Komputery i laptopy

Lenovo Yoga 900 - Ultrabook kompletny

Marcin Matysik
Lenovo Yoga 900 - Ultrabook kompletny
32

Perfekcyjnie wykonany, lekki i zgrabny laptop z doskonałym obrazem, dźwiękiem i wysoką wydajnością. Mało? To dodajcie jeszcze do tego dotykowy ekran i wygląd luksusowej biżuterii. Oto Lenovo Yoga 900 – przedstawiciel nowej generacji laptopów.

Ostatnio stanąłem przed koniecznością zakupu laptopa. Problem w tym, że ja wybredny jestem.

I to bardzo ;) Dlatego też przy wyborze musiałem brać pod uwagę wiele czynników, a po dokładnym przeanalizowaniu rynku, udało mi się zawęzić wybór do kilku modeli różnych producentów. Ostatecznie wybór padł na Lenovo Yoga 900-13ISK, w niemal topowej konfiguracji (i7 6500U, 8GB RAM, 512GB SSD z dotykowym ekranem 3200x1800). Skąd ta decyzja? Przekonacie się z dalszej części tekstu.


Już przy pierwszym kontakcie od razu rzuciło mi się w oczy wykonanie pulpitu roboczego. Nie jest to zimne aluminium, na którym widać odciski palców i które łatwo zarysować. Mógłbym napisać, że powierzchnia jest gumowana, ale to by było spore niedopowiedzenie, ponieważ przy bliższym kontakcie ma się wrażenie obcowania ze skórą. Jest to bardzo przyjemne i rewelacyjnie sprawdza się przy przenoszeniu otwartego laptopa - nie ma szans, by się wyślizgnął.

Tak dokładnie to powinno wyglądać. Nie jak zabawka, nie jak bryła aluminium, która dopiero wyszła spod obrabiarki CNC, ale jak produkt prawdziwej klasy premium.


Powierzchnię roboczą z ekranem łączy niezwykle oryginalnie zbudowany zawias o wyglądzie bransolety Rolexa. Czegoś takiego nie uświadczycie u konkurencji. Lenovo chwali się tym, że jest on zbudowany z 813 elementów, a ja muszę przyznać - to widać i czuć. Zawias trzyma pozycję ekranu bez problemu pod każdym kątem i nie powoduje zniekształceń obrazu przy jego zmianie. Nawet przy pozycji "leżącego namiotu" gdy gram w Hearthstone'a w trybie dotykowym (Yoga jest wręcz stworzona do tej gry!) ani razu nie zdarzyło mi się, by ekran pochylił się wbrew mojej woli. Warto też wspomnieć, że taśma łącząca wyświetlacz z jednostką główną jest w metalowym oplocie, co w połączeniu z przemyślanym zawiasem powinno zapewnić ponadprzeciętną żywotność.


Obudowa z obu stron pokryta jest anodowanym aluminium. Wszystko jest perfekcyjnie spasowane i absolutnie nic nie trzeszczy. Bardzo dużym i ważnym dla mnie plusem jest łatwy (jak na ultrabooka) dostęp do podzespołów. Wystarczy odkręcić torxy na spodzie i mamy wszystko jak na dłoni – obydwa wentylatory można wyczyścić a akumulator i dysk w razie potrzeby wymienić samemu. RAM niestety jest wlutowany na stałe i nie ma możliwości jego rozbudowy.


Po uruchomieniu naszym oczom ukazuje się świetna dotykowa matryca IPS Samsunga 3200x1800px z naturalnymi kolorami i dobrym kontrastem. Podświetlenie ekranu jest równomierne, uloty światła na dole ekranu widać tylko przy wysokiej jasności i czarnym tle. W niektórych recenzjach można wyczytać, że ekran ma niską maksymalną jasność. Ja ten tekst piszę właśnie w pociągu podczas całodziennej trasy (na dodatek przy oknie i pod słońce) i wiecie co? Do pracy z tekstem i tak mam jasność ustawioną na 50% a próba obejrzenia filmu pokazała, że maksymalna jasność bez problemu niweluje mocne światło zza okna. Oczywiście gorzej jest na otwartej przestrzeni, bo wtedy połyskująca powłoka sprawia najwięcej problemów.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do dość jasnej czerni, ale nie ma w tej kwestii tragedii.

Dotyk działa bez zarzutu, wszędzie jest tak samo czuły i nie sprawia żadnych problemów. Jeśli dobrze się przyjrzymy pod kątem i przy niskiej jasności, to zobaczymy pod taflą ekranu małe regularne kropki odpowiadające za rejestrowanie dotyku. Ot, taka ciekawostka, która jest całkowicie niewidoczna podczas użytkowania.

Muszę też przyznać, że długo się zastanawiałem nad sensownością zastosowania rozdzielczości QHD w tak niewielkim ekranie, ale wątpliwości szybko zostały rozwiane podczas pracy na podzielonym ekranie. Dzięki tak dużym zagęszczeniu pikseli można bez problemu czytać dokumenty i strony www nawet na połowie 13-calowego ekranu. Owszem, zdarzają się co najmniej komiczne sytuacje, gdy jakaś aplikacja nie potrafi się wyskalować poprawnie do tak wysokiej rozdzielczości i potrzebujemy mikroskopu do jej obsługi, ale to rzadkość.

Podsumowując jakość obrazu, to jest naprawdę świetnie. Zarówno zdjęcia jak i filmy wyglądają fenomenalnie. A gdy dodamy do tego fakt, że procesory Skylake mają już sprzętowe dekodowanie strumieni 4K, to pozostaje mi już tylko gorąco zachęcić was do obejrzenia filmu w tej rozdzielczości na tym ekranie. Wrażenie pierwszorzędne!

Na miano najbardziej multimedialnego ultrabooka trzeba sobie zasłużyć nie tylko obrazem, ale i dźwiękiem. Tutaj również nie spotkamy zawodu dzięki obecności głośników marki JBL. Muszę przyznać, że zważywszy na rozmiar całego komputera, brzmią one zaskakująco dobrze. Dźwięk z nich jest czysty i wyraźny, a także – co ważne – głośny. Bez problemu nagłośnimy średniej wielkości pokój. Miłym akcentem jest również brak jakiegokolwiek brzęczenia czy charczenia przy maksymalnej głośności. Czy tego chcemy czy nie, Lenovo postanowiło, że wszelkie multimedia będziemy uruchamiać w trybie "namiotu" więc głośniki znalazły swoje miejsce na spodniej pokrywie. Niestety powoduje to mocne stłumienie dźwięku podczas trzymania laptopa na kolanach lub biurku. Oczywiście ciągle wszystko słychać, ale balans tonalny jest wyraźnie przesunięty w niższe rejestry. Mimo wszystko to ciągle za mało, by usłyszeć basy. Niemniej jak komuś ich bardzo brakuje, to może się zaopatrzyć w przenośny i bezprzewodowy subwoofer, których nie brak na rynku.

Wiemy już, że Yoga do multimediów nadaje się idealnie. Jak jest jednak z pracą czy pisaniem?


Zacznijmy od tego, że klawiatura jest w standardzie Accutype, dzięki czemu pisze się na niej bardzo szybko i przyjemnie. Oczywiście dla wielu osób komfort klawiatury jest kwestią indywidualną i to co mi pasuje, innym nie musi. Niemniej radzę nie zrażać się faktem, że klawisze są nietypowo nisko (tj. na poziomie touchpada), bo dzięki temu zabiegowi udało się uniknąć wciskania klawiszy i ślizgania na klawiaturze przy używaniu Yogi w trybie leżącego tabletu. Na szczęście dzięki odpowiednio dobranej sile nacisku nie mamy wrażenia pisania po twardym blacie. Palce się nie męczą a klawisze są stosunkowo ciche. Jakby tego było mało, kiedy tylko ekran jest odchylany powyżej 180 stopni, klawiatura automatycznie przestaje rejestrować przypadkowe wciśnięcia. Dodatkowo klawatura ma dwustopniowe podświetlenie w kolorze białym.

Jednak aby nie było zbyt różowo, muszę niestety wspomnieć o tym, że czasem klawiatura rejestruje podwójne wciśnięcia. Nie jest to nagminne i mi osobiście nie przeszkadza, ale potrafi czasem wybić z rytmu.

Gładzik jest zintegrowany z płytą dotykową i stawia poprawny opór. Gorzej jest, gdy mamy delikatnie wilgotne palce, wtedy opór jest znacznie większy co utrudnia pracę. Lewy i prawy klik działa poprawnie, ale niestety im bliżej dolnych rogów, tym bardziej odczuwalny jest delikatny luz roboczy w osi pionowej. Nie jest to jednak poważny minus i szybko idzie się do tego przyzwyczaić. Warto też nadmienić, że wszystkie gesty dwoma i trzema palcami działały za każdym razem.

Mocy pod maską mocy również nie brakuje, bo procesor i7 6500u, mimo że jest dwurdzeniowy i niskonapięciowy, nie ma absolutnie najmniejszych problemów z wykonywaniem codziennych zadań. Jeśli dodamy do tego 8GB RAM i szybki dysk SSD Samsunga, to już wiadomo, że nawet kilkanaście otworzonych zakładek w przeglądarce, buforujący się filmik na Youtube i aktywny Spotify + pakiet Office nie są żadnym wyzwaniem. Śmiem nawet założyć, że w codziennych zastosowaniach komputer ten jest znacznie szybszy od wszystkich stacjonarek działających jeszcze na dyskach HDD. Oczywiście nie jest to dedykowana stacja robocza i nie nadaje się do codziennej edycji plików video ani obliczeń w CAD-zie (bo można to robić szybciej na potężniejszym sprzęcie), ale jeśli tylko okazyjnie trzeba wykonać jakieś wymagające zadania, to sami się przekonacie, że nie będzie wam się chciało uruchamiać stacjonarki i wybierzecie wygodę siedzenia na kanapie z Yogą na kolanach.

Mimo iż zintegrowana grafika w postaci Intela HD 520 nie powala na kolana wydajnością, to bez problemu pogramy na niej w starsze tytuły. Moim ulubionym zestawem na wyjazdy jest nieśmiertelna saga Baldur's Gate/Icewind Dale oraz Fallout 1/2/Tactics plus Hearthstone. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by odpalić na Yodze nowsze gry, ale musimy się liczyć z faktem, że jeśli dany tytuł nie jest świetnie zoptymalizowany, to będziemy musieli zadowolić się graniem w rodzielczości poniżej FHD i niską ilością detali.


Ok, to nie jest demon graficznej wydajności, ale dzięki temu (i procesorowi ULV) dość łatwo go schłodzić. Lenovo jednak nie poszło na łatwiznę i wnętrze laptopa chłodzi nie jeden, ale dwa wentylatory wydmuchujące powietrze nad zawias. Jest to o tyle trafione rozwiązanie, że możemy dzięki niemu bez problemów używać laptopa na kołdrze i innych - przeważnie problematycznych dla pozostałych sprzętów – powierzchniach. Temperatura procesora jest ograniczona do ok.70 stopni i przy próbie jej przekroczenia uruchamia się throttling, którego zapewne doświadczycie tylko podczas grania. Mi się podoba takie rozwiązanie, bo po pierwsze mimo cienkiej obudowy laptop nie parzy w kolana, a po drugie znacznie wydłuża to cykl życia podzespołów (wykluczając oczywiście wady fabryczne). Na dodatek chłodzenie jest naprawdę ciche. Może nie jest pół-pasywne, ale i tak wiele razy musiałem przykładać ucho do wylotów powietrza, by cokolwiek usłyszeć. Podczas obciążenia coś już słychać, ale dźwięk nie jest ani głośny ani nieprzyjemny.

W kwestii złączy mamy za to pewien kompromis, mianowicie mamy cztery gniazda USB (2.0, 2x 3.0, 3.1 typu C), ale żadnego złącza video. Tutaj musimy się zadowolić przejściówkami z USB 3.1C, które trzeba dokupić na własną rękę. Oprócz USB mamy również gniazdo słuchawkowe mini-jack i czytnik kart SD. Duży ukłon należy się producentowi za stworzenie gniazda USB 2.0 przez które można ładować laptopa. Dzięki temu mamy dodatkowy port USB. Brawo Lenovo!

Na sam koniec zostawiłem opis akumulatora. Bez problemu udało mi się osiągnąć na jednym ładowaniu 9h oglądania filmów w trybie samolotowym i z jasnością ustawioną na 50%. To naprawdę świetny wynik. Podczas grania czas się waha od 2-4h, co też należy pochwalić.

Obawiałem się, że jeśli będę chciał trzymać się z daleka od gniazdka przez tak dugi czas, to będę musiał wybrać komputer z procesorem z serii M, a tu taka niespodzianka!

Podsumowując, czas spędzony z moim Lenovo Yoga 900 spowodował, że już nawet nie myślę o innych laptopach. Ba! Wydają mi się niekompletne w porównaniu do bohatera recenzji. Albo są zbudowane znacznie gorzej, albo mają gorszy ekran, albo mniejszą moc... No właśnie zawsze czegoś brak :)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu