Wearables

Ktoś chce mi sprzedać skarpetki za tysiąc złotych

Maciej Sikorski
Ktoś chce mi sprzedać skarpetki za tysiąc złotych
12

Ależ się narobiło tego wearables - gdzie człowiek nie spojrzy, tam informacje o jakimś nowym gadżecie ubieralnym. Wczoraj czytałem o wartości rynku inteligentnej odzieży pod koniec bieżącej dekady, dzisiaj trafiłem na przykład takiego produktu: inteligentne skarpetki. Tak, dobrze widzicie - intelige...

Ależ się narobiło tego wearables - gdzie człowiek nie spojrzy, tam informacje o jakimś nowym gadżecie ubieralnym. Wczoraj czytałem o wartości rynku inteligentnej odzieży pod koniec bieżącej dekady, dzisiaj trafiłem na przykład takiego produktu: inteligentne skarpetki. Tak, dobrze widzicie - inteligentne skarpetki. Idealne do biegania. Może nawet bym kupił, żeby sprawdzić tę magię innowacji, ale tysiąc złotych za taką imprezę to trochę za dużo...

Sensoria Fitness Socks - oto bohater naszego wpisu. A właściwie bohaterki. Prócz skarpetek z wbudowanymi czujnikami, w zestawie startowym znajduje się specjalna opaska zakładana nad kostką oraz ładowarka. Dwa ostatnie przedmioty są bardziej trwałe i dokupuje się do nich nowe pary skarpetek, gdy stare się zużyją. Koszt tej przyjemności? Zestaw startowy, w którym znajdziemy dwie pary skarpetek kosztuje 200 dolarów. Producent proponuje dokupić jeszcze dwie pary za 50 dolarów - taki zestaw powinien wystarczyć na cały rok, jeśli będzie się biegać co drugi dzień. Mamy zatem 250 dolarów. Robi się z tego tysiąc złotych. Dużo. Owszem, piszę to z perspektywy Polski, ale klient na Zachodzie zapewne też nie powie, że jest tanio.

Zdaję sobie sprawę z tego, że największy jest pierwszy wydatek, po roku wydałbym już "jedynie" sto dolarów na skarpetki, które powinny mi służyć cały rok, ale to nadal dużo. Możliwe, że machnąłbym ręką na cenę i stwierdził, że zaproponowana funkcjonalność jest jej warta, lecz z tym producent ma największy problem. Czytając opis towaru doszedłem do wniosku, że najważniejsza jest tu opaska umieszczona nad kostką. W gruncie rzeczy przypomina ona opaski zakładane na nadgarstki: mierzy przebyty dystans, prędkość, ciśnienie, liczbę spalonych kalorii. To wszystko oczywiście w duecie z dedykowaną aplikacją mobilną. Popularny ostatnio sprzęt postanowiono po prostu przenieść na nogę.

Problem polega na tym, że na rękę można już kupić dobre i przede wszystkim tanie opaski. Potrzebna była dodatkowa funkcjonalność. Bonusem w tym przypadku stał się trener dla biegacza. Czujniki umieszczone w skarpetce zbierają dane dotyczące ułożenia stopy podczas biegu, nacisku na konkretne jej części itp. To trafia na smartfon, a ten informuje, czy biegnie się właściwie, daje wskazówki i ewentualnie przestrzega, że taki sposób biegania może doprowadzić do kontuzji. W teorii niby fajne, ale nie wierzę, że to się sprawdza. Zakładam oczywiście, że nie mam racji i byłbym zachwycony po tygodniowym treningu w mądrych skarpetkach. To dopiero byłby materiał na mini serię wpisów.

Rynek wearables dopiero się rozkręca, a już odnoszę wrażenie, że wiele produktów będzie tu powstawać na siłę. Ewentualnie przydadzą się one naprawdę wąskiej grupie klientów, choć oferowane będą szerokiemu gronu odbiorców. Na dobrą sprawę może to być problem branży, bo ludzie zniechęcą się do tych nowinek i machną ręką na kolejne propozycje. Gdyby chociaż te skarpetki informowały, która jest do pary, potrafiły odpalić pralkę, gdy znajdą się wewnątrz (autonomiczne wywieszanie też byłoby dobre), eliminowały nieprzyjemny zapach i chłodziły/ogrzewały stopy - taką inteligencję brałbym z zamkniętymi oczami...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

wearables