Google

Jeden mały błąd Google może narobić sporo bałaganu. Sami zobaczcie

Jakub Szczęsny
Jeden mały błąd Google może narobić sporo bałaganu. Sami zobaczcie
11

Kiedy słoń kichnie w stronę mrowiska, można spodziewać się sporego bałaganu. W tym przypadku słoniem jest Google, a mrówkami połowa Japonii, która doświadczyła siły giganta nie w ten sposób, w jaki powinno się to odbyć. Otóż, wszystko sprowadziło się do błędu, w wyniku którego spora część azjatyckiego kraju została odcięta od internetu.

W zeszły piątek, w wyniku niewielkiej pomyłki, popsuto protokół BGP, który stanowi podstawę działania dzisiejszego internetu. Co ciekawe, Google swój błąd naprawiło w ciągu 8 minut, jednak konsekwencje niepoprawnego działania protokołu utrzymały się przez kilka następnych godzin. To zaś spowodowało nie tylko przeogromny strach wśród obywateli Japonii niemogących pooglądać swoich ulubionych kotków w internecie, lecz także paraliż wśród licznych na wyspach firm.

Google przeprosiło za ten incydent, wyjaśniono, że wprowadzono niepoprawne dane dla sieci i po stronie usługodawcy szybko wprowadzono potrzebne poprawki. Jednak jak pokazuje ten przykład, nie wystarczyło to do błyskawicznego opanowania sytuacji, wedle której połowa Japonii miała problem z dostępem do globalnej sieci.

Spójrzcie, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od takich gigantów jak Google, Microsoft, Apple i tak dalej

Giganci informatyczni "trzęsą" tym, jak działa internet. Mają nasze pliki, gromadzą informacje o kartach kredytowych. Właściwie, odkąd na dobre odbyła się rewolucja mobilna, a my coraz mocniej przemy ku systemowi urządzeń połączonych, jesteśmy wręcz uzależnieni od największych tuz technologicznych. Oczywiście nie jest to nic złego, o ile wszystko działa dobrze. Jednak w sytuacjach kryzysowych może się okazać, że jako konsumenci będziemy przeklinać "dzień, w którym założono firmę X".

Wystarczy, że wystąpi niewielka awaria, przez którą dostęp do naszych plików stanie się niemożliwy. Niech tylko odbędzie się incydent, wedle którego dane naszych kart kredytowych trafią w ręce cyberprzestępców. I ostatecznie, niech ktoś w Google popełni z pozoru tylko niewielki błąd i tym samym "wyłączy" pół światowego internetu. Jak mówią na temat tej sytuacji eksperci, o tego typu pomyłki wcale nie jest trudno i należy się liczyć z tym, że mogą wystąpić kolejne. To zaś skłania nas do refleksji na temat tego, czy aby giganci technologiczni nie mają za dużo do powiedzenia w krytycznych dla naszej aktywności w sieci kwestiach.

I o ile rozważania na ten temat są jak najbardziej zasadne, tak szybko można dojść do wniosku, że nie bardzo jest z tym co zrobić. Doskonale wiadomo, że wszystko to, co zostało stworzone przez człowieka jest podatne na awarie. I co ważne - jeżeli pewien mechanizm opiera się na ludziach, to jest on tak niezawodny, jak godny zaufania jest w danym momencie zarządzający nim człowiek. A z tym jak wiadomo jest oczywiście różnie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu