Twitter

Gdy znany bloger nie zarabia kokosów

Maciej Sikorski
Gdy znany bloger nie zarabia kokosów
12

Temat pieniędzy zgarnianych przez blogerów, jutuberów i wszelkiej maści internetowych celebrytów był już przerabiany niejednokrotnie. Efekt jest taki, że spora część społeczeństwa patrzy na ten biznes niczym na mityczne eldorado i zaczyna snuć wizje własnej kariery w Sieci: nie narobię się, a spadni...

Temat pieniędzy zgarnianych przez blogerów, jutuberów i wszelkiej maści internetowych celebrytów był już przerabiany niejednokrotnie. Efekt jest taki, że spora część społeczeństwa patrzy na ten biznes niczym na mityczne eldorado i zaczyna snuć wizje własnej kariery w Sieci: nie narobię się, a spadnie na mnie zloty deszcz. Ludzie będą na mnie patrzeć na ulicy z podziwem, może w barze ktoś poprosi o autograf... Żyć nie umierać. Niedawno okazało się, że czasem nawet grube ryby mają problem z zarabianiem w internetach.

Zacznę od krótkiej uwagi: temat świeży nie jest i wielu z Was pewnie już się z nim zetknęło na początku sierpnia. Wracam do sprawy, ponieważ nie była poruszana na AW, a jednocześnie mnie intryguje. Chodzi o popularne w tej branży źródło informacji: twitterowego @evleaksa. Niejednokrotnie korzystałem z serwowanych przez niego przecieków i nie byłem przy tym wyjątkiem czy nawet przedstawicielem wąskiej grupy blogerów/dziennikarzy - wiadomościami z tego konta posiłkowały się rzesze ludzi z branży IT. Ale już nie będą: @evleaks, czyli Evan Blass zawiesza swoją działalność. Chociaż właściwym słowem będzie tu chyba kończy - zapewnia, że nie zamierza wracać do tego rozdziału.

Wiadomość przykra głównie z tego powodu, że człowiek jest poważnie chory. Nie to jednak stanowi główny motyw zamknięcia projektu - zapewne kontynuowałby działalność, finansował z tego źródła swoje leczenie i odkładał pieniądze na przyszłość gdyby... stały za tym jakieś pieniądze. Okazuje się, że popularny bloger (Twitter to przecież mikroblogi), osoba, którą kojarzą setki tysięcy osób na całym świecie, dostawca treści dla wielu serwisów internetowych nie zarabia na swojej działalności.

Nie potrafił zmonetyzować konta na Twitterze i swojej popularności, więc postanowił zająć się czymś innym. Zacząłem się zastanawiać, gdzie leżał problem: czy to Blass okazał się biznesową ofermą, która nie wiedziała, jak odbierać złote jaja od swojej kury, czy też owa kura okazała się chroma? Trudno odpowiedzieć na to pytanie wyłącznie w oparciu o krótkie wypowiedzi blogera, ale jeśli zapewnia, że próbował na różne sposoby, a przy tym wiadomo, że nie był nowicjuszem w tym biznesie, to właściwa będzie chyba druga wersja: popularność w mediach społecznościowych wcale nie musi iść w parze z korzyściami finansowymi.

Ważnym elementem tej historii jest miejsce, w którym udzielał się @evleaks: Twitter. Gdyby zyskał popularność na YouTube czy Facebooku, to prawdopodobnie byłby w stanie zmonetyzować swój biznes. Serwis mikroblogów okazał się pod tym względem ułomny i chyba należy to połączyć z informacją, że sam Twitter też nie potrafi na siebie zarobić. Póki co tam po protu nie ma pieniędzy. Jest potencjał, są obietnice i akcjonariusze oczekujący dobrych wyników, ale na tym się póki co kończy. YouTube i jutuberzy żyją we względnej symbiozie i to już teraz przynosi im wymierne korzyści - przykład Blassa pokazał, że Twitter tego nie ma. A to spory problem.

Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden wątek związany z działalnością @evleaksa - w komentarzach do jego decyzji często pojawiała się opinia, że teraz spora część firm odetchnie z ulgą. Blass był dla nich prawdziwym utrapieniem, psuł biznes i irytował. W jakimś stopniu pewnie faktycznie tak było, ale nie zapominałbym o drugiej stronie medalu: bloger zapewniał im rozgłos i robił spory szum wokół firmy/produktów/wydarzeń. Część przecieków z pewnością była kontrolowana, teraz ich rozpowszechnianiem zajmie się ktoś inny. Możliwe, że wykreuje go któryś z gigantów, bo taki człowiek będzie mu potrzebny.

Źródło informacji oraz grafiki: twitter.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu