Felietony

Komputer bez internetu nie ma dla mnie sensu!

Konrad Błaszak

Bloger na pełen etat, a oprócz tego instruktor har...

33

Komputer kiedyś był centrum rozrywki, na którym nie sposób było się nudzić. Można było coś obejrzeć, zagrać, postawić pasjansa czy chociażby narysować cokolwiek w Paincie jeśli już naprawdę wszystko inne zawiodło. Teraz komputery dają dużo większe możliwości, ale zauważyłem jedną rzecz. Bez internet...

Komputer kiedyś był centrum rozrywki, na którym nie sposób było się nudzić. Można było coś obejrzeć, zagrać, postawić pasjansa czy chociażby narysować cokolwiek w Paincie jeśli już naprawdę wszystko inne zawiodło. Teraz komputery dają dużo większe możliwości, ale zauważyłem jedną rzecz. Bez internetu często stają się tylko bezużytecznym pudłem i jedyne co wtedy robię na swoim to przeglądam stare zdjęcia.

Zanim zarzucicie mnie w komentarzach, że ja tu tylko przyszedłem wspominać stare czasy (ostatnio przecież pisałem o tym jakim kiedyś byłem graczem, a jakim jestem teraz) rzućcie okiem na swój komputer. Teraz zastanówcie się co byście na nim robili gdyby niespodziewanie padł Wam internet?

Nuda? Nie wiem co to znaczy!

Gdy byłem trochę młodszy i komputer pojawił się w moim domu to nigdy nie był on w nim najważniejszy. Czasem pisałem coś do szkoły, obejrzałem sobie jakiś film, który przyniósł kumpel na płycie oraz oczywiście grałem w najnowsze hity kupione od Pana Cześka z bloku obok. Przez krótki okres mojego życia trochę za dużo spędzałem przy nim czasu, ale przeważnie był on tylko dodatkiem. Oczywiście jak przychodził ktoś do rodziców i zabierał ze sobą swoje pociechy to trzeba było pochwalić się nowym Mortalem i urwać kilka głów. Jednak to była jedynie jedna z kilku opcji jakie miałem i często przegrywała ona z dużo ciekawszymi możliwościami.

Wśród nich było chociażby kopanie piłki o blok, bieganie po lesie z patykami udającymi śmiercionośne karabiny (lepsze niż GTA V!) czy planszówki lub karcianki. Nie przypominam sobie, żeby wtedy w moim słowniku egzystowało takie słowo jak nuda. Pewnie skutecznie przysłoniły je hasła jak: "nadmiar możliwości dobrej zabawy", "no, chodźmy już na dwór" czy "nie chcę mamo teraz wracać na kolację, jeszcze 5 minut!". Nie było dostępnego komputera, nie było problemu.

Komputer znajdował się bardzo nisko w drabinie rzeczy, które można robić w domu, a nie wspominam nawet o internecie. Połączenie z siecią najpierw odbywało się przez modem, kosztowało fortunę i posiedzenie w internecie dłużej niż kilka minut nie wchodziło w grę. Potem było z tym lepiej, ale jedynie czasem wchodziłem na czaty (każdy kiedyś siedział na czatach lub ircu) lub wypowiadałem się na forach. Jak była chwila wolnego to można było rzucić okiem co tam nowego w sieci.

Gdzie się podziałeś mój internecie?

Teraz jak wiecie jestem blogerem już od kilku lat i co za tym idzie internet jest mi niezbędny do egzystencji jak powietrze. Zacznę od punktu najłatwiejszego do opisania, czyli pracy. Nie ma internetu = nie mam jak pisać moich tekstów. W encyklopedii czy gazecie nie znajdę informacji o nowych smartfonach, a nawet jeśli jakimś cudem by mi się udało, to skąd wezmę odpowiednie zdjęcia i jak wrzucę wpis na bloga? Gdy gdzieś wyjeżdżam na dłużej to jedną z pierwszych rzeczy jest zapewnienie sobie odpowiedniej ilości energii (2 naładowane powerbanki nigdy nie zaszkodzą + oczywiście wszystkie urządzenia na 100%) oraz dostępu do sieci. Bez tego zawodowo jestem jak bez obydwu rąk i głowy.

Ze smutkiem muszę przyznać, że podobnie jest gdy zamiast pracy, chcę się po prostu trochę poobijać w domu. Jako bloger nie mam przeważnie stałych godzin pracy, więc jeśli potrzebuję chwili przerwy załóżmy o 12, to po prostu ją robię. Wtedy chętnie włączam sobie YT i oglądam gameplay'e lub czytam blogi, które lubię. Jednak jeśli nie ma internetu to często nie wiem co mam ze sobą zrobić. Jestem już w takim wieku, że niestety rzadko kiedy uda mi się zadzwonić do kogoś w środku dnia i umówić się z nim na jakiś obiad. Większość moich znajomych jest wtedy w pracy. Oczywiście mogę robić masę innych rzeczy, ale książki lubię czytać przy muzyce, którą mam w większości w sieci, a oglądanie filmów czy seriali również odpada bez internetu. Poza tym do takich rzeczy coraz rzadziej używam komputera.

Zagrać w coś? Przeczytać? Obejrzeć? Smartfon lub tablet!

Pisałem Wam już, że prawie nie gram, a jedyne produkcje jakie zdarza mi się uruchamiać to są te na moim tablecie lub smartfonie. Internet również przeglądam hybrydzie, a nie komputerze stacjonarnym. Nie wspominam już o Facebooku czy Instagramie, do których 21-calowy monitor nie jest mi niezbędny. Nawet filmy nie wydają się już takie straszne na małym ekranie mojego smartfona, który nie ma nawet 5 cali. Większość czynności w sieci spokojnie mogę przerzucić na tablet lub smartfona i nie sprawia mi to problemu. Często tak jest nawet wygodniej, ponieważ mogę wygodnie usiąść na łóżku czy fotelu zamiast siedzieć przy biurku. Komputer służy mi aktualnie do pisania i to jest jego główne przeznaczenie. Gdy pada w nim internet, rozrywki czy sposobu na zabicie nudy szukam przeważnie na mniejszych urządzeniach.

Uzależnienie?

Pamiętam jak kiedyś "problemem" dla wielu ludzi było to, że coraz więcej młodych osób uzależnia się od komputera. Godzinami potrafili grać i przez to zawalali szkołę czy zajęcia. Nie jest to tylko problem młodych osób, ponieważ wielu dorosłych ucieka w wirtualny świat przed swoimi problemami i spędzają przed monitorem długie godziny. Jednak teraz coraz częściej zauważam, że problemem nie jest uzależnienie od komputera, ale internetu.

Na pewno spotkaliście się z pojęciem FOMO (Fear of missing out), czyli strachu przed tym, że coś nas ominie. Świetnie to opisuje jaki stosunek do internetu ma wielu z nas. Sami się zastanówcie czy nie zdarzyło Wam się przeglądać swojej tablicy na Facebooku po raz trzeci, chociaż nic nowego się nie pojawiło, ponieważ nie chcieliście, żeby Was coś ominęło? Sam się przyłapałem na tym, że gdy aktualnie nie mam co robić, czyli chociażby jadę autobusem to potrafię przeglądać po kilka razy Facebooka z nadzieją, że zobaczę coś, czego nie widziałem poprzednio.

Ciężko jest mi odpowiedzieć na pytanie czy takie coś może być przejawem uzależnienia od internetu. Jesteśmy po prostu rozpieszczeni przez to osiągnięcie współczesnego świata i w wielu kwestiach polegamy na nim bezgranicznie zamiast szukać innych rozwiązań. Jestem harcerzem i umiem korzystać z mapy, ale zamiast zrobić z tej umiejętności pożytek to najpierw sprawdzam w sieci gdzie muszę się udać, a potem i tak wykorzystuję do tego nawigację. Często na ulicy mijałem jakąś parę lub grupkę znajomych, która zamiast rozmawiać, patrzyła w ekrany swoich telefonów. Rozumiem, że czasem może się do nas przysiąść w pociągu, ktoś z kim nie mamy ochoty rozmawiać i smartfon jest wybawieniem, ale często po prostu wirtualny świat jest ciekawszy.

Komputer bez internetu nie ma dla mnie sensu!

Gdy internet przestaje działać komputer staje się pudłem, w które patrzę i odruchowo odświeżam stronę w przeglądarce lub obserwuję jak szaleniec ikonkę od internetu. Czasem też biegam do routera próbując naciskać przycisk reset z nadzieją, że za chwilę wszystko wróci do normy, a jeśli to nie pomaga to dzwonię do mojego operatora z pełnym smutku pytaniem: Co się stało z internetem?

Powyższym akapitem trochę się z tego nabijam z tego, że to tak naprawdę wygląda, a trochę uświadamiam, że ostatnio robiłem dokładnie tak samo. W wielu kwestiach jestem zależny od internetu, ponieważ dzięki niemu mam kontakt ze światem i pracę, ale ciężko stwierdzić na ile jest to uzależnienie od samego dostępu do sieci.

Jednak mimo tego wszystkiego co napisałem, czasem sam chętnie robię sobie przerwy od wirtualnego świata. Co prawda one zawsze zbiegają się w czasie z moimi wyjazdami, które znacząco utrudniałyby mi korzystanie z sieci, ale to tylko przypadek. Prawda?

Zdjęcia: 1, 2, 3, 4

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu