Mobile

LG nie zwalnia - poznaliśmy wygięty model G Flex, przed nami premiera Nexusa 5

Maciej Sikorski
LG nie zwalnia - poznaliśmy wygięty model G Flex, przed nami premiera Nexusa 5
18

Niedawno LG zaprezentowało wyniki osiągnięte w poprzednim kwartale i znów przykuło uwagę do swoich poczynań w branży mobilnej. Zainteresowanie tą korporacją nie mija z przynajmniej kilku powodów: pojawiają się plotki dotyczące Nexusa 5, raporty finansowe innych firm, z którymi można porównać rezulta...

Niedawno LG zaprezentowało wyniki osiągnięte w poprzednim kwartale i znów przykuło uwagę do swoich poczynań w branży mobilnej. Zainteresowanie tą korporacją nie mija z przynajmniej kilku powodów: pojawiają się plotki dotyczące Nexusa 5, raporty finansowe innych firm, z którymi można porównać rezultaty LG, a teraz także premiera smartfonu G Flex. Jaki obraz tworzą wszystkie te składniki?

Warto zacząć od wyników finansowych. W poprzednim kwartale przychody firmy wyniosły 12,5 mld dolarów. To o 8% mniej niż w II kwartale 2013 roku, ale o 5% więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Zyski? Na szczęście (dla firmy i jej akcjonariuszy) były i wyniosły 103 mln dolarów. Zadowalający wynik? Nie do końca – po pierwsze, analitycy spodziewali się lepszych rezultatów, a po drugie, rok wcześniej zarobiono więcej. Zazwyczaj w takich przypadkach pojawia się proste pytanie: co poszło nie tak i kto zawinił?

Niższe zyski tłumaczone są przede wszystkim większymi wydatkami na marketing. Pieniądze wydawano w znacznym stopniu na promocję oddziału mobilnego firmy - zwłaszcza smartfonu G2. Przykład Samsunga najlepiej świadczy o tym, że sukces w dużej mierze od intensywnej i skutecznej reklamy. Jako przeciwieństwo dla właściciela linii Galaxy można wskazać korporację HTC, która również wypuszcza na rynek udane urządzenia, ale ma problem z ich wypromowaniem i sprzedażą. Nawet decydenci tajwańskiego producenta przyznali, że ich porażki wynikały przede wszystkim ze zbyt słabego zaangażowania w marketing. LG najwyraźniej uczy się na błędach innych i jednocześnie potrafi analizować sukcesy konkurenta z rodzimego podwórka.

Jakiś czas temu pisałem o agresywnej kampanii reklamowej, na jaką zdecydowało się LG. Uderzała ona w produkty konkurencji i promowała smartfon G2 w kontekście wad sprzętu innych firm. Zagrywka nie była do końca uczciwa, ale osiągnięto przynajmniej jeden cel – o flagowcu LG zrobiło się głośno. Można założyć, że w najbliższych miesiącach działania tego typu będą prowadzone nadal – wchodzimy już w okres przedświąteczny i koreański gracz będzie pewnie stosował różne zagrywki, by nie zaginąć w szumie informacyjnym i nie przegrać wyścigu z konkurencją. To oczywiście oznacza dalsze wydatki na reklamę, więc zyski mogą być mizerne, a nie zdziwią też straty.

Nie wspominam o stratach przez przypadek – oddział mobilny LG zakończył poprzedni kwartał pod kreską (ponad 75 mln dolarów strat). Wynikało to przede wszystkich ze… sporych wydatków na marketing. Sprzedali m.in. 12 mln smartfonów, czyli o 100 tys. sztuk mniej niż w rekordowym drugim kwartale bieżącego roku. Czy jest to dobry rezultat? Z jednej strony, nie zanotowano kolejnych rekordowych wyników, ale z drugiej strony, warto rzucić okiem na rezultaty sprzedaży z III kwartału 2012 roku. Wówczas koreańskiej korporacji udało się sprzedać 7 mln inteligentnych telefonów. Osiągnięto zatem kilkudziesięcioprocentowy wzrost sprzedaży.

Jakiś czas temu pisałem, że wyniki Nokii - 8 mln sprzedanych smartfonów w III kwartale - to porażka. Finowie na przestrzeni roku poważnie poprawili sprzedaż, ale uznałem, że to zbyt słaby rezultat. Czy podobnie skomentuję poczynania LG? Otóż nie. Po pierwsze, 12 mln to jednak zdecydowanie więcej niż 8 mln (choć nadal wynik wygląda blado w zestawieniu z rezultatami liderów branży). Po drugie, LG musi sobie radzić na androidowym rynku, na którym panują wielki ścisk i nieustanna rywalizacja. Klientów trzeba przekonać, że smartfon X współpracujący z Androidem jest lepszy od słuchawek A, B, C, które również mogą się pochwalić mobilną platformą Google na pokładzie. W tym kontekście 12 mln sprzedanych urządzeń nie wygląda źle. Czy można mówić o sukcesie?

