na wstępie przeczytałem ten artykuł na Money dość wnikliwie i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jest dość tendencyjny.

Po pierwsze, zapytano właścicieli małych sklepów, którzy nie chcieli zdradzić swoich danych z obawy przed inspekcją pracy (?). Po drugie spytano właścicieli sklepów w centrum Krakowa i przy jednej z największych ulic w Warszawie, gdzie w okolicy roi się od supermarketów, zamkniętych w wolne niedzielę, więc w okolicy muszą być duże skupiska ludności.

Efekt? Wiadomy do przewidzenia - w wolne niedziele ludzie walą, drzwiami i oknami. Sklepik w Krakowie w pierwszą wolną niedzielę zarobił 1875% więcej. Zwykle zarabiał 800,00 zł, w niedzielę z zakazem handlu zarobił 15 tys. 400 zł. Warszawski sklepik z kolei, przy podobnym utargu w pracujące niedziele, w wolną wyciągał powyżej 7 tysięcy złotych.

Co jeszcze się nie klei w tym artykule? Otóż dalsze jego przesłanie, które da się wyczuć w tle, że według małych sklepikarzy (tych dwóch - z centrum Krakowa i Warszawy, gdzie w okolicy pewnie mają po kilka Żabek) ustawa powinna być jeszcze bardziej zaostrzona i uszczelniona, bo z tych tysięcy zarobionych w wolne niedziele, po kilku tygodniach połowę zaczęły im zabierać Żabki, otwierane jako placówki pocztowe.

Tak było tylko przez kilka miesięcy. W połowie roku niektóre sklepy zaczęły się otwierać jako placówki pocztowe. Kto widział pocztę, ten wie, że to tani trik, a nie poważne działanie. Im częściej otwiera się konkurencja, tym mniej u mnie się kupuje. Teraz w niedziele niehandlowe utarg dochodzi do 4 tys. zł (to połowa tego, co miała tuż po wprowadzeniu ograniczenia). Uszczelnienie ustawy jest potrzebne. Poczta to poczta, a nie sklep spożywczy.

Prawda, że tendencyjne? Szkoda, bo mógłby to być kolejny ważny głos w sprawie, a tak jest tylko małym wycinkiem, zupełnie nie mającym odzwierciedlenia w całości problemu.

Aktualizacja

Po publikacji wpisu dostaliśmy krótkie oświadczenie Żabki w przedmiotowej sprawie:

Większość sklepów Żabka pracuje w niedziele objęte ograniczeniami, korzystając z zapisanego w Ustawie wyłączenia dla przedsiębiorców działających we własnym imieniu i na własny rachunek, prowadzących sprzedaż osobiście. Status placówki pocztowej nie warunkuje możliwości otwierania sklepów w dni objęte zakazem handlu. Daje on możliwość franczyzobiorcom skorzystania z pomocy pracowników.

Photo: Syda_Productions/Depositphotos.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu