Apple

I już wiadomo, po co porównywano Apple do Hitlera

Maciej Sikorski
I już wiadomo, po co porównywano Apple do Hitlera
7

Pamiętacie aferkę z grafiką, na której widniał Hitler z logo Apple na ramieniu? Jeśli nie pamiętacie albo o niej nie słyszeliście, to odsyłam do tekstu Jakuba. Jeśli pamiętacie, to pewnie zastanawialiście się, jaki był jej cel. Bo przecież nie chodziło o zdyskredytowanie firmy z Cupertino i wytykani...

Pamiętacie aferkę z grafiką, na której widniał Hitler z logo Apple na ramieniu? Jeśli nie pamiętacie albo o niej nie słyszeliście, to odsyłam do tekstu Jakuba. Jeśli pamiętacie, to pewnie zastanawialiście się, jaki był jej cel. Bo przecież nie chodziło o zdyskredytowanie firmy z Cupertino i wytykanie jej rzekomych przewinień. Nie, chińska firma stojąca za tą prowokacją, chciała narobić szumu przed imprezą, na której ogłosiła ekspansję na amerykańskim rynku.

Jakiś czas temu pisałem, że producentom coraz trudniej wyróżnić się na tle konkurencji, więc udziwniają swoje urządzenia, kombinują na różnych polach, byle tylko ich smartfon/tablet/zegarek nie był "zwyczajny". A to ruchomy moduł foto, a to tylny panel w formie dyskoteki, jedni dodają jakieś świecące breloki, inni walczą o odchudzenie smartfonu o 0,01 mm. Z jednej strony trochę to śmieszy, z drugiej strony, rozumiem, na czym polega problem producentów.

Patrząc na smartfony od LeTV, czyli produkty chińskiej firmy porównującej Apple do Hitlera, zauważyłem ten problem jeszcze lepiej. Trzy modele, różne podzespoły, różne rozmiary i ceny. Na papierze świetny sprzęt, najlepsze komponenty, prawdziwe rakiety. Tyle, że inni producenci też korzystają z tych części. Co gorsza, smartfony Le Superphone przypominają HTC One. Nie wyróżniają się za sprawą części, możliwości, parametrów, nie rzuca się w oczy świeży design. Co zatem pozostaje? Szokować, narobić szumu, by ludzie zapamiętali nazwę firmy, a media wróciły do niej, gdy przyjdzie na to czas. W takim planie najlepiej wykorzystać popularną markę, która zawsze wywołuje duże emocje - Apple spełnia te warunki, więc to na nich padło.

Nie będę opisywał smartfonów Le Superphone, ponieważ po pierwsze, nie zamierzam im robić dodatkowej reklamy (chociaż na razie na nasz rynek się nie wybierają), a po drugie, jak już pisałem, to rakiety - wystarczy sobie wyobrazić wnętrze dzisiejszego flagowca. LeTV otwiera tymi modelami swoją smartfonową ofertę, najpierw będą one sprzedawane w Chinach, potem pojawią się w USA. Korporacja (tak, LeTV można nazywać korporacją) chce nie tylko dostarczać sprzęt, ale też treści - to ich główny biznes.

Firma wystartowała w Chinach ponad dziesięć lat temu, fundament stanowi dość popularny w Państwie Środka serwis wideo - każdego dnia notowanych jest około 300 mln wyświetleń filmów. Produkują tez smartTV, teraz chcą to rozszerzyć o smartfony (a w przyszłości także o samochody...). Plan może i nie jest zły, ale jak na razie szwankuje wykonanie. W prześmiewczy sposób opisało to The Verge. Chyba zabolało ich, że Chińczycy chcą się wybić kosztem Apple. Ale prawda jest taka, że Azjatom z LeTV przyda się kubeł zimnej wody na głowę, bo z Hitlerem przesadzili. Wszystko ma swoje granice - nawet "marketing szokowy".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

AppleUSASmartfonletv