Felietony

Jak wygląda Seedcamp w Nowym Jorku - specjalna relacja od kuchni

Grzegorz Marczak
Jak wygląda Seedcamp w Nowym Jorku - specjalna relacja od kuchni
8

Autorem poniższego tekstu jest Marcin Perłak Seedcamp jest znany chyba każdemu młodemu startupowi, który ma ambicje większe niż tylko lokalny rynek.Jest jednym z bardziej znanych funduszy typu seed na naszym kontynencie, najbardziej rozpoznawalnym dzięki organizowanym cyklicznie eventom, tzw. min...

Autorem poniższego tekstu jest Marcin Perłak

Seedcamp jest znany chyba każdemu młodemu startupowi, który ma ambicje większe niż tylko lokalny rynek.Jest jednym z bardziej znanych funduszy typu seed na naszym kontynencie, najbardziej rozpoznawalnym dzięki organizowanym cyklicznie eventom, tzw. mini Seedcamp, którym zawsze towarzyszy duży szum medialny. Gdy zobaczyłem ze jest otwarty nabór na Seedcamp, który odbędzie się w Nowym Jorku, pomyślałem że to dla nas szansa, która może dać nam niezłego kopa marketingowego.

Wypełnianie formularza aplikacyjnego chwile mi zajęło - uczulam żeby tego nie robić na ostatnia chwile. Pytania są na pierwszy rzut oka proste, ale trzeba się trochę nagłowić, aby odpowiedzi przedstawić w prostej i krótkiej formie. Po kilku dniach otrzymałem maila że musimy odbyć rozmowę telefoniczną, w której podam kilka dodatkowych szczegółów . Okazało się że w naszym przypadku sprawa się komplikuje, ponieważ Mobeelizer posiada już dwóch inwestorów instytucjonalnych i jest to wbrew zasadom inwestycyjnym Seedcamp. Rada mędrców Seedcamp myślała, myślała i w końcu dostaliśmy upragnionego maila "You're in!". Po krótkim wybuchu radości, w zespole zaczęły się dyskusje kto pojedzie - czy osoby techniczne czy te umiejące sprzedawać. Skąd ten dylemat?-team maksymalnie może liczyć dwie osoby... Zdecydowaliśmy, że wraz ze mną jedzie nasz nowy Community Manager - Paulina. Nie będę tutaj opowiadać przygód z wizą czy kosmicznymi cenami biletów do NY rezerwowanych na kilka dni przed wylotem - wystarczy, że powiem, że procedury USA w zakresie wiz są mocno pokręcone jeżeli trzeba takową szybko otrzymać. Wszystko jednak dobrze się skończyło i w sobotni poranek siedzieliśmy już w samolocie do NY.

Jako że główny event miał mieć miejsce we wtorek mieliśmy trochę wolnego czasu na zwalczenie jetlag-u i przygotowanie się. Niedzielę spędziliśmy na krótkim spacerze po NY, dotknięcie na żywo MacBooka z Retiną ;) i powrót do hotelu aby ćwiczyć pitch. A było co ćwiczyć bo na pitch każda z firm miała 3 minuty i ani sekundy dłużej. Wbrew pozorom to bardzo mało czasu, a trzeba wziąć pod uwagę, że w tej prezentacji musi się zmieścić wszystko co jest ważne dla potencjalnego inwestora - czyli po kolei:

  • problem
  • rozwiązanie
  • USP
  • model biznesowy
  • team
  • czego oczekujesz

Podczas takich eventów doceniam to czego nauczyłem się w zeszłym roku w akceleratorze Founders Institute w Berlinie, jeżdżąc tam przez 4 miesiące co piątek wieczorem (wiwat autostrada Kraków - Berlin ;)). Co prawda byłem tam z innym pomysłem, natomiast jednym z rezultatów była umiejętność prezentacji sedna swojego biznesu w minutę. Trzykrotnie większa ilość czasu na pitch na Seedcamp powitałem z radością :).

Jeszcze przed wyjazdem podjęliśmy decyzję, aby kwestie prezentacji oddać w ręce profesjonalisty - mieliśmy gotowy cały koncept i przebieg prezentacji, co chcemy powiedzieć i zaprezentować, nawet gotowy układ graficzny, z którym wcześniej byliśmy na betapitch w Berlinie, ale tym razem zdecydowaliśmy, że prezentacja w Big Apple potrzebuje specjalnej oprawy. Po długich poszukiwaniach odpowiedniego grafika (co nie jest proste na początku lipca, gdy trwa sezon urlopowy) udało nam się pozyskać chyba najlepszą graficzkę w tym kraju, której danych niestety nie zdradzę z obawy o to, że nie będzie już miała wtedy czasu na współpracę z nami ;) Krótkie przedstawienie jaki mamy pomysł i kilkanaście godzin później mieliśmy już dwa pierwsze przykładowe slajdy, a 24 godziny później gotową całą prezentację. Pani Grafik (muszę jej nadać taki pseudonim ;) zaproponowała również bajeczny sposób na użycie animacji w Keynote co powodowało, że prezentacja nie miała skaczących fajerwerków jak w amatorskich próbach, ale miała to coś co później miało zaowocować „opadem szczeny” u innych uczestników. Jedynym minusem była tylko pracochłonność poukładania wszystkich elementów w Keynote tak, aby były pixel perfect - jedyne 6 godzin mozolnej pracy dla 10 slajdów.

Po śniadaniu, na którym przez 20 minut żuliśmy :) wspaniałego amerykańskiego bajgla podawanego w naszym hotelu, wróciliśmy do ćwiczeń i researchu informacji na temat mentorów (o których za chwilę). Poniedziałkowa sesja miała się odbyć w siedzibie Google’a , ale na dwie godziny przed spotkaniem dostaliśmy informację, że mamy się stawić w siedzibie 10gen - czyli firmy stojącej za MongoDB. Pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć jeden z przykładów amerykańskiego start-upa z mocnym finansowaniem - fajne industrialne biura w SoHo, morze sprzętu Apple z 27” monitorami, geek-ów ubranych w koszulki z dziwnymi napisami i coś o czym zawsze się czyta z zazdrością - czyli kuchnie zapełnioną wszystkim co się nadaje do picia i jedzenia (oczywiście za darmo). Po krótkim przedstawieniu się każdego teamu i wstępie o tym jak to wszystko będzie wyglądać,zostaliśmy podzieleni na 2 grupy. W ramach grup każdy z zespołów miał zaprezentować swoją prezentację i wysłuchać uwag innych. Poziom był różny - od ludzi czytających z kartki po prezentacje z morzem tekstu, po te naprawdę fajne. My jako jedyni w naszej grupie nie dostaliśmy żadnych uwag - nic tylko poćwiczyć jeszcze dynamikę wypowiedzi i prezentować ;). Dodatkowo musieliśmy odpowiadać na pytania czy to aby na pewno jest Keynote i skąd mamy taką grafikę. To co mnie zaskoczyło to poziom współpracy pomiędzy wszystkimi teamami - pomimo iż tak naprawdę każdy walczył z każdym o to czy to właśnie w niego zainwestuje Seedcamp, to wszyscy wzajemnie sobie pomagali przez cały czas. Wieczorem w hotelu ja ćwiczyłem prezentację, Paulina robiła research mentorów, aby jak najwięcej skorzystać z wyjazdu.

Następnego dnia o 8:30 stawiliśmy się pod siedzibą Google. Wchodząc do budynku i widząc z jaką dbałością ktoś zaprojektował wnętrza w stosunkowo starym budynku po raz kolejny powiedzieliśmy ‚WOW’. Na miejscu mieliśmy chwilę czasu na zapoznanie się z salą, krótka odprawa i ćwiczenie. Później już poranna kawa z niebetonowymi rogalikami (o dziwo ;) i networking z ludźmi, którzy przybyli. Mieliśmy do dyspozycji inwestorów, szefów spółek technologicznych i innych ludzi, którzy mają do czynienia z IT, biznesem i start-upami.

O 10 po krótkim, oficjalnym przywitaniu gości zaczęła się część właściwa - 19 firm miało swoje 3 minuty przed 150 osobami na sali, za sobą mając 4 ogromne ekrany, na których wyświetlała się ich prezentacja. Kolejność występów alfabetyczna, więc mieliśmy chwilę, aby przysłuchać się finalnym prezentacjom innych. Część zespołów przez noc kompletnie pozmieniała swoje prezentacje, część tylko trochę je zmodyfikowała, część nauczyła się lepiej prezentować. My pracowaliśmy tylko nad sposobem prezentacji i doborem słów. Wyszło dobrze ;).

Szybki lunch i przechodzimy do kolejnego clue programu - sesji z mentorami. Każdy start-up miał swój stolik przy którym co 45 minut zmieniała się grupka wcześniej przydzielonych mentorów.. Przekrój życiorysów mentorów był duży - od dziennikarzy, przez przedsiębiorców, konsultantów biznesowych, czy też wysokich rangą managerów z dużych korporacji technologicznych. Wszyscy mieli jeden cel - pomóc młodym firmom w wybranych przez nich obszarach. My się do tego solidnie przygotowaliśmy - wiedzieliśmy o co chcemy spytać i kogo, czyje doświadczenie jak wykorzystać i kto nam może pomóc dotrzeć do konkretnych osób. Tak też nam poradzono wcześniej i o tym też pisali poprzedni uczestnicy Seedcamp-ów.

Rezultat? Mieszany - część ludzi fantastycznych, z olbrzymim doświadczeniem biznesowym, zaangażowanych w dyskusje i przede wszystkim starających się zrozumieć problem z jakim przychodzimy. Część natomiast, moim zdaniem, znalazła się tam przypadkowo - kompletnie nie uczestniczyli w dyskusji i nie potrafili dodać nic od siebie. Skupialiśmy się jednak na tych pozostałych. Czego się dowiedzieliśmy? Na chłodno analizując to niczego zaskakująco nowego. Może wynika to z doświadczenia jakie już posiadamy, może z tego, że to jest tak jak z kolejnymi książkami biznesowymi - jak się je czyta to wszystko wydaje się oczywiste i znane od wieków. Trzeba tylko to konsekwentnie stosować. Na pewno udało nam się potwierdzić nasze założenia co do pewnych kierunków i działań jakie sobie wytyczyliśmy. Pojawiło się również parę nowych pomysłów i generalnie oceniam te sesje jako wielki atut Seedcamp-u. Co ważne i cenne - z dużą częścią mentorów pozostajemy obecnie w kontakcie i są bardzo pomocni w różnych sprawach.

Firmy, które były wytypowane do inwestycji, po tym dniu miały otrzymać wieczorem zaproszenie na kolejny dzień, gdzie jeszcze raz w rozszerzonym formacie miały zaprezentować swój start-up i odpowiedzieć na potencjalne pytania inwestorów. Mobeelizer nie dostał takiego zaproszenia, do tej pory nie wiadomo, w którą z tych 19 firm zainwestuje Seedcamp. Na dniach taka informacja powinna się ukazać i tym samym poznamy zwycięzce Seedcampu.

Poza potencjalną inwestycją i sesjami z mentorami był jeszcze 3 aspekt, który dla nas był motywatorem do wzięcia udziału w Seedcamp w NY - PR. Niestety tutaj w mojej opinii był to najgorszy element. Wszystkie poprzednie eventy Seedcampu miały dosyć duże pokrycie w zagranicznych portalach (któż nie marzy o wzmiance w TechCrunch ;)), natomiast ten z NY praktycznie nie istniał. Największym problemem było chyba to, że oficjalna informacja o tym kto zakwalifikował się do tej wybranej 19-tki startupów, została wypuszczona w piątek po godzinie 15. Czas chyba najgorszy z możliwych. Tym samym poza Antywebem i innymi polskimi site’ami nikt praktycznie nie napisał o firmach biorących udział w tym evencie.

Nasuwa się pytanie czy warto uczestniczyć w takich przedsięwzięciach. Odpowiedzi jest kilka. Jeżeli jest się na początku drogi, bez doświadczenia i finansowania - nie ma się co zastawiać - to duża szansa, która daje niezłego kopa. Jeżeli się ma zapewnione finansowanie i doświadczenie biznesowe - warto pod warunkiem, że się jasno na początku określi co się chce osiągnąć.

My w większości osiągnęliśmy to co chcieliśmy. Już widzimy rezultaty, które przychodzą z zupełnie innej strony niż myśleliśmy. Musimy jednak jeszcze popracować nad dostaniem się do TechCrunch ;).

Dla zainteresowanych - cenne porady możecie znaleźć na naszym blogu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Startupseedcamp