Po Godzinach

Czy warto obejrzeć How it Ends, nowy film Netflix?

Paweł Winiarski
Czy warto obejrzeć How it Ends, nowy film Netflix?
16

Przeglądając nowości w serwisie Netflix najczęściej zatrzymuję się przy produkcjach oznaczonych Netflix Original. I nie, nie mam co do nich wygórowanych oczekiwań, nigdy też nie negowałem tej usługi ot tak - dla zasady. Spodziewam się natomiast filmów, przy których przyjemnie spędzę czas. Czy tak właśnie było w przypadku How it Ends?

Coś się stało, ale nikt nie wie o co chodzi

How it Ends zaczyna się jak komedia romantyczna, w której będziemy oglądać perypetie młodej pary i ojca dziewczyny, który za wybrankiem serca swojej córki nie przepada. Tyle tylko, że nikt się tu nie śmieje i nie rzuca żartami. Tom (ojciec, grany przez Foresta Whitakera) to emerytowany żołnierz, który dorobił się niezłych pieniędzy świadcząc specjalistyczne usługi po przejściu w stan spoczynku. Will (Theo James), młody prawnik od lat nie potrafi wejść w jego łaski i uzyskać aprobaty, choć Samantha (Kat Graham) wie, że chce spędzić z Willem resztę życia.

Młodzieniec przyjeżdża więc do rodzinnego domu dziewczyny, by prosić ojca o jej rękę. Na zachodnim wybrzeżu, na którym Samantha została sama, dzieje się jednak coś dziwnego - pojawia się trzęsienie ziemi i pada komunikacja. Will chcący wrócić do domu zostaje odprawiony na lotnisku z kwitkiem, odwołano wszystko loty i nie da się nic zrobić. Wraca więc do rodziców dziewczyny, którzy mają już spakowane plecaki i nie myśląc zbyt długo, planują pojechać do Seattle autem by sprawdzić, czy z ich córką wszystko jest w porządku. Matka dziewczyny jedzie do znajomych, a jej ojciec z narzeczonym wyruszają w podróż do Seattle. Czy zrobilibyście to samo będąc jednym z nich? Myślę, że tak - choć oczywiście nie wygląda to na najmądrzejszą decyzję w życiu.

Panowie bohaterowie mają przed sobą długą podróż, nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że kraj powoli pogrąża się w chaosie i nie da się po prostu wskoczyć na autostradę, wciskając pedał do podłogi. Pozbawione elektryczności ogromne rejony USA to brak możliwości zrobienia normalnych zakupów (tylko gotówka) i problemy z paliwem. Mimo tego dwójka bohaterów nie rezygnuje i zrobi wszystko, by dojechać do dziewczyny.

How it Ends podoba mi się wizualnie. Sporo pięknych podniebnych ujęć pokazujących urodę USA. Dużo ciaśniejszych kadrów w mniejszych miejscówkach. Ciekawa, choć niezbyt oryginalna praca kamery, dobre udźwiękowienie. To ładny obraz, z kilkoma efektami specjalnymi budującymi klimat. A ten jest ciężki, udało się go moim zdaniem ciekawie narysować i utrzymać prawie do ostatnich kadrów filmu. Nie przepadam z Whitakerem, gra tu tak samo jak zawsze, Theo James też nie zachwyca, ale wywiązuje się z powierzonej mu roli. Jest trochę przestraszony, choć nie płacze w kącie. Widać natomiast, że jego pokolenie nie potrafi poradzić sobie w kryzysowej sytuacji i emerytowany marines zna codzienność zdecydowanie lepiej.

W obliczu katastrofy z ludzi wychodzą najgorsze rzeczy

Niby nic nowego. How it Ends porusza temat wielokrotnie wałkowany zarówno w grach, książkach jak i filmach - czyli życzliwość ludzi w obliczu problemu, który powinien ich jednoczyć. Oczywiście jak możecie się domyślić zamiast braterskiej pomocy, pierwsze co zrobi bohaterom bliźni spotkany na ich drodze, to wbicie noża w plecy. Bo czymże jest czyjeś życie, gdy w baku brakuje benzyny? Z jednej strony podobało mi się, że film zwraca na to uwagę i piętnuje takie zachowania - z drugiej poszczególne sytuacje tego typu są przewidywalne, nie zaskakują i sprawiają wrażenie odrobinę przesadzonych. Ciężko mi bowiem uwierzyć, że w kilka dni od narodowej katastrofy praktycznie wszystkim puściły hamulce, a na drogach i bezdrożach nie ma ani jednej dobrej duszy.

Przewidywalność to również jeden z największym minusów How it Ends. Historia niczym nie zaskakuje, a nawet jeśli się stara, to i tak jej nie wychodzi. Odpowiedź na pytanie, czy para nieprzepadających za sobą bohaterów nawiąże, w obliczu niebezpieczeństwa, nić przyjaźni jest więcej niż oczywista.

Podobało mi się natomiast jak film budował napięcie związane z samą katastrofą, pokazywał kolejne jej tajemnice starając się jednak niczego nie wyjaśniać. Nie podobał mi się natomiast finał historii, nie tak go sobie wyobrażałem, można to było pociągnąć zdecydowanie lepiej. I obstawiam, że większość z Was będzie, podobnie jak ja, rozczarowana.

Blisko dwóch godzin spędzonych z How it Ends nie uważam jednak za czas stracony. Ja mam dość prosty wyznacznik tego, czy film mi "siadł", czy męczę się by odhaczyć go na swojej liście obejrzanych produkcji. Jeśli oglądam jakiś obraz partiami i jego seans dzielę na kilka części to oznacza, że nie daję rady wysiedzieć przy nim zbyt długo - zdarza się oczywiście, że rezygnuję w połowie i nigdy więcej do niego nie wracam.

How it Ends zaliczyłem od razu, bez chęci dzielenia czy zajęcia się czymś innym. Czyli "siadł". Ale czy go zapamiętam? Szczerze wątpię i obstawiam, że jeśli za kilka miesięcy mignie mi gdzieś w serwisie Netflix to będę się zastanawiał, czy już go w ogóle widziałem. Nie jest to film ani dobry, ani zły. Ani nudny, ani jakoś specjalnie wciągający. I niestety wpisuje się w tezę, że filmy oznaczone Netflix Original nie wnoszą absolutnie nic do branży. To po prostu kolejny obraz, który możecie włączyć w piątkowy wieczór, kiedy to sypnęła Wam się impreza ze znajomymi i nie macie co ze sobą zrobić.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu