Mobile

Korzystasz z oficjalnej mobilnej aplikacji Facebooka? Pora przestać

Tomasz Popielarczyk
Korzystasz z oficjalnej mobilnej aplikacji Facebooka? Pora przestać
24

Facebook stara się jak może i dostarcza kolejne aktualizacje dla swojej mobilnej aplikacji. Mimo wszystko nie wychodzi tak, jak powinno. Co prawda po ostatniej metamorfozie, której doświadczyli użytkownicy smartfonów z Androidem, korzystanie z niej nie jest już taką katorgą, ale to nadal trudno nazw...

Facebook stara się jak może i dostarcza kolejne aktualizacje dla swojej mobilnej aplikacji. Mimo wszystko nie wychodzi tak, jak powinno. Co prawda po ostatniej metamorfozie, której doświadczyli użytkownicy smartfonów z Androidem, korzystanie z niej nie jest już taką katorgą, ale to nadal trudno nazwać je komfortowym - zwłaszcza na wolniejszych smartfonach i przy gorszej jakości połączeniu z siecią. Na szczęście są rewelacyjne alternatywy!

A mówiąc alternatywy mam na myśli Friendcastera, którego piąta odsłona zawitała właśnie do Google Play. Przygotowali ją deweloperzy z One Louder, czyli tej samej firmy, która odpowiada za takie tytuły jak TweetCaster czy BacoonReader (a od niedawna także SportCaster). Wersja programu oznaczona numerkiem 4 pozostawiała jeszcze wiele do życzenia i przytłaczała nieco ogólnym chaosem oraz niedopracowaniem. Zasługiwała jednak na uwagę ze względu na kilka zasadniczych zalet, wśród których na czoło wysuwało się bardzo niskie zużycie transferu i szybkość działania (w porównaniu z oficjalną aplikacją to rakieta!).

Ale to już przeszłość. Wczoraj w Google Play pojawiło się wydanie numer pięć. Skala zmian jest ogromna. Przede wszystkim doczekaliśmy się nowego, bardzo intuicyjnego interfejsu. Trzeba przyznać, że wygląda i działa rewelacyjnie. Twórcy przygotowali dodatkowo kilka schematów kolorystycznych, jakby kogoś raził wszechobecny "facebookowy niebieski".

Podobnie jak w poprzednich wydaniach zasadniczą zaletą jest szybkość działania. Ale nie tylko. Strumień informacji prezentuje się jakby przejrzyściej i, po prostu, ładniej. Przewijając ekran z boku widzimy dynamicznie zmieniającą się godzinę, o której dane wpisy wylądowały na tablicy. Wszystko działa bardzo płynnie, a oczekiwanie na załadowanie kolejnej partii wpisów nie przyprawia już o ból głowy. Nie można też pominąć wyświetlania zdjęć, które jest znacznie lepsze od tego znanego z oficjalnej aplikacji (chociażby ze względu na komentarze, które możemy sobie rozwinąć pod fotografią, bez potrzeby przechodzenia do nowego ekranu).

Do tej pory uparcie trzymałem się aplikacji dostarczanej przez Facebooka ze względu na przeświadczenie o jej wyższości nad produktami osób trzecich. Pewnie i Wam się wydaje, ze nie mają one tych wszystkich funkcji i możliwości? Nic z tych rzeczy. Friencaster pozwala nie tylko na dostęp do grup, stron, wydarzeń, wiadomości, geolokalizacji, ale też zarządzanie wszystkimi elementami, które sami utworzyliśmy. Nie dość, że niczym nie ustępuje swojemu pierwowzorowi, to jeszcze w wielu przypadkach wydaje się po prostu bardziej intuicyjny i wygodniejszy.

Oczywiście ma to swoją cenę. Darmowa wersja Friendcastera ma reklamy, które mogą momentami doskwierać i drażnić. Za pełną wersję zapłacimy ponad 15 złotych, czyli sporo jak na aplikację mobilną. Trzeba też dodać, że korzystanie z Friendcastera wiąże się z koniecznością przyznania mu bardzo szerokich uprawnień (jeżeli chcemy wykorzystać wszystkie funkcje, to aplikacja otrzymuje zwyczajnie dostęp do... wszystkiego). Nie powinno to w zasadzie nikogo dziwić, ale zdaję sobie sprawę, że znajdą się osoby, którym nie będzie odpowiadała konieczność zezwolenia jednemu programowi na tak dużo.

A jakby tego było mało wczoraj jednocześnie wyszło na jaw istnienie dziury w mobilnych aplikacjach Facebooka (tych oficjalnych rzecz jasna). Co prawda administratorzy serwisu oświadczyli, że dotyczy jedynie iPhone'ów z jalibreakiem lub modowanych Androidów (nie testują na nich swojej aplikacji, stąd błąd) lub sytuacji, w których haker włamie się do urządzenia, mając je w dłoniach, nie zmienia to jednak faktu, że problem istnieje. Może zatem to dobra okazja, by dać szansę nowemu Friendcasterowi?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu