Wyniki wyszukiwania rozszerzone o „Snippets” zawierają w sobie dodatkowe informacje, które mogą się użytkownikowi przydać. Najprostszy i dostępny w Polsce przykład to dane z Wikipedii. Wyszukując frazę, na przykład „Albert Einstein”, otrzymujemy skróconą metryczkę konkretnej osobistości – jeżeli nam ona wystarczy, wcale nie musimy zaglądać do Wikipedii. Jeżeli potrzebujemy większej ilości danych, klikamy w odpowiedni link i czytamy dalej.
Ale „Skrawki” się zmieniły – użytkownicy pytają Google o przeróżne rzeczy, a wyszukiwarka dostarcza im przeróżnych odpowiedzi
Bazując na własnych algorytmach, Google „rozważa”, które informacje z konkretnych stron będą dla użytkownika najodpowiedniejsze. I tak oto, na przykład amerykańscy internauci mogą zapytać wyszukiwarkę… właściwie o wszystko. Czy Olivier Giroud, który właśnie przeszedł z Arsenalu do Chelsea jest dobrym zawodnikiem (według mnie, z pewnością bardzo niedocenianym), albo o to, jaka wódka jest najlepsza. Problem w tym, że „skrawki” oferowane przez Google nierzadko bazują na nieprawdziwych informacjach, albo… mogą wywołać pewne kontrowersje.
W dobie „fake newsów”, pilnowanie jakości „skrawków” oferowanych przez Google to wręcz mus. Mało tego, istotność tego typu danych będzie rosła wraz z tym, jak tylko wirtualni asystenci oraz inteligente głośniki na dobre zadomowią się w naszych kuchniach, salonach i być może sypialniach. Urządzenia Google Home pytane o podobne rzeczy również bazują na Snippets. Wystarczy zapytać Asystenta: „Who was Jesus Christ”, a ten zacznie od „According to (w tym przypadku Wikipedia)”. A gdyby coś się wyszukiwarce „pokiełbasiło” i powieliłaby np. informacje szkalujące centralną postać religii chrześcijańskiej? Byłaby z tego niezła afera – i słusznie.
Jak podaje BBC.com, „skrawki” odpowiadały już za pomniejsze „aferki” związane z takimi informacjami. Między innymi sugerowały one, że „kobiety są złe”, albo, że glutaminiam sodu powoduje uszkodzenia mózgu. I jedno i drugie stwierdzenie to wierutne bzdury.
Po pierwsze – kobiety wcale nie są złe, trzeba je po prostu częściej przytulać.
Po drugie – glutaminian sodu nie powoduje pobudzenia i nie wpływa w żaden sposób na mózg. Dlaczego? Nie trafia do mózgu lub rdzenia kręgowego, chroni nas przed tym bariera krew-mózg (której nie jest w stanie przekroczyć). Aby to lepiej zrozumieć: opioidy są znane z tego, że obok efektów leczniczych powodują „haj”. Loperamid również jest opioidem, który wykorzystywany jest do leczenia biegunki – jednak w jego wypadku nie należy się spodziewać haju, bowiem przez wspomnianą wyżej barierę nie przenika. Koniec, kropka.
Całkiem świeże badania wskazują na to, że loperamid zażywany w ponadterapeutycznych dawkach może przenikać przez barierę krew-mózg, a ponadto przy okazji równoczesnego spożycia grejpfrutów i niektórych substancji chemicznych może spowodować objawy zatrucia opioidami – dla ścisłości
Google musi więc poprawić swoje „Snippets”
Wyzwania stawiane również Google przez zmieniający się internet nie są możliwe do zbagatelizowania. Gigant, który utrzymuje się z informacji musi równocześnie dbać o ich jakość – szczególnie wtedy, gdy bazuje na tym, co do sieci wrzucają internauci. A ci niestety są bardzo kreatywni w wypaczaniu rzeczywistości – czasami świadomi, a czasem nie (co jest chyba bardziej przerażające).
Więcej z kategorii Google:
- Zdjęcia Google w przeglądarce nauczyły się kilku sztuczek od aplikacji
- Jak przenieść zdjęcia iCloud do innej usługi? Apple udostępnia specjalne narzędzie
- Zdjęcia Google wkrótce zaserwują jeszcze więcej pięknych wspomnień
- Prawo okazało się silniejsze od korporacji. Koniec rollercoastera pt. Google i Facebook vs. Australia
- Pixel 5a jak Pixel 4a 5G, zmiany są kosmetyczne, ale to dobra wiadomość