Wywiady

Ludzie w Internecie są pasażerami. Chcemy zrobić z nich kierowców

Karol Kopańko
Ludzie w Internecie są pasażerami. Chcemy zrobić z nich kierowców
2

Wielu z nas uczyniła z telefonu swój podstawowy ekran korzystania z Internetu. Niestety nie poszło za tym zwiększenie stopnia jego zabezpieczeń. O podstawowych niebezpieczeństwach związanych z surfowaniem po sieci na smartfonie rozmawiam z ekspertem ds. bezpieczeństwa z fińskiego F-Secure. Karol...

Wielu z nas uczyniła z telefonu swój podstawowy ekran korzystania z Internetu. Niestety nie poszło za tym zwiększenie stopnia jego zabezpieczeń. O podstawowych niebezpieczeństwach związanych z surfowaniem po sieci na smartfonie rozmawiam z ekspertem ds. bezpieczeństwa z fińskiego F-Secure.

Karol Kopańko: Jakiego używasz telefonu?

Janne Pirttilahti, dyrektor F-Secure Freedome: iPhone’a.

I jak go zabezpieczasz?

Przede wszystkim staram się być świadomym użytkownikiem sieci i nie klikać w podejrzane linki, ani nie odwiedzać niepewnych stron. No i oczywiście mam zainstalowane nasze zabezpieczenie - Freedome.

Na co przeciętny użytkownik powinien najbardziej zwracać uwagę podczas codziennego korzystania ze smartfona?

Największym niebezpieczeństwem jest używanie otwartych sieci WiFi, co do których nie mamy pewności, że nie są wykorzystywane do nielegalnych celów. Bardzo popularny jest tu także phishing z wykorzystaniem sfabrykowanych linków URL. Właśnie przed tymi niebezpieczeństwami staramy się chronić  użytkowników

Jak bardzo powinniśmy się mieć na baczności? Dużo jest takich niebezpiecznych hotspotów?

Nie prowadzimy takich badań, ale też wątpię aby jakiekolwiek z nich były miarodajne, bo często sam użytkownik nie jest nawet świadomy, że jego beztroska została właśnie wykorzystana przeciwko niemu. Przestępstwo zostaje wykryte nawet długo po jego popełnieniu, kiedy w telefonie pozostają ślady dziesiątek punktów dostępowych.

 

Wielu z nas uczyniła z telefonu swój podstawowy ekran korzystania z Internetu. Niestety nie poszło za tym zwiększenie stopnia jego zabezpieczeń. O podstawowych niebezpieczeństwach związanych z surfowaniem po sieci na smartfonie rozmawiam z ekspertem ds. bezpieczeństwa z fińskiego F-Secure.

Karol Kopańko: Jakiego używasz telefonu?

Janne Pirttilahti, dyrektor F-Secure Freedome: iPhone’a.

I jak go zabezpieczasz?

Przede wszystkim staram się być świadomym użytkownikiem sieci i nie klikać w podejrzane linki, ani nie odwiedzać niepewnych stron. No i oczywiście mam zainstalowane nasze zabezpieczenie - Freedome.

Na co przeciętny użytkownik powinien najbardziej zwracać uwagę podczas codziennego korzystania ze smartfona?

Największym niebezpieczeństwem jest używanie otwartych sieci WiFi, co do których nie mamy pewności, że nie są wykorzystywane do nielegalnych celów. Bardzo popularny jest tu także phishing z wykorzystaniem sfabrykowanych linków URL. Właśnie przed tymi niebezpieczeństwami staramy się chronić  użytkowników

Jak bardzo powinniśmy się mieć na baczności? Dużo jest takich niebezpiecznych hotspotów?

Nie prowadzimy takich badań, ale też wątpię aby jakiekolwiek z nich były miarodajne, bo często sam użytkownik nie jest nawet świadomy, że jego beztroska została właśnie wykorzystana przeciwko niemu. Przestępstwo zostaje wykryte nawet długo po jego popełnieniu, kiedy w telefonie pozostają ślady dziesiątek punktów dostępowych.

 

 

Sprawa jest jednak bardzo poważna, gdyż w zeszłym roku Parlament Europejski dał wszystkim swoim członkom radę, aby w ogóle nie używali otwartych hotspotów, a już zwłaszcza do załatwiania spraw służbowych.

A więc może kontaktowaliście się z PE, aby zaoferować im swoje usługi?

(śmiech) To byłby niezły pomysł na przyszłość!

Pomagacie przecież także politykom spoza Unii…

Nie tylko politykom. Ostatnio zanotowaliśmy znaczny wzrost aktywności naszych usług w Turcji.

Czy to ma jakiś związek z blokadą Twittera i YouTube’a w tym kraju?

Dokładnie, używając Freedome Turcy mogli bez problemu łączyć się z tym serwisami. Na początku blokada miała miejsce na poziomie DNS i wtedy ludzie zaczęli używać np. Google DNS. Później jednak nawet korzystanie z tego typu usług stało się nieskuteczne, bo rządzący zorientowali się, że tak można obejść blokadę. Pozostało tylko VPN.

Więc dzięki Freedome Turcy mogli przez cały czas korzystać z Twittera?

Tak

Turecką blokadę można nazwać dość poważnym ewenementem na skalę zachodniego świata. Choć jedni blokują dostęp do znanych serwisów, to drudzy chcą nas cały czas śledzić. Czy nie uważasz jednak, że powinniśmy mieć w Internecie taką „policję”, która czuwałaby nad naszym wspólnym bezpieczeństwem?

Osobiście nie wierzę w koncepcję takiego strażnika.

 

 

Dlaczego?

Powiedzmy, że wykrywanie terrorystów jest ok, ale jeśli dochodzi do szpiegowania polityków to widać, że coś jest nie tak.

Przeciętnemu użytkownikowi jednak często ciężko zdać sobie sprawę ze skali niebezpieczeństw.

Bo często one go nie dotyczą. Agencje wywiadowcze zbierają wiele danych, ale tak naprawdę personalia przeciętnego Kowalskiego są dla nich bez znaczenia. Zbyt dużo tych Kowalskich jest, aby przejrzeć ich wszystkie maile.

No tak, ale śledzeni jesteśmy nie tylko przez NSA i im podobne agencje.

I to właśnie zdecydowanie bardziej powinno ludzi obchodzić. Firmy, żyjące z profilowania i sprzedawania reklam, starają się kolekcjonować praktycznie wszystkie dane o swoich użytkownikach i później je sprzedawać. Przecież kiedy nie płacisz Google za jakąś usługę, to faktycznie jesteś dla nich nie tylko klientem, ale i towarem.

Często podaje się właśnie Google jako przykład takiej niecnej firmy sprzedającej dane użytkowników, ale przecież oni nie są tak naprawdę żadnym ewenementem.

W naszych laboratoriach przyjrzeliśmy się 200 najczęściej odwiedzanym adresom. Połowa z nich należała do stron, które śledziły swoich użytkowników. Potwierdziliśmy więc to doświadczalnie.

 

 

Parlament Europejski w zeszłym roku chciał uświadamiać internautów na temat ich śledzenia np. w postaci ciasteczek.

Nie wiem sam czy wyszło to na dobre, poza koniecznością dodatkowego klikania, aby zamknąć wyskakujący banerek. Świadomość zapewne się zwiększyła, choć nie jeśli chodzi o sposób działania tych ciasteczek.

Jednak wydaje mi się, że więcej ludzi zaczęło korzystać z różnych usług „Do Not Track Me”.

W naszym Freedome także zauważyliśmy wzrost używalności tej funkcji. Dzięki niej użytkownicy są pewni, że nie tylko połączenie jest szyfrowane, ale i nikt nie śledzi trasy ich surfownia po sieci.

Trzeba jednak jasno powiedzieć, że zawsze kiedy logujemy się do Google czy Facebooka, to oddajmy im część swoich danych. I tu nie ma dla nas żadnego pola do popisu, aby to zmniejszyć bo po prostu takie są reguły gry. Zamiast tego chcemy pokazywać użytkownikom, co na ich temat zastaje w bazach danych. Chcemy, aby ludzie nie byli tylko bezwiednymi pasażerami w Internecie, a stali się kierowcami.

Foto

 

Sprawa jest jednak bardzo poważna, gdyż w zeszłym roku Parlament Europejski dał wszystkim swoim członkom radę, aby w ogóle nie używali otwartych hotspotów, a już zwłaszcza do załatwiania spraw służbowych.

A więc może kontaktowaliście się z PE, aby zaoferować im swoje usługi?

(śmiech) To byłby niezły pomysł na przyszłość!

Pomagacie przecież także politykom spoza Unii…

Nie tylko politykom. Ostatnio zanotowaliśmy znaczny wzrost aktywności naszych usług w Turcji.

Czy to ma jakiś związek z blokadą Twittera i YouTube’a w tym kraju?

Dokładnie, używając Freedome Turcy mogli bez problemu łączyć się z tym serwisami. Na początku blokada miała miejsce na poziomie DNS i wtedy ludzie zaczęli używać np. Google DNS. Później jednak nawet korzystanie z tego typu usług stało się nieskuteczne, bo rządzący zorientowali się, że tak można obejść blokadę. Pozostało tylko VPN.

Więc dzięki Freedome Turcy mogli przez cały czas korzystać z Twittera?

Tak

Turecką blokadę można nazwać dość poważnym ewenementem na skalę zachodniego świata. Choć jedni blokują dostęp do znanych serwisów, to drudzy chcą nas cały czas śledzić. Czy nie uważasz jednak, że powinniśmy mieć w Internecie taką „policję”, która czuwałaby nad naszym wspólnym bezpieczeństwem?

Osobiście nie wierzę w koncepcję takiego strażnika.

 

Wielu z nas uczyniła z telefonu swój podstawowy ekran korzystania z Internetu. Niestety nie poszło za tym zwiększenie stopnia jego zabezpieczeń. O podstawowych niebezpieczeństwach związanych z surfowaniem po sieci na smartfonie rozmawiam z ekspertem ds. bezpieczeństwa z fińskiego F-Secure.

Karol Kopańko: Jakiego używasz telefonu?

Janne Pirttilahti, dyrektor F-Secure Freedome: iPhone’a.

I jak go zabezpieczasz?

Przede wszystkim staram się być świadomym użytkownikiem sieci i nie klikać w podejrzane linki, ani nie odwiedzać niepewnych stron. No i oczywiście mam zainstalowane nasze zabezpieczenie - Freedome.

Na co przeciętny użytkownik powinien najbardziej zwracać uwagę podczas codziennego korzystania ze smartfona?

Największym niebezpieczeństwem jest używanie otwartych sieci WiFi, co do których nie mamy pewności, że nie są wykorzystywane do nielegalnych celów. Bardzo popularny jest tu także phishing z wykorzystaniem sfabrykowanych linków URL. Właśnie przed tymi niebezpieczeństwami staramy się chronić  użytkowników

Jak bardzo powinniśmy się mieć na baczności? Dużo jest takich niebezpiecznych hotspotów?

Nie prowadzimy takich badań, ale też wątpię aby jakiekolwiek z nich były miarodajne, bo często sam użytkownik nie jest nawet świadomy, że jego beztroska została właśnie wykorzystana przeciwko niemu. Przestępstwo zostaje wykryte nawet długo po jego popełnieniu, kiedy w telefonie pozostają ślady dziesiątek punktów dostępowych.

 

 

Sprawa jest jednak bardzo poważna, gdyż w zeszłym roku Parlament Europejski dał wszystkim swoim członkom radę, aby w ogóle nie używali otwartych hotspotów, a już zwłaszcza do załatwiania spraw służbowych.

A więc może kontaktowaliście się z PE, aby zaoferować im swoje usługi?

(śmiech) To byłby niezły pomysł na przyszłość!

Pomagacie przecież także politykom spoza Unii…

Nie tylko politykom. Ostatnio zanotowaliśmy znaczny wzrost aktywności naszych usług w Turcji.

Czy to ma jakiś związek z blokadą Twittera i YouTube’a w tym kraju?

Dokładnie, używając Freedome Turcy mogli bez problemu łączyć się z tym serwisami. Na początku blokada miała miejsce na poziomie DNS i wtedy ludzie zaczęli używać np. Google DNS. Później jednak nawet korzystanie z tego typu usług stało się nieskuteczne, bo rządzący zorientowali się, że tak można obejść blokadę. Pozostało tylko VPN.

Więc dzięki Freedome Turcy mogli przez cały czas korzystać z Twittera?

Tak

Turecką blokadę można nazwać dość poważnym ewenementem na skalę zachodniego świata. Choć jedni blokują dostęp do znanych serwisów, to drudzy chcą nas cały czas śledzić. Czy nie uważasz jednak, że powinniśmy mieć w Internecie taką „policję”, która czuwałaby nad naszym wspólnym bezpieczeństwem?

Osobiście nie wierzę w koncepcję takiego strażnika.

 

 

Dlaczego?

Powiedzmy, że wykrywanie terrorystów jest ok, ale jeśli dochodzi do szpiegowania polityków to widać, że coś jest nie tak.

Przeciętnemu użytkownikowi jednak często ciężko zdać sobie sprawę ze skali niebezpieczeństw.

Bo często one go nie dotyczą. Agencje wywiadowcze zbierają wiele danych, ale tak naprawdę personalia przeciętnego Kowalskiego są dla nich bez znaczenia. Zbyt dużo tych Kowalskich jest, aby przejrzeć ich wszystkie maile.

No tak, ale śledzeni jesteśmy nie tylko przez NSA i im podobne agencje.

I to właśnie zdecydowanie bardziej powinno ludzi obchodzić. Firmy, żyjące z profilowania i sprzedawania reklam, starają się kolekcjonować praktycznie wszystkie dane o swoich użytkownikach i później je sprzedawać. Przecież kiedy nie płacisz Google za jakąś usługę, to faktycznie jesteś dla nich nie tylko klientem, ale i towarem.

Często podaje się właśnie Google jako przykład takiej niecnej firmy sprzedającej dane użytkowników, ale przecież oni nie są tak naprawdę żadnym ewenementem.

W naszych laboratoriach przyjrzeliśmy się 200 najczęściej odwiedzanym adresom. Połowa z nich należała do stron, które śledziły swoich użytkowników. Potwierdziliśmy więc to doświadczalnie.

 

 

Parlament Europejski w zeszłym roku chciał uświadamiać internautów na temat ich śledzenia np. w postaci ciasteczek.

Nie wiem sam czy wyszło to na dobre, poza koniecznością dodatkowego klikania, aby zamknąć wyskakujący banerek. Świadomość zapewne się zwiększyła, choć nie jeśli chodzi o sposób działania tych ciasteczek.

Jednak wydaje mi się, że więcej ludzi zaczęło korzystać z różnych usług „Do Not Track Me”.

W naszym Freedome także zauważyliśmy wzrost używalności tej funkcji. Dzięki niej użytkownicy są pewni, że nie tylko połączenie jest szyfrowane, ale i nikt nie śledzi trasy ich surfownia po sieci.

Trzeba jednak jasno powiedzieć, że zawsze kiedy logujemy się do Google czy Facebooka, to oddajmy im część swoich danych. I tu nie ma dla nas żadnego pola do popisu, aby to zmniejszyć bo po prostu takie są reguły gry. Zamiast tego chcemy pokazywać użytkownikom, co na ich temat zastaje w bazach danych. Chcemy, aby ludzie nie byli tylko bezwiednymi pasażerami w Internecie, a stali się kierowcami.

Foto

 

Dlaczego?

Powiedzmy, że wykrywanie terrorystów jest ok, ale jeśli dochodzi do szpiegowania polityków to widać, że coś jest nie tak.

Przeciętnemu użytkownikowi jednak często ciężko zdać sobie sprawę ze skali niebezpieczeństw.

Bo często one go nie dotyczą. Agencje wywiadowcze zbierają wiele danych, ale tak naprawdę personalia przeciętnego Kowalskiego są dla nich bez znaczenia. Zbyt dużo tych Kowalskich jest, aby przejrzeć ich wszystkie maile.

No tak, ale śledzeni jesteśmy nie tylko przez NSA i im podobne agencje.

I to właśnie zdecydowanie bardziej powinno ludzi obchodzić. Firmy, żyjące z profilowania i sprzedawania reklam, starają się kolekcjonować praktycznie wszystkie dane o swoich użytkownikach i później je sprzedawać. Przecież kiedy nie płacisz Google za jakąś usługę, to faktycznie jesteś dla nich nie tylko klientem, ale i towarem.

Często podaje się właśnie Google jako przykład takiej niecnej firmy sprzedającej dane użytkowników, ale przecież oni nie są tak naprawdę żadnym ewenementem.

W naszych laboratoriach przyjrzeliśmy się 200 najczęściej odwiedzanym adresom. Połowa z nich należała do stron, które śledziły swoich użytkowników. Potwierdziliśmy więc to doświadczalnie.

 

Wielu z nas uczyniła z telefonu swój podstawowy ekran korzystania z Internetu. Niestety nie poszło za tym zwiększenie stopnia jego zabezpieczeń. O podstawowych niebezpieczeństwach związanych z surfowaniem po sieci na smartfonie rozmawiam z ekspertem ds. bezpieczeństwa z fińskiego F-Secure.

Karol Kopańko: Jakiego używasz telefonu?

Janne Pirttilahti, dyrektor F-Secure Freedome: iPhone’a.

I jak go zabezpieczasz?

Przede wszystkim staram się być świadomym użytkownikiem sieci i nie klikać w podejrzane linki, ani nie odwiedzać niepewnych stron. No i oczywiście mam zainstalowane nasze zabezpieczenie - Freedome.

Na co przeciętny użytkownik powinien najbardziej zwracać uwagę podczas codziennego korzystania ze smartfona?

Największym niebezpieczeństwem jest używanie otwartych sieci WiFi, co do których nie mamy pewności, że nie są wykorzystywane do nielegalnych celów. Bardzo popularny jest tu także phishing z wykorzystaniem sfabrykowanych linków URL. Właśnie przed tymi niebezpieczeństwami staramy się chronić  użytkowników

Jak bardzo powinniśmy się mieć na baczności? Dużo jest takich niebezpiecznych hotspotów?

Nie prowadzimy takich badań, ale też wątpię aby jakiekolwiek z nich były miarodajne, bo często sam użytkownik nie jest nawet świadomy, że jego beztroska została właśnie wykorzystana przeciwko niemu. Przestępstwo zostaje wykryte nawet długo po jego popełnieniu, kiedy w telefonie pozostają ślady dziesiątek punktów dostępowych.

 

 

Sprawa jest jednak bardzo poważna, gdyż w zeszłym roku Parlament Europejski dał wszystkim swoim członkom radę, aby w ogóle nie używali otwartych hotspotów, a już zwłaszcza do załatwiania spraw służbowych.

A więc może kontaktowaliście się z PE, aby zaoferować im swoje usługi?

(śmiech) To byłby niezły pomysł na przyszłość!

Pomagacie przecież także politykom spoza Unii…

Nie tylko politykom. Ostatnio zanotowaliśmy znaczny wzrost aktywności naszych usług w Turcji.

Czy to ma jakiś związek z blokadą Twittera i YouTube’a w tym kraju?

Dokładnie, używając Freedome Turcy mogli bez problemu łączyć się z tym serwisami. Na początku blokada miała miejsce na poziomie DNS i wtedy ludzie zaczęli używać np. Google DNS. Później jednak nawet korzystanie z tego typu usług stało się nieskuteczne, bo rządzący zorientowali się, że tak można obejść blokadę. Pozostało tylko VPN.

Więc dzięki Freedome Turcy mogli przez cały czas korzystać z Twittera?

Tak

Turecką blokadę można nazwać dość poważnym ewenementem na skalę zachodniego świata. Choć jedni blokują dostęp do znanych serwisów, to drudzy chcą nas cały czas śledzić. Czy nie uważasz jednak, że powinniśmy mieć w Internecie taką „policję”, która czuwałaby nad naszym wspólnym bezpieczeństwem?

Osobiście nie wierzę w koncepcję takiego strażnika.

 

 

Dlaczego?

Powiedzmy, że wykrywanie terrorystów jest ok, ale jeśli dochodzi do szpiegowania polityków to widać, że coś jest nie tak.

Przeciętnemu użytkownikowi jednak często ciężko zdać sobie sprawę ze skali niebezpieczeństw.

Bo często one go nie dotyczą. Agencje wywiadowcze zbierają wiele danych, ale tak naprawdę personalia przeciętnego Kowalskiego są dla nich bez znaczenia. Zbyt dużo tych Kowalskich jest, aby przejrzeć ich wszystkie maile.

No tak, ale śledzeni jesteśmy nie tylko przez NSA i im podobne agencje.

I to właśnie zdecydowanie bardziej powinno ludzi obchodzić. Firmy, żyjące z profilowania i sprzedawania reklam, starają się kolekcjonować praktycznie wszystkie dane o swoich użytkownikach i później je sprzedawać. Przecież kiedy nie płacisz Google za jakąś usługę, to faktycznie jesteś dla nich nie tylko klientem, ale i towarem.

Często podaje się właśnie Google jako przykład takiej niecnej firmy sprzedającej dane użytkowników, ale przecież oni nie są tak naprawdę żadnym ewenementem.

W naszych laboratoriach przyjrzeliśmy się 200 najczęściej odwiedzanym adresom. Połowa z nich należała do stron, które śledziły swoich użytkowników. Potwierdziliśmy więc to doświadczalnie.

 

 

Parlament Europejski w zeszłym roku chciał uświadamiać internautów na temat ich śledzenia np. w postaci ciasteczek.

Nie wiem sam czy wyszło to na dobre, poza koniecznością dodatkowego klikania, aby zamknąć wyskakujący banerek. Świadomość zapewne się zwiększyła, choć nie jeśli chodzi o sposób działania tych ciasteczek.

Jednak wydaje mi się, że więcej ludzi zaczęło korzystać z różnych usług „Do Not Track Me”.

W naszym Freedome także zauważyliśmy wzrost używalności tej funkcji. Dzięki niej użytkownicy są pewni, że nie tylko połączenie jest szyfrowane, ale i nikt nie śledzi trasy ich surfownia po sieci.

Trzeba jednak jasno powiedzieć, że zawsze kiedy logujemy się do Google czy Facebooka, to oddajmy im część swoich danych. I tu nie ma dla nas żadnego pola do popisu, aby to zmniejszyć bo po prostu takie są reguły gry. Zamiast tego chcemy pokazywać użytkownikom, co na ich temat zastaje w bazach danych. Chcemy, aby ludzie nie byli tylko bezwiednymi pasażerami w Internecie, a stali się kierowcami.

Foto

 

Parlament Europejski w zeszłym roku chciał uświadamiać internautów na temat ich śledzenia np. w postaci ciasteczek.

Nie wiem sam czy wyszło to na dobre, poza koniecznością dodatkowego klikania, aby zamknąć wyskakujący banerek. Świadomość zapewne się zwiększyła, choć nie jeśli chodzi o sposób działania tych ciasteczek.

Jednak wydaje mi się, że więcej ludzi zaczęło korzystać z różnych usług „Do Not Track Me”.

W naszym Freedome także zauważyliśmy wzrost używalności tej funkcji. Dzięki niej użytkownicy są pewni, że nie tylko połączenie jest szyfrowane, ale i nikt nie śledzi trasy ich surfownia po sieci.

Trzeba jednak jasno powiedzieć, że zawsze kiedy logujemy się do Google czy Facebooka, to oddajmy im część swoich danych. I tu nie ma dla nas żadnego pola do popisu, aby to zmniejszyć bo po prostu takie są reguły gry. Zamiast tego chcemy pokazywać użytkownikom, co na ich temat zastaje w bazach danych. Chcemy, aby ludzie nie byli tylko bezwiednymi pasażerami w Internecie, a stali się kierowcami.

Foto

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu