Motoryzacja

Gogoro, czyli Tesla wśród skuterów. Tanio nie jest, ale pomysł ciekawy

Maciej Sikorski
Gogoro, czyli Tesla wśród skuterów. Tanio nie jest, ale pomysł ciekawy
6

Pierwszy raz o Gogoro przeczytałem kilka miesięcy temu, już wtedy zapowiadano, że dzieje się coś dużego, ale postanowiłem poczekać i przekonać się, czy biznes będzie się rozkręcał. Ostatnie doniesienia świadczą o tym, że interes rośnie, firma planuje ekspansję na kolejne rynki. Pewnie spora część Cz...

Pierwszy raz o Gogoro przeczytałem kilka miesięcy temu, już wtedy zapowiadano, że dzieje się coś dużego, ale postanowiłem poczekać i przekonać się, czy biznes będzie się rozkręcał. Ostatnie doniesienia świadczą o tym, że interes rośnie, firma planuje ekspansję na kolejne rynki. Pewnie spora część Czytelników zastanawia się czym w ogóle jest Gogoro, więc odpowiadam: to producent skuterów elektrycznych, który porównywany jest do Tesli. Na tani sprzęt nie ma co liczyć, ale drogie pojazdy też znajdują swoich amatorów.

Młoda firma z ambicjami

Gogoro powołano do życia w roku 2011, a stoi za nią m.in. Horace Luke - jeden z byłych menedżerów HTC. Co ciekawe, projekt wsparła swoimi pieniędzmi najważniejsza obecnie osoba w HTC, czyli Cher Wang. Firma pozyskała od inwestorów spore wsparcie finansowe (mowa o setkach milionów dolarów), więc nie mówimy o startupie, który nadal urzęduje w garażu i sprzedaje jedynie pomysł - w tym przypadku ekipa przeszła od idei do produktu, a efekty tego przejścia można spotkać na ulicach.

Pilotażowy program ruszył w Tajpej kilka miesięcy temu, teraz mówi się już o wejściu na europejskie rynki, a pierwszym z nich ma być Holandia, konkretnie Amsterdam, miasto bardzo przyjazne jednośladom. Firma wejdzie do tego państwa ze swoją ofertą jeszcze w pierwszej połowie 2016 roku. Warto podkreślić, że chociaż biznes jest obecnie budowany na skuterach, czyli środkach transportu, to firma widzi swoją działalność znacznie szerzej, wspomina się o ideach "smart energy" oraz "smart city". W jakimś stopniu przypomina to narrację Tesli i trudno chyba mówić o przypadku. Media nazywają Gogoro "Teslą wśród producentów skuterów", startupowi raczej nie przeszkadza takie porównanie.

Na czym polega pomysł?

Pamiętacie pomysł Tesli, by wymieniać baterie w samochodach i w ten sposób rozwiązać problem ich długotrwałego ładowania? Zamysł był taki: kierowca pojawia się w specjalnym punkcie producenta, usytuowanym np. przy ruchliwej trasie i w kilka minut wymienia pusty akumulator na pełny. Nie musi podłączać samochodu do ładowarki i czekać, proces miałby trwać niewiele dłużej od tankowania benzyny. Brzmiało ciekawie, ale niewiele z tego wyszło. Gogoro rozwija tę myśl, ale wdraża pomysł w skuterach.

Użytkownik przyjeżdża do stacji ładowania wyjmuje dwie puste baterie (dostarcza je Panasonic), wkłada dwie naładowane, które pobiera z automatu. Te ostatnie o nazwie GoStation lokowane są przy stacjach benzynowych, sklepach, kawiarniach, uczelniach - ich sieć ma być na tyle gęsta, by użytkownik mógł bez przeszkód trafić do takiego punktu, gdy energii zacznie brakować. W Tajpej funkcjonuje na razie 80 stacji, kolejnych 15 jest w fazie tworzenia. Jeśli wierzyć twórcom i osobom, które miały okazję brać udział w prezentacjach produktu, wymiana baterii trwa bardzo krótko - to kwestia sekund.

Ma sens? Z pewnością brzmi ciekawie. Skuter, a właściwie SmartScooter, bo tak nazywa się pojazd, nie zanieczyszcza atmosfery spalinami, jednocześnie nie musi być podpinany do sieci, a ładowanie baterii nie trwa kilka godzin. Wprowadzenie takich maszyn na większą skalę do miast, w których przez sporą część roku jeździ dużo jednośladów może pozytywnie wpłynąć na powietrze czy poziom hałasu. Nie dziwi, że firma chce tym projektem zainteresować władze miast i przekonać je do wspierania inicjatywy - pomysł można rozwijać na różne, ciekawe sposoby.

Skuter jest smart

Dzisiaj wszystko musi być smart, więc nie dziwi, że producent podkreśla to w przypadku tego pojazdu. Maszyna naszpikowana jest elektroniką, przeróżnymi czujnikami i "uczy się" swojego właściciela. Przygotowano specjalną aplikację, zaprojektowano skuter tak, by był zwrotny, szybki i zapewniał relatywnie duży zasięg. Prędkość maksymalna wynosi ponad 90 km/h, do prędkości 50 km/h przyspiesza w 4,2 sekundy, a zasięg wynosi 100 km na zestawie dwóch baterii i przy jeździe z prędkością 40 km/h. Po więcej danych technicznych odsyłam na stronę producenta.

Cena boli

Czytając te doniesienia, zastanawiałem się, ile trzeba zapłacić za taką przyjemność. Gdy zobaczyłem cenę, mina trochę mi zrzedła: ponad 4 tysiące dolarów. Przypominam, że mowa o skuterze, nowoczesnym, ale jednak skuterze. Cena staje się bardziej sensowna, kiedy dowiadujemy się, że właściciel ma w niej roczne ubezpieczenie od kradzieży, dwa lata serwisowania oraz, co chyba najważniejsze, dwa lata darmowej wymiany baterii. Przez 24 miesiące można jeździć za darmo. Jeśli ktoś często i dużo przemieszcza się na takim skuterze, to ta informacja może go skłonić do rozważenia zakupu. Niestety, nie trafiłem na informację dotyczącą opłat za wymianę akumulatorów po darmowym okresie.

Warto wspomnieć, że od lata w Tajpej sprzedano 2 tysiące maszyn. Od tego czasu pojawił się też tańszy model i spadły ceny sprzętu - teraz maszynę tej firmy można kupić za około 2700 dolarów. Nadal nie jest tanio, ale widać postęp. Wraz ze zwiększaniem skali biznesu i wchodzeniem na kolejne rynki ceny mogą się stawać bardziej przystępne. Wiele będzie zależało od wsparcia ze strony władz miejskich i centralnych - ewentualne dopłaty czy ulgi podatkowe mogą skłaniać ludzi do kupowania takich maszyn.

Podsumowując: pomysł ciekawy, chociaż wydatek spory. Potencjał jest - samochody Tesli też przecież do tanich nie należą, a klientów im przybywa. Firma ma szansę zakorzenić się na rynku, a za kilka lat możemy przeczytać, że wchodzi do któregoś z polskich miast.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

teslaamsterdamTajwan