Zdecydowanie nie – LG po prostu nie dało się znowu zepchnąć do narożnika. Wynik jest przeciętny i ciężko na jego podstawie stwierdzić, czy korporacja w końcu zmierza we właściwym kierunku. To będzie jednak możliwe, gdy poznamy wyniki za obecny oraz przyszły kwartał. Wpłynie na to kilka czynników. Po pierwsze, przekonamy się, czy wydatki na marketing i promocja np. modelu G2 opłaciły się i przyniosły wymierne korzyści. Po drugie i trzecie, na rynku pojawią się dwa modele, które mogą pomóc firmie podkręcić sprzedaż.

Jednym z nich jest smartfon Nexus 5. Jeśli wierzyć plotkom, to wspólny projekt LG oraz Google powinien ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym tygodniu. Czego można się spodziewać? Od pewnego czasu w branży przewijają się specyfikacje urządzenia i jeśli się sprawdzą, to produkt będzie można śmiało określić mianem flagowca: blisko 5-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1920x1080 pikseli, czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 800 o taktowaniu 2,3 GHz, 2 GB pamięci operacyjnej, dwa aparaty, akumulator 2300 mAh. Do tego 16 lub 32 GB pamięci wbudowanej (plus czytnik kart microSD), moduły łączności bezprzewodowej, możliwość ładowania bezprzewodowego. Całość współpracować ma oczywiście z najnowszą odsłoną platformy Android.

Jeżeli Koreańczycy faktycznie dostarczą taki sprzęt na rynek, to będą mieli sporą szansę, by w okresie przedświątecznym przykuć do swojej oferty uwagę potencjalnych klientów. Sporo będzie się mówiło o tym modelu, a na tym skorzystają oczywiście inne urządzenia tego producenta. Jeśli firma nie popełni przy tym błędów, jakie towarzyszyły sprzedaży Nexusa 4 (mam tu na myśli przede wszystkim opóźnienia i przepychanki z Google dotyczące tego, kto odpowiada za tę sytuację), to Nexus 5 może się okazać hitem końca tego roku i początku przyszłego. Zwłaszcza, gdy w parze z dobrymi parametrami będzie szła atrakcyjna cena, a naprawdę wiele na to wskazuje.

Nexus 5 to jeden model, a wspominałem o dwóch. Drugi nosi nazwę G Flex i pojawiał się w przeciekach już od dłuższego czasu. W końcu LG wyłożyło karty na stół i naszym oczom ukazał się dość niecodzienny produkt wyposażony m.in. w 6-calowy wyświetlacz OLED (1280x 720 pikseli), czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 800 o taktowaniu 2,2 GHz, 2 GB pamięci operacyjnej, 32 GB pamięci wbudowanej. Warto wspomnieć też o akumulatorze o pojemności 3200 mAh, aparacie 13 Mpix oraz module LTE. Kolejna mocna propozycja, ale jej podzespoły schodzą na dalszy plan, gdy weźmie się pod uwagę budowę, a ściślej pisząc kształt smartfonu: jest wygięty.

W pewnym stopniu rozwiązanie to przywodzi oczywiście na myśl zaprezentowany jakiś czas temu smartfon Samsung Galaxy Round. Różni je jednak sposób wygięcia – tym razem biegnie ono z góry na dół. To nie kształt łódki, a bardziej banana. Cel? Podobno łatwiej się rozmawia i ogląda filmy. Na temat "innowacji" tego typu wypowiadałem się już przy okazji popisu Samsunga i zdania póki co nie zmieniam – to raczej ciekawostka, by nie napisać udziwnienie, a nie rewolucja. O ile jednak z początku nastawiłem się bardzo sceptycznie do nowego produktu LG, o tyle potem stwierdziłem, że ten model może spełnić bardzo ważną rolę w ich ofercie.

Mam na myśli marketing. LG wzięło przykład z Samsunga i nie dotyczy to wcale wyginania smartfonu – proces sięga znacznie dalej wstecz. Samsung poważnie rozszerzył na przestrzeni ostatnich lat swoją ofertę i trafiły do niej modele, które można określić mianem "oryginalnych". Najlepszy przykład stanowi tu chyba model Galaxy S4 Zoom. Na temat tego produktu długi czas było głośno, a to napędzało zainteresowanie całą ofertą firmy. Nie zdziwiłbym się, gdyby ów szum zapewnił korporacji większe zyski, niż sama sprzedaż kamerofonu. LG najwyraźniej zauważyło tę sztuczkę i postanowiło ją wykorzystać.

Trudno stwierdzić, jakim powodzeniem będzie się cieszył model G Flex (nie zdziwię się, jeśli nagle zyska większą popularność niż flagowiec G2 – rynek potrafi robić takie psikusy), ale z pewnością zapewni on koreańskiej korporacji spory rozgłos. I chyba o to chodziło firmie, a nie o lepsze wideo na komórce. Na temat smartfonu najpierw sporo spekulowano, teraz zrobiło się o nim głośno z powodu premiery, przyjdzie też czas na test i porównania. To gwarancja rozgłosu w okresie bardzo ważnym dla LG (a także dla ich konkurentów). Koreańska korporacja najwyraźniej uczy się na własnych błędach (o tym przekonamy się przy okazji sprzedaży Nexusa 5) oraz na niepowodzeniach i sukcesach innych - to powinno się przekładać na coraz lepsze wyniki. Nie pozostaje nic innego, jak obserwować realizację planu.

Źródła informacji oraz grafik: Twitter, LG

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu