Felietony

Internet przegrywa z winylami i CD. Statystyki zaskakują

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

20

To jeden z najlepszych dowodów na to, że niektóre rewolucje to tylko tymczasowe trendy. Największy internetowy sklep muzyczny świata, iTunes, generuje podobne przychody, co sprzedaż winyli.

A gdy połączymy wpływy ze sprzedaży winyli i kompaktów, to okaże się, że ta suma przewyższa przychody ze sprzedaży muzyki przez Internet. Z jednej strony, taka sytuacja nie powinna nikogo dziwić, bo kolekcjonerzy wybierają przede wszystkim wydania fizyczne, a w dobie streamingu zwykły klient wybierze Spotify, Tidala czy Apple Music, zamiast pojedynczych zakupów online. Ale mimo wszystko to spora niespodzianka, że tradycyjnie wydana muzyka jest w stanie dziś konkurować z cyfrową dystrybucją.

Tym bardziej, że sprzedaż wydań fizycznych spada z roku na rok -  Recording Industry Association of America donosi (via Cultofmac), że względem zeszłego roku wyniosła  o 23% mniej, spadając do poziomu 1,15 miliarda dolarów. Największy wpływ ma na to coraz mniejsza popularność płyt CD, bo co ciekawe - i o tym kilkukrotnie pisaliśmy - sprzedaż winyli z każdym rokiem wzrasta. Tym razem wzrosła o 7,9%, co przekłada się na około 419,2 miliona dolarów wpływów. Na około 690 mln dolarów oszacowano wartość sprzedanych płyt CD  i to już po spadku o 34% względem 2017 roku. Warto zaznaczyć, że 2018 był pierwszym rokiem, gdy wartość ta spadła poniżej 1 miliarda od 1986 roku.

Zobacz też: Winyle zarabiają, niż darmowy streaming

Oczywiście sprzedaż muzyki online nie odbywa się tylko i wyłącznie za pośrednictwem iTunes, ale jest to nadal wiodący sklep. W 2013 roku cyfrowa sprzedaż muzyki stanowiła około 40% rynku, by w zeszłym roku spaść do poziomu 11%. W 2018 roku wygenerowały przychód na poziomie ok. 1 miliarda dolarów, co oznaczało spadek o 26%. W przypadku sprzedaży pojedynczych piosenek sumaryczna sprzedaż spadła o 30%, zaś w przypadku całych albumów wyniosła o 25% mniej, niż rok wcześniej.

Te wartości wypadają niesamowicie blado przy kwocie 7,4 miliarda dolarów, które generują usługi streamingowe. Ich wzrost wynosi około 30% rok do roku i niektóre raporty sugerują, że Apple Music (które wedle poprzednich wyliczeń dysponowało ponad 50 mln subskrybentów) zyskiwało 1 mln użytkowników każdego miesiąca w 2018 roku.

W tytule napisałem, że należę do większości i mniejszości zarazem. Oczywiście miałem na myśli to, że po trochu dokładam się do wyniku każdego z rodzajów dystrybucji. Jestem subskrybentem kilku usług streamingowych, robię zakupy w iTunes (wydania specjalne, single), kupuję płyty ulubionych artystów i od czasu do czasu poszerzę kolekcję winyli. Wszystko to wynika, naturalnie, z mojego zamiłowania do muzyki i pewnego pierwiastka kolekcjonera.

Zeszłoroczne doniesienia o rzekomych planach zamknięcia iTunes przez Apple mnie zmartwiły, bo jak by nie patrzeć, to kawał historii rynku muzycznego. Rewolucja, jaką było wprowadzenie sprzedaży albumów na utwory za magiczne 99 centów, zmieniła całą branżę. Towarzyszyła temu oczywiście mania na iPody - odtwarzacze muzyczne, które lata świetności mają dawno za sobą, a po których dziś w ofercie Apple nie ma prawie śladu. Jedynym, który pozostał, jest iPod touch, a wszystko dzięki obecności systemu iOS. Według ostatnich plotek, na najbliższej konferencji Apple planuje pokazać jego nową generację, ale czy możemy liczyć na cokolwiek więcej, niż podkręconą specyfikację i zwiększenie pojemności pamięci?

Polecamy: Kasety magnetofonowe wracają, a ja przyczyniłem się do tego świetnego wyniku

Melomani nie mogli jednak wymarzyć sobie lepszych czasów. Dostęp do muzyki jest niezwykle łatwy i przystępny, a przeżywające drugą młodość winyle i kasety magnetofonowe to oczywiście obiekt pożądań niejednego kolekcjonera.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu