Linux

Informatyk w polskiej szkole - czyli spór o Windows i Linuxa

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

209

Wpis, który było mi dane przeczytać dzisiaj w znanym w polskim Internecie Linux.pl skłonił mnie nie tylko do oceny sytuacji przedstawionej w rzeczonym tekście, ale i refleksji nad tym, jak wygląda nauczanie informatyki w szkołach. W jednym i drugim przypadku mam ogromne wątpliwości - odwieczny spór...

Wpis, który było mi dane przeczytać dzisiaj w znanym w polskim Internecie Linux.pl skłonił mnie nie tylko do oceny sytuacji przedstawionej w rzeczonym tekście, ale i refleksji nad tym, jak wygląda nauczanie informatyki w szkołach. W jednym i drugim przypadku mam ogromne wątpliwości - odwieczny spór alternatywy oraz "jedynego słusznego OS-u" przeniósł się także poza mury szkoły - ze skutkiem, który dla szkoły kończy się wstydem, a dla informatyka - nauczką.

Informatyk zatrudniony w jednym z polskich urzędów gmin odpowiadał za przygotowanie nowego sprzętu do pracy z uczniami. Za sprawą jego opinii zatem komputery wyposażono w dystrybucję Linuxa - Mint, która została dodatkowo okraszona odpowiednim oprogramowaniem - tak, aby uczniom niczego nie zabrakło. Co stało się dalej? Sytuacja, która wynikła z powodu sporu szkoły z informatykiem to kompilacja złych decyzji z jednej i drugiej strony.

Informatyk zaznacza, iż koszt instalacji Linuxa Mint na każdym z 16 stanowisk wyniósł ogółem 1900 złotych. Natomiast przygotowanie jednego stanowiska do pracy ze środowiskiem Windows wzbogaconym o program antywirusowy, pakiet biurowy i oczywiście sam system operacyjny to już koszt rzędu 1600 złotych na jedno stanowisko w pracowni. Według oszczędnego informatyka wybór był prosty - porzucamy Windows na rzecz Linuxa, mamy oszczędności - wszystko jest dobrze.

Płatny/darmowy - znaczy gorszy

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. "Nawiedzony" informatyk będzie krzewił pingwinkową ideologię gdzie tylko będzie mógł, a fanboj Microsoftu powie, że kafelki to nie tylko łazienki, ale i komputery oraz smartfony. Po mnie zapewne oczekujecie tej drugiej postawy - nic bardziej mylnego. I informatyk i władze szkoły pomyliły się. Pozwolę sobie przytoczyć słowa dyrektor szkoły, w której doszło do tej całkiem zabawnej sytuacji:

to g... nie system

Dyrektor szkoły, która całe swoje życie powinna poświęcić na dokształcanie się po to, aby być gwarantem odpowiedniej jakości kształcenia nazywa Linuxa "gównem". Szanownej Pani Dyrektor poleciłbym w tym momencie wyjście do łazienki, urzeźbienie "dwójeczki" i porównanie sobie własnej twórczości z Linuxem. Linux natomiast to świetne oprogramowanie, które powinno być obecne w szkołach. Z zaznaczeniem jednak, że Windows dzieciakom należy pokazać. Tak samo jak Androida, iOS, Windows Phone. Ktoś tu zapomniał, że na komputerach świat się nie kończy? Że Windows nie jest jedynym, w pełni funkcjonalnym systemem? I tak oto zażądano zmiany oprogramowania, co miało kosztować już nie 1900 złotych, lecz 17 tysięcy.

Informatyk przegiął w jedną stronę - sadzanie dzieciaków przed obcym im interfejsem (choćby był najbardziej zbliżony do Windows - nie będzie Windowsem) to proszenie się o gorsze efekty w nauczaniu, gdy tylko przesiądą się one na Windows. Ogrom różnic między Libre Office i pakietem Microsoftu jest tak porażający, że niestety i ja mam problem z odnalezieniem się w darmowej alternatywie. Nie oznacza to, że tego nie trzeba pokazywać. Wskazywanie różnych możliwości powinno się odbyć wraz z innymi działaniami nauczycieli.

Uczmy dobrych praktyk w Sieci

"Włączcie sobie komputerki i się pobawcie" - gdy zapytałem siostrzeńca o to, co robił ostatnio na informatyce - ręce mi opadły. Oglądali filmiki na YouTube, grali w Counter Strike'a. W sumie, za moich czasów nie było lepiej - były tylko gorsze maszyny, na których się pracowało. W czasach, gdy na rynku był już obecny Windows XP, na niektórych maszynach dalej straszył 98 i... przycisk Turbo przyrodzony dawnym pecetom.

Komputer - owszem, służy do zabawy. Ale w dzieciakach oprócz niezdrowej fascynacji grami oraz mediami należy wzbudzać ciekawość samych technologii, bo to one będą niedługo definiować to, jak żyjemy. Pokazywać ciekawe rozwiązania gigantów technologicznych. A tymczasem lekcje prowadzą w większości nauczyciele, którzy zrobili sobie jedynie papier, który pozwala im uczyć informatyki. Co na ten temat wiedzą? Jak komputer rozebrać i skręcić, jak go włączyć... Worda oporządzić. Tyle. Ej, ale na Wordzie, Excelu i reszcie świat się nie kończy...

Młodym brakuje często wiedzy na temat tego, jak ważna jest prywatność w Internecie, co robić, aby nie zainstalować szybernastu pasków wyszukiwania w przeglądarce i jak, opierając się na zdrowym rozsądku nie łapać się na cyberzagrożenia. No, ale są inne, "ważniejsze" rzeczy.

Linux.pl w swoim artykule powołuje się na "technologiczną neutralność" prosi o szacunek dla publicznych pieniędzy - to oczywiście popieram. Ale niech oszczędność nie zabiera nikomu zdrowego rozsądku - trudno jest bowiem jednoznacznie sklasyfikować: "złe" i "dobrze" biorąc pod uwagę tylko "płatne" i "darmowe". Najważniejsze jest dobro dzieci, które będą na tych maszynach pracowały, a o tym w tekście i Linux.pl i czytelnika tego serwisu zapomniano.

A szkoda.

Grafika: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Windowslinuxhot