Recenzja

GTA skończyło się dla mnie na dwójce… I ponownie zaczęło wraz z częścią piątą!

Tomasz Popielarczyk
GTA skończyło się dla mnie na dwójce… I ponownie zaczęło wraz z częścią piątą!
14

Pamiętam to trochę jak przez mgłę – rok 2000 albo 2001, kiedy to z którymś numerem CD Action dostałem pełniaka Grand Theft Auto. Obracająca się na ekranie kropka przypominająca człowieka, klocki imitujące budynki i jeżdżące kolorowe pudełka, które zabawnie wybuchały. Spędzałem przy tej grze długie w...

Pamiętam to trochę jak przez mgłę – rok 2000 albo 2001, kiedy to z którymś numerem CD Action dostałem pełniaka Grand Theft Auto. Obracająca się na ekranie kropka przypominająca człowieka, klocki imitujące budynki i jeżdżące kolorowe pudełka, które zabawnie wybuchały. Spędzałem przy tej grze długie wieczory – czasem jedynie dla samej radości płynącej z robienia totalnej demolki.

Krótko potem w jakiś sposób w moje ręce trafiła część druga – o ile dobrze kojarzę kolega „przegrał” mi swoją wersję „ze straganu” na płytkę CD. Taak, piraciło się wtedy na potęgę... Ceny gier zwalały z nóg, a wyciągać od rodziców 150 czy nawet 200 złotych na ten cel było głupio. O wiele łatwiejsze wydawało się odłożenie trzech dyszek i znalezienie gościa w kapturze stojącego na rynku między stoiskiem z „Adibasami” i straganem z detergentami noszącymi etykiety w języku rosyjskim. Tak czy inaczej w GTA II również zagrywałem się długo – jeśli dobrze kojarzę to chyba nawet była jedna z pierwszych gier, przy której udało mi się zarwać noc.

Ale lata mijały nieubłaganie, obecna forma stawała się przestarzała. Zresztą już taka była, w momencie gdy pierwszy raz się z nią zetknąłem. Nie stroniłem od „starych gier” i bynajmniej nie z powodu jakiejś szczególnej sympatii do nich. Po prostu Celeron 500 MHz z 64 MB RAM-u i kartą GeForce 2 wówczas już nie pozwalały za bardzo poszaleć. A już szczególnie w GTA III. Gra działała u mnie mocno przeciętnie, a sytuacji nie poprawiał fakt, że sami twórcy mieli wówczas spore problemy z optymalizacją.

Może dlatego od trzeciej części po prostu się odbiłem? Nie wiem dlaczego. To już nie było to samo po prostu (tak wiem, jestem konstruktywny i merytoryczny jak cholera). Im bardziej realistyczna stawała się ta zabawa w gangstera, tym bardziej wydawała mi się infantylna. Ta cała otoczka, która miała sprawić, ze nastolatek poczuje się „bad boyem” nie przekonywała mnie. Nie potrafiłem zidentyfikować się z bohaterami. Nie umiałem chłonąć nowej konwencji, a coraz ostrzejsze zagrania twórców sprawiały, ze zaczynałem kojarzyć GTA z grą wypaczoną, pozbawioną dobrego smaku i pospolitą.

O wiele chętniej sięgałem po inne sandboksy. Obie części Mafii wręcz pochłonąłem jednych haustem. Mało tego, wybornie bawiłem się też przy wszystkich Saints Row, mimo że teoretycznie były rozrywką niskich lotów o wiele bardziej prymitywną niż GTA. Nie miałem nic do sandboksów, sama formuła mi odpowiadała.

Awersja do GTA sprawiła, że do części czwartej nie podszedłem w ogóle. Po prostu straciłem nadzieję, że cokolwiek w tym aspekcie może się jeszcze zmienić. Było wówczas tyle fajnych gier, ominięcie tej jednej nie robiło większej różnicy. Potem tego trochę żałowałem – szczególnie, gdy po sieci rozchodził się fenomenalny klip wideo wykonany z użyciem silnika GTA IV i przedstawiający zupełnie nowe wcielenie Maria i Luigiego. Majstersztyk.

Do GTA V podszedłem bardzo ostrożnie. Wsunąłem płytę do napędu konsoli i przez pierwsze pół godziny gry mruczałem pod nosem „no, nawet nieźle”. Potem przepadłem zupełnie – na tyle, by od konsoli nie była mnie w stanie odciągnąć nawet pachnąca budyniem blaszka napoleonki (ale to wstydliwe wyznanie na inną okazję). Ta gra jest genialna.

Dorosłem do w końcu GTA? Nie ująłbym tego w ten sposób. Moim zdaniem magia tej produkcji wynika z trzech innych czynników. Pierwszym jest grafika. Wierzcie mi lub nie, ale GTA V na XOne i PS4 wygląda lepiej niż niejedna produkcja od samego początku projektowana na nextgeny. Do takiego Ryse z całą pewnością sporo jeszcze brakuje, ale i tak jestem pod dużym wrażeniem możliwości silnika gry. Efekty świetlne, modele postaci oraz (co szczególnie istotne) pojazdów, zjawiska atmosferyczne - to wszystko wygląda tutaj naprawdę dobrze. Jeśli dodamy do tego efektowne eksplozje i świetnie zaprojektowane lokacje otrzymamy po prostu fajnie wyglądający tytuł, w który chce się grać chociażby dla samej eksploracji.

Drugi z atutów to tryb FPP, który bardzo szybko stał się u mnie tym domyślnym. Tak naprawdę, widok z perspektywy trzeciej osoby mógłby już nie istnieć i pewnie nawet nie uroniłbym po nim łzy. GTA w tej postaci przekonuje mnie o niebo bardziej - gra jest bardziej efektowna, realistyczna i dosadna. Twórcy zrealizowali ten tryb bardzo konsekwentnie i właściwie tylko w przerywnikach filmowych jest on wyłączany. Jeżeli pokochaliście Skyrima, nowe Fallouty i inne gry Bethesdy, GTA V Was również oczaruje. Ja uległem.

https://www.youtube.com/watch?v=kFhkHFSytVU&list=UU6VcWc1rAoWdBCM0JxrRQ3A

Trzecią i ostatnią cechą, za którą polubiłem GTA V jest ta wszechobecna swoboda. Nie mówię tutaj jedynie o sandboksie, po wolność w podejmowaniu decyzji leży tak naprawdę u jego podstaw. Sęk w tym, że twórcy zostawili nam również otwarte dziesiątki furtek podczas samych misji. I nie jest to zazwyczaj głupi wybór między tym, czy wpadniemy do jubilera i rozstrzelamy wszystko co się rusza czy może w subtelny sposób obrabujemy go pod osłoną nocy. Możliwości jest często znacznie więcej i to czyni grę piękną, a już w szczególności wartą tego, by zasmakować jej jeszcze raz (tu piję do tych, którzy już uraczyli się GTA V na starszych konsolach).

A skoro przy porównywaniu z poprzednią wersją jesteśmy, takich subtelnych nowości jest więcej. Twórcy wprowadzili kilka nowych misji, a także mocno dopieścili model funkcjonowania miasta. Wzrosła liczba przechodniów, wprowadzono nowe samochody (i nie tylko) oraz utwory w radiu, usprawniono model prowadzenia… O takich niewidocznych na pierwszy rzut oka drobnostkach można by pisać pewnie długo.

Po wielu latach przeprosiłem się z serią. Piąta odsłona na pewno nie sprawi, że nadrobię te wszystkie zaległości, ale daje mi pewną nadzieję, że gatunek ten nie został jeszcze wyeksploatowany do granic możliwości, jak np. czołowe marki Ubisoftu czy EA. Widać, że można z niego jeszcze sporo wykrzesać. I całe szczęście, bo w przeciwnym wypadku pewnie nie przekonałbym się, jakie GTA V jest świetne.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

konsoleGryps4Xbox OneGTA V